„Star Wars” nigdy za wiele?

Ostatnie wieści podzieliły fandom Star Wars, co powoli zaczyna być już normą. Okazuje się bowiem, że Lucasfilm, poza zapowiedzianą już wcześniej trylogią Riana Johnsona, reżysera kontrowersyjnego Ostatniego Jedi, szykuje kolejne filmy z galaktycznego uniwersum, za które odpowiedzialni będą twórcy popularnego serialu Gra o tron – David Benioff oraz D.B. Weiss. Jakby tego było mało, ponadto zapowiedziano nie serial, a seriale rozgrywające się w świecie Star Wars – a to wszystko w przeciągu zaledwie kilku dni od wypuszczenia pierwszego oficjalnego teasera Solo, którego w kinach będziemy mogli podziwiać już w maju tego roku. Dużo tego, prawda?

Kupą, mości panowie!

Dlaczego zatem pozornie tak dobre wieści dla fanów przygód w bardzo odległej galaktyce wzbudzają tyle obaw i wątpliwości? Ano dlatego, że o tym wszystkim poinformowano w bardzo krótkim przedziale czasowym. I choć zarówno kolejne filmy, jak i seriale są od dawna (przynajmniej przez znaczną część) w mniejszym lub większym stopniu wyczekiwane, to teraz daje się słyszeć wyrazy niezadowolenia. Czy Lucasfilm zrobił to specjalnie czy nie, tego się nie dowiemy – grunt, że pochwalił się swoimi bądź co bądź ambitnymi planami w sposób, który wielu przytłoczył.

Nad Ostatnim Jedi rozpętała się istna burza – przez jednych chwalony, przez innych znienawidzony, namieszał zarówno w fikcyjnym, jak i realnym świecie. Zachowawcze Przebudzenie Mocy, również różnie przyjęte, nie wzbudzało jednak aż tak silnych emocji, gdyż było… zachowawcze właśnie. Dlatego też dziwi pewność siebie, z jaką Lucasfilm przystępuje do kolejnych projektów. O ile teaser Solo faktycznie nastraja optymizmem, nadal jest to zbyt mało, by uspokoić wyżej wspomnianą burzę. Tu trzeba piorunochronu! A zapowiedzi (mnogie) kolejnych starwarsowych produkcji bynajmniej nim nie są.

,,Użyj uczuć, Anakinie – coś tu nie pasuje!’’

Ach, stare dobre Expanded Universe (obecnie stary kanon) – tyle ciekawych, różnych i licznych historii z uniwersum Star Wars. Było tego trochę, prawda? I, zasadniczo, nikomu (lub przynajmniej niewielu) to nie przeszkadzało. Czemu więc wizja mnogich historii od Lucasfilmu tak bardzo przeraża tak szeroką gamę potencjalnych odbiorców?

Po pierwsze dlatego, że mowa tu o produkcjach mających trafić na srebrny ekran lub ekrany telewizorów. To angażuje wiele osób, trafia do zdecydowanie większego grona widzów. Książki i komiksy (na których brak obecnie, w czasach nowego kanonu, również narzekać nie można) tworzą nieco bardziej zamknięte, może nawet elitarne środowisko – w końcu trochę czasu trzeba na przeczytanie poświęcić, później sięgnąć po następny tytuł i tak dalej. Wiele wątków, zagłębianie się w psychikę bohaterów – to odbiorcę angażuje o wiele bardziej. Z filmami (z serialami może trochę mniej) sprawa jest prostsza – siadasz, oglądasz i zachwycasz się albo nie. Dlatego też muszą być one dopieszczone, w ich powstawanie ogromny wysiłek wkłada naprawdę duża rzesza osób. To spore przedsięwzięcie.

Chciałoby się rzec, że jak na razie nie ma powodów do obaw – w końcu dobry poziom poprzednich filmów danych nam przez Lucasfilm powinien świadczyć o tym, że kolejne również takie będą. Niestety, jak już wyżej zostało to zauważone, nie wszyscy są skłonni podpisać się pod tym stwierdzeniem. Wychodzi na to, że ci, którym dajmy na to Ostatni Jedi się podobał, mają łatwiej – w przyszłość starwarsowego uniwersum patrzą z większą nadzieją. A co z tymi drugimi?

Z pewnego punktu widzenia…

Ci drudzy (choć równie dobrze można ich nazwać tymi pierwszymi) nie powinni się martwić na zapas. Weźmy ekstremalny przypadek człowieka, któremu nie podobało się dotychczas wszystko, co wyszło spod ręki Lucasfilmu i miało na sobie łatkę Star Wars, wliczając w to także książki, komiksy, gry, a nawet chusteczki z wizerunkiem Lorda Vadera. Ten pozbawiony wszelkiej nadziei osobnik, dajmy na to Mateusz, jest niezadowolony z ostatnich rewelacji.

Drogi Mateuszu – nie martw się! Grunt to optymizm. Pamiętajmy, że nadchodzące produkcje nie zwalą się nam na głowy jak ich zapowiedzi – nie wszystkie na raz. Każdy z tych projektów to, jak już wyżej ustalono, ogromne przedsięwzięcie i jak na razie planuje się podawać je nam w odpowiednich odstępach czasowych. Najpierw swoje pięć minut będzie miał Johnson, później panowie z Gry o tron, a później może ktoś jeszcze. W międzyczasie nasza miłość do odległej galaktyki będzie podsycana przez pojawiające się w równych odstępach czasowych odcinki serialu, ale (na podstawie tego co na razie nam wiadomo) jednego na raz. Ponadto im więcej różnych twórców, tym lepiej. Większe prawdopodobieństwo, że każdy znajdzie coś dla siebie. Jedno może się spodobać mniej, drugie bardziej. Jak wiadomo, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, a zatem najważniejsze to dać szansę, nawet  którąś z kolei, jeśli tak trzeba. I może któregoś dnia właśnie Ty, drogi Mateuszu, wyjdziesz z kina z uśmiechem na twarzy i powiesz: ,,O takie Star Wars walczyłem!’’.