Gdy grubo ponad dekadę temu ogłoszono, że powstanie seria komiksowa oparta na dwóch znakomitych i powszechnie uwielbianych grach cRPG Knights of the Old Republic, fani wpadli w ekstazę. Fanowskich pomysłów na serię było multum, ale generalnie wszystkie oscylowały wokół postaci Revana i wydarzeń związanych bądź z Wojnami Mandaloriańskimi, bądź Wojną Domową Jedi. Jakimż rozczarowaniem okazała się wieść, że nie zobaczymy żadnej z tych rzeczy (przynajmniej na początku), a głównymi bohaterami będą zupełnie nowe, nieznane wcześniej postacie…! Wyszło tym zabawniej, że koniec końców obrazkowi Rycerze Starej Republiki to jedna z najlepszych – jeśli nie najlepsza – serii komiksowych w historii Star Wars.
Na cykl, który w USA wydano w latach 2006-2010, a w Polsce pomiędzy rokiem 2010 a 2012, składa się równo pięćdziesiąt zeszytów (plus „zerowy”) zgrupowanych w dziewięć miniserii, które utworzyły dwa główne wątki. Do tego jakiś czas później dodano osobną miniserię pt. War, bez większego związku z podstawową opowieścią. Co uczyniło Rycerzy Starej Republiki tak znakomitym cyklem? Złożyły się na to dwa czynniki: cudowne i niesamowicie sympatyczne postacie protagonistów oraz klimat Nowej nadziei. Komiksowe KotORy wyróżniają się tym, że w idealnych proporcjach mieszają ze sobą wszystko to, co sprawiło, że kinomani w 1977 pokochali film o nazwie Star Wars: przygodę, humor i dramatyzm. I, rzecz jasna, wspomniane już postacie.
Postacie, postacie i jeszcze raz postacie
Głównym bohaterem cyklu jest z lekka fajtłapowaty, lecz obdarzony niezwykłym szczęściem padawan Zayne Carrick. Jest naiwny i lojalny niczym Luke, ale zarazem sprytny i we właściwych momentach nie daje sobie w kaszę dmuchać. Towarzyszą mu Snivvianin Marn Hierogryph zwany Gryphem, czarnorynkowy handlarz i drobny kanciarz, będący głównym źródłem humoru Rycerzy, oraz Arkanianka Jarael, nieufna, utalentowana wojowniczka z tajemniczą przeszłością. Razem tworzą niezapomniane trio pakujące się – z mniejszym lub większym wdziękiem – w coraz to kolejne przygody. Obok nich pojawia się kilku innych nie mniej barwnych bohaterów, w tym tak wyczekiwane przez fanów postacie z gier, jak Malak, Carth Onasi czy admirał Saul Karath.
Akcja serii trwa dokładnie rok i zaczyna się w 3964 BBY, dwanaście miesięcy po rozpoczęciu inwazji Mandalorian na światy Republiki. Chociaż fabuła często prowadzi naszych bohaterów w okolice ogarnięte konfliktem, główny wątek serii, obejmujący sześć pierwszych miniserii, skupia się wokół Zayne’a i jego prywatnej wojny z grupą balansujących na krawędzi ciemnej strony członków Przymierza Jedi. Następny wątek rozgrywa się wokół przeszłości Jarael i organizacji zwanej Tyglem. Scenarzysta serii, John Jackson Miller, w obu przypadkach stworzył fabułę głęboką, dotykającą mrocznych tematów i bardzo spójną, jednocześnie w żadnym momencie nie zatracając nowonadziejowego optymizmu i pewnej dozy naiwności. A że sprytnie i zręcznie połączył całość z ówczesnym Expanded Universe – w szczególności grami, ale też komiksami z cyklu Tales of the Jedi – tym większe należy mu się uznanie.
Rysunkowo Rycerze w dwóch trzecich prezentują się bardzo dobrze, natomiast w jednej trzeciej stosunkowo średnio. Warstwę wizualną serii stworzył w głównej mierze Brian Ching i to on jest autorem największej liczby zeszytów (łącznie z „zerowym” jest ich 22). Jego lekko rozmazana kreska jest dość specyficzna i możliwe, że niektórzy czytelnicy na początku nie będą jej zbyt dobrze tolerować. Mnie imponuje ogromem oryginalnych miejsc akcji i ubiorów, a także niezłym przedstawianiem emocji bohaterów. Po Chingu najwięcej, bo 10 pozycji, narysował Bong Dazo, ale jego prace są momentami potwornie wykoślawione i generalnie straszliwie nierówne. Za to w samych superlatywach określiłbym 8 zeszytów autorstwa następnego w kolejności Dustina Waevera – te rysunki należą do ścisłej czołówki najlepszych prac w całej historii gwiezdnowojennego komiksu.
Najlepsza seria komiksowa Star Wars w historii?
Początkowo nie byłem fanem Rycerzy Starej Republiki. Patrzyłem na kilka pierwszych zeszytów serii z perspektywy jednego z tych graczy zawiedzionych historią kompletnie wówczas niezwiązaną z grami. Gdy jednak zawód minął i podszedłem do serii jak do osobnego dzieła, moja opinia zmieniła się o 180 stopni. Rycerze to kawał świetnej gwiezdnowojennej rozrywki, z niesamowitymi postaciami, świetną fabułą i w większości bardzo dobrymi rysunkami. Do tego stopnia mi się podobają, że po przeczytaniu wszystkich komiksów z Legend, czego dokonałem w 2015 roku, uznaję Rycerzy Starej Republiki za moją ulubioną serię obrazkową Star Wars.