Relacja ze StarForce 2017

Jest gdzieś i wszyscy wiemy, gdzie…

Cathia: Przyznam szczerze, że dotychczas byłam tylko na dwóch edycjach StarForce, odbywających się w Bydgoszczy, więc jeśli chodzi o Toruń, był to mój pierwszy raz. Nie żeby mi to w czymkolwiek przeszkadzało – miasto jest absolutnie przepiękne i od lat pozostaje w czołówce moich ulubionych, więc nawet jak nie ma co robić, to można pochodzić i pozwiedzać. W obrębie Centrum wszędzie blisko… Zwłaszcza do Centrum Sztuki Współczesnej, w którym impreza się odbywała. Pół godziny bardzo wolnym spacerkiem od dworca PKP, jakieś pięć krokiem zombie od rynku… Idealnie.

Ithilnar: Dla mnie to był chyba drugi StarForce w ogóle. Pierwszy to ten pamiętny z 2010 roku w Bydgoszczy – ogromna i niezwykła impreza. Z Toruniem nie jestem jakoś specjalnie emocjonalnie związana ani nie znam miasta zbyt dobrze, ale poznałam na tyle, by przekonać się, że lokalizacja w CSW jest świetnym wyborem – blisko do centrum, tramwaj pod oknami, sporo miejsca wewnątrz.

Cathia: Fakt, jeśli chodzi o potencjał miejscówki, był wyśmienity! Olbrzymie przestrzenie (i labirynty!), idealne dla wystaw czy sceny, dobre miejsca na prelekcje, a także – co równie istotne, kino, które okazało się rewelacyjną salą na spotkania z gośćmi. Plus, oczywiście, dodatkowe miejsce w Collegium Minus, zajęte przez fanów zwłaszcza na bardziej nerdowskie punkty programu w piątek wieczorem.

Ithilnar: Te labirynty aż prosiły się by przerobić je na korytarze Gwiazdy Śmierci… A fakt, jeszcze piątkowa część imprezy odbywała się w niedalekim Collegium Minus. Sale były małe, ale też ta część zlotu była przeznaczona raczej dla mniejszego grona odbiorców, czyli prawdziwych nerdów.

Cathia: I tak to mniejsze grono odbiorców okazało się dość liczne, jeśli przypomnisz sobie dość sporą frekwencję na naszym konkursie, który program niejako otwierał. I nie, wcale nie przyszły na niego tylko najgorsze nerdy i nołlajfy (poza twórczyniami). Strasznie cieszyły mnie te dzieciaki, które w dodatku naprawdę sporo wiedziały!

Ithilnar: Prawda, frekwencja na konkursie zaskakiwała, tym bardziej, że prosty nie był. I choć wygrała znana w naszym gwiezdnowojennym światku ekipa, to jednak drugie i trzecie miejsca były sporym zaskoczeniem. I bardzo dobrze.

Cathia: Ale świetnie, że cokolwiek się w piątek działo, to w gruncie rzeczy był dzień rozruchowy i nadal przygotowawczy – radosne poszukiwania skalpela czy scyzoryka, by wesprzeć rozwieszających zdjęcia to miłe wspomnienie. Natomiast wszystko tak naprawdę działo się w sobotę, zaczynając od parady.

No, w paradach to oni zawsze byli dobrzy!

Cathia: Parada to jeden z najfajniejszych aspektów tej imprezy – powiedzmy sobie szczerze, jak bardzo cudowne jest to, że środkiem turystycznego miasta wali cała ekipa bohaterów ukochanego uniwersum i to bez rozróżnienia na kostiumy super ekstra pro z 501 czy Rebel Legionu, ale też poprzebierane dzieciaki (dobra, przyznam się – Ewok skradł moje serce). Do tego gra jeszcze Marsz Imperialny lub główny motyw muzyczny i naprawdę niewiele więcej mi trzeba. Ty to w ogóle masz do tegorocznej parady osobisty stosunek…

Ithilnar: I to bardzo. Pamiętam jak w 2010 zazdrościłam uczestnikom udziału w tak wielkim wydarzeniu. A w tym roku miałam przyjemność brać w niej udział. Niesamowite przeżycie. Słyszałam wiele głosów, że brakowało orkiestry – fakt, ona nadałaby całości większej pompy, ale… Gdyby była orkiestra, nie byłoby słychać “The Imperial Suite”. Jedynym minusem parady z perspektywy uczestnika, byli fotografowie wchodzący właściwie w sam środek pochodu czy rodzice robiący zdjęcia dzieciom stającym na trasie przemarszu. Ale to ponoć problem każdej takiej imprezy.

Cathia: Raczej tak, zwłaszcza że przez/dzięki Disneyowi (niepotrzebne skreślić) Gwiezdne wojny przeżywają renesans i każdy wie, każdy chce. Wiesz, ja szłam z taśmą odgradzającą uczestników parady od publiki i powiem ci, że to było czasami niezłe wyzwanie… Możesz kogoś zdeptać, ale i tak zdjęcie zrobić musi. No dobra, z drugiej strony wcale się nie dziwię – nie wszędzie zobaczysz nagromadzenie takich chociażby szturmowców czy Mandalorian.

Ithilnar: Ja to wszystko rozumiem doskonale. Sama stojąc po drugiej stronie taśmy pewnie bym zachowywała się podobnie. Na szczęście chyba nie było to aż tak uciążliwe, przynajmniej na czele parady. Co się działo dalej, mogę oglądać tylko na filmach. Ale parada to nie wszystko. Tak naprawdę to dopiero początek sobotniej imprezy. A działo się dużo.

Odwieczny problem – jak się sklonować?

Ithilnar: W tym roku organizatorzy postawili na dwa bloki prelekcyjne i dwie sale. Przyznam szczerze, że nie miałam zbyt dużo czasu na wysłuchanie jakiejkolwiek prelekcji, ponieważ działałam trochę przy bloku dziecięcym (a kącik był spory), a także prowadziłam konkurs rodzinny. A czekaj, byłam na jednej prelekcji – naszej…

Cathia: Witaj w klubie, mój wolny czas… chwila, jaki wolny czas? Też w sumie spędziłam ten StarForce zaskakująco intensywnie i to w sposób uniemożliwiający skorzystanie ze zbyt wielu atrakcji, ale wystarczy spojrzeć na program, by wiedzieć, że było w czym wybierać i to w dodatku można było być pewnym jakości. Punkty programu nie były przypadkowe, przygotowywali je fani, których słyszało się już na konwentach wcześniej i zna ich się naprawdę jako solidnych prelegentów. Tematyka też była mocno różnorodna, bo od głównego kanonu – filmów i ich analizy (zwłaszcza oczywiście Ostatniego Jedi), przez książki po gwiezdnowojenne reklamy, analizy mitoznawcze czy wreszcie RPG.

Ithilnar: Program był tak skonstruowany, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie – nie tylko wieloletni fan, ale również ci młodsi. Mnie bardzo zaskoczyła obecność młodych wielbicieli Gwiezdnych wojen na naszej prelekcji, a co więcej – ich aktywne uczestnictwo. Dzięki temu powstało kilka ciekawych teorii i koncepcji, jak utrzymać władzę w galaktyce. Zgodzisz się ze mną?

Cathia: Bez dwóch zdań rośnie nam nowe pokolenie fanów i cieszy mnie to szalenie, bo faktycznie nie jest to tylko chwilowa fascynacja Rebeliantami czy najnowszymi zabawkami. Młodsi podchodzą do naszego ukochanego uniwersum równie krytycznie i analitycznie jak my, a ponieważ na “normalnych” konwentach raczej się ich nie uświadczy w takiej liczbie, zjawisko zdecydowanie nam umyka.

Ithilnar: StarForce jest też na tyle specyficznym konwentem, poświęconym jednej tematyce, że przekrój wiekowy uczestników jest ogromny. I każdy z nich jest fanem – od tatusiów zachwycających się detalami modeli, po mamy, które robiły sobie zdjęcia ze szturmowcami czy (wybaczcie, pojadę prywatą) Krennicem. O dzieciach w naprawdę przeróżnym wieku chodzących w kostiumach nawet nie wspomnę. I to jest niesamowicie budujące.

Nie można dotykać, ale można się napatrzyć do woli…

Cathia: Mówisz o modelach, najwyższy czas wspomnieć i o nich, bo to przecież bardzo ważny aspekt StarForce – wszystkie wystawy. Nie zawsze ktoś jest zainteresowany prelekcjami czy konkursami, ale przejść się po rozległych salach CSW i obejrzeć absolutne arcydzieła chciał chyba każdy! A było co oglądać! Jak zwykle mieliśmy okazję podziwiać mistrzostwo braci Kuleszów i Bernarda Szukiela, ale także niesamowity talent Aldony Talarczyk, autorki przepięknych kopii strojów Padme Amidali.

Ithilnar: A jak sobie przypomnę upinanie na głowie manekina ozdób z piór, to tym bardziej podziwiam Aldonę za talent i pomysłowość. Nie zapominajmy też o Piotrze Minturze, Bogdanie Sztafiju z absolutnie niezwykłym sandcrawlerem, a także Krzysztofie Wilczyńskim, którego buzz-droid miał swoją premierę w Toruniu. No i można było jeszcze podziwiać rozbity myśliwiec TIE Najwyższego Porządku, który naprawdę robi niesamowite wrażenie.

Cathia: Zgadza się – TIE miał wprawdzie premierę na Pyrkonie, ale wówczas naprawdę można było na niego nie trafić, więc miło go było zobaczyć ponownie tutaj. Ta sama ekipa (Projekt No Crew) była, zdaje się odpowiedzialna też za popiersie Snoke’a, również absolutnie fantastyczne! A to wcale nie był przecież koniec atrakcji! Podziwiać można było także świetną wystawę z klocków LEGO, kolekcje, również replik mieczy świetlnych, wystawę rozmaitych zdjęć, fanartów i plakatów. Długo możnaby wymieniać!

Ithilnar: Oj długo, bo swój kącik miała również kantyna, a stoiska rozłożyli Mandalorianie czy Polish Garrison 501st Legion. A z tym, kto wieszał plakaty z filmu, chętnie bym zamieniła kilka słów, bo brakowało plakatu z Łotra 1, a – o zgrozo – były aż cztery z Przebudzenia Mocy.

Goście, goście…

Cathia: Słuchaj, my tu gadu-gadu, a tymczasem nie wspominamy o bardzo istotnym elemencie każdego StarForce: gościach. W tym roku zaproszenie przyjął Michael Carter, znany szerszemu gronu jako Bib Fortuna (nic dziwnego, że twarz nierozpoznawalna na pierwszy rzut oka…). Jak zwykle, można było zdobyć autograf, zrobić sobie zdjęcie, a także posłuchać anegdot, tym razem z planu Powrotu Jedi.

Ithilnar: Czy ja wiem czy twarz mało rozpoznawalna? Pod tonami charakteryzacji można dopatrzyć się jego rysów.

Cathia: Ale i soczewki, i zęby nie te… Tak, te zęby, które wypluł prosto na Hamilla.

Ithilnar: Ach, to przednia anegdota! W ogóle z tymi aktorami jest tak, że człowiek spodziewa się nie wiadomo kogo, a tak naprawdę to przesympatyczni ludzie, dla których rola w Gwiezdnych wojnach była tylko i wyłącznie pracą, a nie całym życiem. Zresztą, sam Carter opowiadał o tym, jak na pierwszym konwencie z jego udziałem, fani wyrecytowali wszystkie kwestie Biba Fortuny, a on sam nie pamiętał żadnej…

Cathia: Teraz ma je opanowane doskonale, gwarantuję. Udowodnił to podczas spotkania, a także przy podpisywaniu autografów – niemal każdy zawierał konkretny cytat, ładnie dopasowany… no chyba że ktoś życzył sobie innego.

Ithilnar: Potwierdzam. Też mam taki. W ogóle Carter, pomimo typowo brytyjskiej aparycji, okazał się sympatycznym człowiekiem, którego urzekł spacer po Toruniu.

Cathia: Bo po pierwsze, Toruń jest przepiękny, po drugie, wspominał, że dla niego konwenty to zazwyczaj przewożenie z lotniska do hotelu pośrodku niczego, a potem do centrów wystawienniczych, gdzie zazwyczaj odbywają się zagraniczne konwenty. Tutaj było zdecydowanie bardziej kameralnie oraz – co bardzo podkreślał – monotematycznie. Jak się okazuje, Carter preferuje konwenty jednego fandomu, a ten polski naprawdę mu się spodobał. Doceniał zwłaszcza pytania, po części inne niż zazwyczaj (a cholera, nie zdążyłam zadać tego o Doktorze Who!).

Ithilnar: Jednak nie samymi zagranicznymi fan żyje… Mieliśmy także dwóch rodzimych gości, doskonale znanych na naszym podwórku. Mowa o Jacku Drewnowskim, który opowiadał o komiksowych planach wydawniczych Egmontu na przyszły rok (oj, będzie się działo), a także Staszku Mąderku, który mówił o wpływie Gwiezdnych wojen na swoją twórczość (może wreszcie doczekamy się premiery Gwiazd w czerni 2).

Cathia: No w kwestii Gwiazd w czerni 2, to Staszek szybki nie jest…

Podsumowując

Ithilnar: Powrót StarForce na konwentową mapę Polski trzeba uznać za udaną. Konwent, czy też zlot, to specyficzny, bo dla wąskiego grona odbiorców, ale frekwencja pokazała, że bardzo potrzebny, szczególnie teraz, gdy co roku mamy nową filmową premierę z uniwersum, mnóstwo książek, komiksów itd. Konwencja doskonale wpisuje się w potrzeby wielbicieli Gwiezdnych wojen, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie – wystawy modeli, prelekcje, innych fanów przechadzających się w kostiumach ulubionych bohaterów. Wreszcie, może w pewien sposób doświadczyć tego, co działo się na filmowym planie, dzięki zapraszanym gościom specjalnym.

Cathia: Formuła jest idealna, zgadzam się. Pomaga również to, że impreza jest darmowa, nie trzeba kalkulować kosztu wstępu dla całej rodziny, jedyne, co trzeba – to tylko przyjść i się dobrze bawić. A bawić się można naprawdę świetnie i jest to również zasługą organizatorów, o których złego słowa nie powiem, bo w sobotę wszystko dopięto na ostatni guzik, kontakt mailowy był absolutnie wzorowy.. Olbrzymie gratulacje dla nich, dla wolontariuszy, dla wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do tegorocznej edycji. Warto było!

Ithilnar: Warto, zdecydowanie warto było wrócić do organizacji StarForce. I mam nadzieję, że za rok ponownie spotkamy się na kolejnej edycji tej imprezy.

Autorami zdjęć są MiK i Cathia. Dziękujemy 🙂