Dlaczego scena z Leią w próżni ma sens

Jak internet długi i szeroki, tak większość osób – niezależnie od tego, czy film polubiły czy nie – uznało scenę „spaceru w próżni” generał Lei za jedną z najgorszych scen Ostatniego Jedi. W naszej redakcji również panuje ta opinia, czego dowodem jest jedno z naszych zestawień. Należy jednak rozdzielić kwestię tego, jak ten moment wygląda na ekranie od kwestii tego, czy scena jest logiczna i spójna z resztą uniwersum. I na tym ostatnim chcę się tu skupić.

Co my właściwie oglądamy?

Na pierwszy rzut oka rzeczywiście jest dziwnie, jeśli nie wręcz obrazoburczo. Księżniczka Leia Organa zostaje wessana w próżnię po zniszczeniu mostka „Raddusa”, gdzie po kilkunastu sekundach nieoczekiwanie otwiera oczy, wyciąga dłoń i leci do śluzy rzeczonego krążownika. Czy Leia nie powinna zginąć w próżni w wyniku dekompresji, zimna i braku powietrza? Czy Leia zmartwychwstaje? I jakim cudem udaje jej się to wszystko zrobić, mimo że nigdy nie przeszła szkolenia Jedi?

Zacznę od tego, że to, co widzimy w scenie można interpretować na kilka sposobów, gdyż jedyne źródło – sam film – nie daje nam żadnych definitywnych odpowiedzi. Leia zmartwychwstaje? A gdzież tam! Moim zdaniem – i co brzmi sensowniej – Leia nie tylko nie ginie, ale też w żadnym momencie tej sceny nie traci przytomności. Ja to interpretuję w ten sposób, że księżniczka przez cały czas jest skupiona na tym, by przeżyć, skupiona na podtrzymywaniu wokół siebie bariery Mocy, chroniącej ją – jak widać niepełnie, bo kilkanaście godzin musi spędzić w ambulatorium – przed skutkami wystawienia na działanie międzygwiezdnej próżni.

Instynktowna Moc

Bardziej problematyczna jest sama kwestia użycia Mocy przez Leię. Jak, bez szkolenia, można dokonywać takich cudów? Odpowiedź jest nader prosta, wymaga jednak od Was, fanów, odejścia od pojmowania Mocy, które de facto nigdy nie było jednoznaczne, a które na sposób zdawałoby się najbardziej sensowny usystematyzowały różne książki i komiksy. Chodzi mianowicie o zdolność używania Mocy bez szkolenia. Nie wiedzieć czemu, większość fanów uznała (albo zostało im to wmówione wszelkiego rodzaju książkami), że korzystanie z Mocy jest możliwe wyłącznie po przejściu szkolenia – mniejszego lub większego, generalnie szkolenia. To brzmi przecież najzupełniej logicznie. Tyle, że tak nie jest, i nigdy tak nie było. Już Nowa nadzieja to mówi, jasno i wyraźnie.

Sprowadza się to do jednego: wybitne jednostki potrafią z Mocy korzystać instynktownie i bez jakiegokolwiek szkolenia. Potrafią przy tym dokonywać rzeczy, na które inni potrzebują lat szkolenia. Mówimy tu o tak wybitnych jednostkach jak Anakin i Luke Skywalkerowie czy Rey.

Cuda Mocy Skywalkerów

Anakin w Mrocznym widmie dokonuje swego rodzaju cudu: wygrywa niewygrywalny dla ludzi (co dopiero dziewięcioletnich dzieci) wyścig. By tego dokonać, musi instynktownie używać Mocy; w takim wieku dziecko nie ma wyrobionego refleksu i koordynacji ruchowej, nie wspominając już o siłach fizycznych niezbędnych do ścigania się przy takich prędkościach. Co robi Luke? Oczywiście niszczy Gwiazdę Śmierci, instynktownie nakierowując Mocą torpedy protonowe do celu. Czy to duże osiągnięcie? Wydawałoby się, że relatywnie niewielkie, jeśli zapomni się o fakcie, że przy takiej prędkości, tak niewielkim celu i konieczności pilotowania X-winga po kilkunastu minutach intensywnej walki, jest to niemożliwe, nawet korzystając z komputera celowniczego. Dodatkowo, po jednym zdaniu zachęty od Bena, Luke z zasłoniętymi oczami odbija mieczem świetlnym trzy strzały ze zdalniaka. Bez szkolenia instynktownie robi coś, na co zwykły Jedi potrzebuje lat treningu. A Rey? Odbicie sondy myślowej i zajrzenie w umysł wyszkolonego Kylo Rena to pokaz niezwykłego instynktownego użycia Mocy. Do tego sztuczka Mocy, technika raczej niełatwa, wychodzi jej już przy drugiej próbie.

Filmy przekonują dobitnie, że coś takiego, jak instynktowne użycie Mocy jest możliwe. Skoro więc zarówno Anakin, jak i Luke są w stanie tego dokonać, to czemu i nie Leia, pochodząca z tego samego rodu? Oczywiście dochodzimy tu do istotnej kwestii spornej: potęgi poszczególnych technik czy użyć tej „mistycznej siły spajającej wszechświat”. Wydawałoby się, że dokonanie Lei przewyższa wszystko to, co zrobili jej brat, ojciec i Rey. Czy jednak na pewno? Wspomniana trójka w każdym z przypadków użyła Mocy, by wpłynąć na element zewnętrzny. Leia użyła Mocy tylko w celu uratowania siebie.Tak samo jak zwykli ludzie, którzy za sprawą nagłego przypływu adrenaliny wywołanego zagrożeniem życia potrafią zrobić rzeczy wydawałoby się niemożliwe, tak też i Leia może korzystać z Mocy.

Oduczcie się tego, czego się nauczyliście

Dlaczego jest to tak niewiarygodne, że instynktownie otoczyłaby się barierą Mocy – techniką defensywną, nie ofensywną, co muszę znowu podkreślić– a potem ostatkiem sił, używając przyciągania Mocą w odwrotny sposób, doleciałaby do śluzy?I czemu, abstrahując od innych argumentów, nie można uznać, że Moc Lei manifestuje się właśnie w sytuacjach, gdy jej życie wisi na włosku? To, że wcześniej nie widzieliśmy tego w Star Wars? Teraz zobaczyliśmy, filmy Star Wars nie muszą i wręcz nie powinny ciągle maglować tego samego. A że całość wygląda śmiesznie? Cóż, jakoś do tej pory nikomu nie przeszkadzało, że zarówno Jedi, jak i Sithowie bez przerwy wyciągają dłoń, by użyć Mocy…

Jest niemal pewne, że większości z Was nie będę w stanie przekonać co do odbioru tej sceny, jak i też zmiany sposobu pojmowania Mocy. Ale być może część z Was zastanowi się nad tą kwestią, a po kolejnym seansie nie machnie ręką, mówiąc „jaka to bzdura!” i narzekając na gwiezdnowojenny brak logiki. W Star Wars mamy pełno scen i wydarzeń bezsensownych, ale akurat scena z próżnioodoporną Leią moim zdaniem do takich nie należy.