Recenzja ta została pierwotnie opublikowana w październiku 2012 roku (tuż przed ogłoszeniem sprzedaży Star Wars Disneyowi) – przypominamy ją w ramach projektu Kompendium Legend.
John Jackson Miller jest postacią głównie kojarzoną ze scenariuszy do takich serii jak Rycerze Starej Republiki, Knight Errant i Zaginione plemię Sithów. Dziś polskim czytelnikom przychodzi zmierzyć się z książką na temat ostatniego z wymienionych cyklów. Literacki debiut Millera w odległej galaktyce był bardzo udany. A czy Zaginione plemię okazało się być sukcesem?
Zacznijmy od charakterystycznej budowy powieści. Zaginione plemię Sithów jest podzielone na dziewięć części-opowiadań. Osiem z nich wydawano naprzemiennie z serią Przeznaczenie Jedi, w której to tytułowe plemię zanotowało swoje pierwsze pojawienie. Wszystkie te historie można znaleźć w Internecie, w formie anglojęzycznych e-booków. Jedynie ostatnia, objętościowo większa od pozostałych część nie została do tej pory opublikowana. Ogólnie fabuła przedstawiona w książce dotyczy losów plemienia, aczkolwiek można wyróżnić cztery wątki poprowadzone przez Millera.
Pierwsze cztery części, a są to w kolejności chronologicznej Przepaść, Zrodzeni z Nieba, Wzór doskonałości oraz Zbawca tworzą spójną historię, rozpoczynającą się w trakcie katastrofy „Omenu”, a kończącą dwadzieścia pięć lat po rozbiciu statku. Sithowie po wylądowaniu na Kesh nie tylko zmagają się z nieznanym środowiskiem, lecz także sami ze sobą. Poznają Keshirich, tubylców zamieszkujących tę planetę, po czym przejmują nad nimi władzę. Fabuła tych części zbliża czytelnika do plemienia, które znamy z Przeznaczenia Jedi, np. poprzez wyjaśnienie, dlaczego z pierwszych Sithów przybyłych na Kesh ostali się tylko ludzie. Niestety, Miller za bardzo skupił się na konflikcie rozgrywającym się w rodzinie Korsin, zapominając o Keshirich, ich kulturze i otaczającym Sithów świecie.
Kolejna historia składa się z dwóch części, czyli Czyśćca i Strażnicy. Akcja nieprzypadkowo dzieje się ponad tysiąc lat po lądowaniu Sithów na Kesh. Pierwszą rzeczą, jaka mnie zadziwiła, była stagnacja społeczeństwa. Praktycznie nic nie uległo zmianie od czasów Yaru Korsina. Nie licząc kilku zdań przy opisie obecnego Wielkego Lorda plemienia, Miller praktycznie nie mówi nic o tym, co się wydarzyło w czasie minionego tysiąclecia. Autor stworzył jednak fantastyczną, osobistą historię o tajemniczym hodowcy pięknych kwiatów i młodej adeptce Ciemnej Strony Mocy. Choć jest to fabularnie prosta, można by rzec, że nawet tandetna przygoda o zdradzie, miłości i kompromisach pomiędzy dwojgiem zupełnie różnych ludzi, nie można odmówić jej uroku. Dodatkowym pozytywem są zapadające w pamięci ironiczne rozmowy i opisy oraz logiczne nawiązania do innych dzieł Millera.
Akcja Panteonu i Tajemnic dzieje się równo dwa tysiące lat po rozbiciu „Omenu”. W przeciwieństwie do poprzednich historii, Miller skupia się na samym plemieniu, a nie na jego poszczególnych, drobnych kawałkach. Od mniej więcej tysiąca lat plemię ogarnia wewnętrzna walka, prowadząca do osłabienia władzy i społeczeństwa Sithów. Nawet Keshiri, którzy do tej pory stanowili jedynie tło zaczynają się buntować. Ostatnią z szans na pojednanie wydają się być dwa nadchodzące święta upamiętniające wylądowanie na Kesh i lektorat testamentu Yaru Korsina. Po raz pierwszy w historii plemienia, władza Sithów może upaść. Miller postawił ich nad krawędzią przepaści, co czuć. W końcu przedstawiono nam ważne wydarzenia w faktycznie przełomowej formie. Tu już nie ma rodzinnej wendety Korsinów. Plemię staje się głównym, zbiorowym bohaterem powieści. Po raz pierwszy autorowi udało się perfekcyjnie opisać charakterystyczną naturę Sithów z Kesh, którym potrzebny był cel.
Pandemonium jest niejako kontynuacją wątku rozpoczętego w Panteonie i Tajemnicach. Sithowie ruszają na podbój kolejnych kontynentów. Większa objętość tego opowiadania pozwoliła Millerowi na rozwinięcie skrzydeł. W Pandemonium udało mu się złożyć razem dwa elementy, które do tej pory nie szły ze sobą w parze w Zaginionym plemieniu Sithów: osobistość oraz epickość. Autor skonfrontował ze sobą nie tylko dwie potęgi organizacyjne, ale także mentalne. Starcie skrajności jest nie tylko interesujące, ale wręcz kapitalne. Na dokładkę dostajemy wyjaśnienie zakończenia Zbawcy. Świetnie sprawdzają się również nawiązania do początków losów plemienia. Podobnie jak w świecie rzeczywistym, perspektywa minionych lat wypacza wizerunki wielkich postaci. Takie detale sprawiają, że czyta się to świetnie.
Ciężko przychodzi mi jednoznacznie ocenić Zaginione plemię Sithów. Choć warsztat Millera we wszystkich kawałkach tej powieści wygląda podobnie, szczegóły bardzo mocno zmieniają odbiór poszczególnych historii. Choć Zaginione plemię ma lepsze i gorsze momenty, i z pewnością nie można go nazwać przewodnikiem po dziejach Sithów z Kesh, to jeśli ktoś nie podejdzie do tego tytułu, jak do dzieła archiwistycznego powinien być co najmniej zadowolony.
Ocena: 8/10