Szuler, kanciarz, łajdak, bohater – o przygodach Lando słów kilka

Lando Calrissian to z całą pewnością jedna z najbardziej zawadiackich postaci, jakie pojawiły się w filmowej sadze Star Wars. Billy Dee Williams wykreował ciekawą i wielowymiarową postać, która aż się prosiła, by rozwinąć ją w książkach, komiksach i grach. Jednak być może to właśnie przez drugoplanowość, jaka przypadła Lando Calrissianowi w filmach, twórcy niechętnie zabierali się za jego przygody, choć zdarzały się wyjątki – mniej lub bardziej udane. Zapowiada się, że jego występ w nadchodzącym filmie Solo będzie należał do tych drugich. Nim to jednak nastąpi, zanurzmy się w świat przygód najbardziej czarującego łajdaka odległej galaktyki!

„Sabak!”

Nie da się ukryć, że oglądając Imperium kontratakuje, można odnieść wrażenie, że Lando jest raczej postacią negatywną. Wszak poznajemy go na krótko przed tym, jak zdradza swego rzekomo dobrego przyjaciela, Hana Solo. I to jeszcze w jak dramatyczny sposób! Bliskie spotkanie z Darthem Vaderem, zamrożenie w karbonicie i przetransportowanie w łapy Hutta Jabby przez Bobę Fetta – to wszystko brzmi jak najgorszy koszmar każdego galaktycznego przemytnika.

Jednak w tym miejscu ujawnia się też jedna z cech, sprawiająca że Lando jest tak ciekawą postacią – jego skłonność do podejmowania ryzyka. Calrissian sprzymierza się z Imperium z konieczności, wszak czuje się odpowiedzialny za Miasto w Chmurach, którego jest baronem-administratorem. Jego lojalność ma jednak swoją cenę – nie daje sobą pomiatać i czy to z powodu wyrzutów sumienia, czy chęci odegrania się na Imperium, pomaga przyjaciołom w ucieczce i bierze udział w karkołomnej próbie odbicia Hana z rąk nieprzyjaciela. Ryzykowne posunięcie, prawda? Ale proszę się nie martwić – Lando to doświadczony gracz w sabaka, ulubioną grę karcianą najgorszych mętów galaktyki, której nieodłącznym elementem jest nic innego jak właśnie ryzyko.

„Jak się masz, stary piracie?”

W starym kanonie Lando miał swoje pięć minut. Już na bardzo wczesnym etapie kształtowania się starwarsowego uniwersum o jego przygodach można było poczytać w książkowej trylogii autorstwa Lestera Neila Smitha, złożonej z następujących tytułów: Lando Calrissian i Myśloharfa Sharów, Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona oraz Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka. Już po samych tytułach widać, że były to książki pełne… nieprzeciętnych i oryginalnych pomysłów. Mogą się podobać lub nie, ale dzięki nim dowiedzieliśmy się, jak wyglądały przygody Lando w czasach, gdy był jeszcze kapitanem „Sokoła Millennium”. Wraz ze swoim przyjacielem – droidem Vuffim Raa – tworzyli duet, który choć spotykał na swej drodze dziwaczne przeszkody, niewiele ustępował osławionym Hanowi Solo i Chewbacce. Zapowiadana mechaniczna towarzyszka Lando w filmie Solo, L3-37, może być aluzją do wzbudzającego sympatię Vuffiego Raa.

Jednak zdecydowanie lepszym ujęciem postaci Lando był, krótki bo krótki, komiks pod tytułem Ślicznotka. W końcu niejednego fana nurtowało, jak taki niepozorny hazardzista dorobił się fortuny i pozycji barona-administratora. Na te pytania odpowiadał właśnie niniejszy komiks, który klimatem przywodził na myśl przygody osławionego Agenta 007 z filmów o Jamesie Bondzie. Ponadto dowiedzieliśmy się, kim inspirował się Lando, nadając nazwę swojemu jachtowi – „Ślicznotce”.

No właśnie! Bo Lando miał swój własny statek kosmiczny. W końcu ile można płakać po utracie „Sokoła” w niefortunnej partyjce sabaka z Hanem Solo? Swoją drogą, to jedna z bardziej wyczekiwanych scen, mających pojawić się w nadchodzącym filmie. A jacht, o którym w nowym kanonie na razie mowy nie ma, można było podziwiać chociażby w grze komputerowej Jedi Knight II: Jedi Outcast.

Lando oczywiście wystąpił też w dziesiątkach powieści i komiksów, ale w żadnym z nich nie odegrał już pierwszoplanowej roli – zwykle znajdował się gdzieś w cieniu Wielkiej Trójki, chociaż zdarzało mu się mieć i ciekawsze wątki, jak np. eksploracja tajemniczego „Teljkońskiego Wagabundy” w Kryzysie Czarnej Floty czy… poszukiwania kandydatki na żony w Trylogii Koreliańskiej.

„Lando. Mój stary. Stać cię na więcej.”

W nowym kanonie Lando Calrissiana nie ma zbyt wiele. Poza marginalnymi występami w kilku książkach czy komiksach, nie sposób nie wspomnieć o jego gościnnym występie w animowanym serialu Rebels oraz genialnej miniserii komiksowej zatytułowanej po prostu Lando.

Co się tyczy pierwszego, głos pod jego postać podkładał nikt inny jak Billy Dee Williams, dzięki czemu czarujący szuler wypadł… cóż, czarująco jak zawsze. Dość powiedzieć, że załoga „Ducha” zareagowała na jego osobę różnie – a czego innego można się było spodziewać?

Odnośnie drugiego, czyli komiksu, to z całą pewnością można go zaliczyć do bardziej udanych z tych, jakie pojawiły się dotychczas w nowym kanonie. Lando, który jak zwykle ma niejeden dług do spłacenia, zbiera załogę złożoną z nieprzeciętnych jednostek i uprowadza… prywatny jacht Imperatora? To brzmi jak kawał świetnej historii. A jeśli dodamy do tego jeszcze fakt, że towarzyszem Lando jest między innymi Lobot, to tylko podnosi jej wartość –  przedstawienie tej przyjaźni rzuca nowe światło na ich relacje w Imperium kontratakuje.

,,To gracz, hazardzista, łajdak. Spodobałby ci się.’’

Co dalej z Lando Calrissianem? Ostatnie zapowiedzi Solo każą twierdzić, że bardzo dobrze. Donald Glover sprawia wrażenie świetnie dobranego aktora do tej roli. Nie pozostaje więc nic innego, jak czekać do maja.