Papier, nożyce, klej – modelarze „Star Wars”, część 1: Bernard Szukiel

Fani Star Wars są wszędzie i w przeróżny sposób okazują swoją miłość do sagi – jedni ograniczają się do zbierania gadżetów, inni tworzą cosplaye. Ale jest także grupa, która od podstaw buduje modele pojazdów czy droidów w różnych skalach – na pewno nieraz podziwialiście ich dzieła na konwentach czy zlotach fanów. Jeśli zastanawialiście się, kto kryje się za tymi fantastycznymi dziełami, teraz macie okazję się tego dowiedzieć – przygotowaliśmy dla was cykl o polskich modelarzach. Jako pierwszy na nasze pytania odpowie Bernard Szukiel.

Na początek powiedz kilka słów o sobie.

Nazywam się Bernard Szukiel, mam 50 lat i mieszkam w Ostrołęce. Pracuję w branży informatycznej, a w wolnych chwilach buduję modele ze świata Star Wars oraz maluję obrazy. Interesuję się filmem, głównie science fiction (Star Wars, Matrix, Władca Pierścieni, Harry Potter, Alien), malarstwem fantasy (Boris Vallejo, Luis Royo, Chris Achilleos, Sorayama) oraz muzyką (Pink Floyd, Jarre, Peter Gabriel, Depeche Mode). Mam żonę i dorosłego syna, którzy bardzo mnie wspierają i motywują do kolejnych projektów.

Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z modelarstwem? Czy od razu były to modele Star Wars?

Sklejanie modeli zakorzenił we mnie tato. W latach 80. przyglądałem się, jak sklejał małe plastikowe samolociki. Wtedy jako mały chłopiec mogłem się tylko temu przyglądać. Potem przyszła kolej na Małego Modelarza. Tu dopiero namacalnie zacząłem poznawać wspaniały sposób spędzania wolnego czasu. Sklejałem czołgi, samoloty i okręty, lecz chyba nigdy nie ukończyłem żadnego projektu w 100%. Równolegle z modelarstwem zaczęła we mnie rosnąć fascynacja Gwiezdnymi wojnami. Mieszkając pod Warszawą, jeździłem na wszystkie seanse Star Wars, jakie akurat odbywały się w okolicy. Zbierałem wszystkie artykuły z czasopism krajowych i zagranicznych kupowanych na bazarze Skra. Na zdjęcia statków kosmicznych mogłem patrzeć godzinami. Fachowcy od efektów specjalnych oraz modelarze pracujący przy Gwiezdnych wojnach odmienili kino science fiction, wprowadzili nowy styl, a ich wizja mnie urzekła. Pojazdy w Star Treku, Kosmosie 1999 czy oryginalnej Battlestar Galactice nie utkwiły mi w pamięci tak jak te ze Star Wars. Do dzisiaj to one są dla mnie kultowymi maszynami. Nie wiem, czy gdyby wyglądały tak jak na wstępnych szkicach koncepcyjnych, film odniósłby taki sukces. Myślę, że sama gra Marka Hamilla czy Harrisona Forda bez „Sokoła Millenium”, imperialnego niszczyciela czy X-winga nie obroniłaby produkcji. Wszystkie elementy razem: fabuła, aktorzy, scenografia, muzyka i pojazdy, sprawiły, że od 40 lat jest to dla mnie najlepszy film SF, jaki wyprodukowano. A modele odegrały tu bardzo dużą rolę.

Dlaczego modele Star Wars?

Już w dzieciństwie chciałem mieć swojego „Sokoła Millenium”. Oczywiście, jak wielu, chciałem też władać mieczem świetlnym i podróżować między gwiazdami. Po trzydziestu latach spełniłem jedno z tych marzeń: zbudowałem swój pierwszy model z Gwiezdnych wojen. Do jego budowy przygotowywałem się bardzo długo. Zbierałem dostępne w sieci zdjęcia i rysunki, co nie było łatwe, bo dziesięć lat temu istniały tylko nieliczne fora, na których znalazłem kilka zdjęć „Sokoła”. W technikum, do którego uczęszczałem, jednym z przedmiotów był rysunek techniczny, bardzo przydatny w projektowaniu modeli. Budując modele z uniwersum Star Wars wzbudzam zainteresowanie zarówno wśród fanów sagi, jak i wśród modelarzy, bo jest to coś nowego, innego. Często są to jedyne na świecie modele wykonane z papieru w danej skali (droidy w skali 1:1, pozostałe modele w skalach od 1:12 do 1:20). Na wielu konkursach i wystawach modelarskich modele często się powtarzają, czołgi, okręty, samoloty… a tu, ni stąd ni zowąd, Star Wars. Na te modele mogę patrzeć godzinami i gdyby nie kruchy materiał, z którego są wykonane, to jeszcze bym się nimi pobawił.

Jakich materiałów używasz do budowy?

Główny materiał, jakiego używam do budowy moich modeli, to karton. Stanowi mój ulubiony materiał, którego obróbkę dość dobrze opanowałem. Jest on ogólnie dostępny i niedrogi, a z drugiej strony bardzo niepopularny w świecie gwiezdnowojennych modelarzy. Znam tylko kilku modelarzy, którzy pracują z tym materiałem (dzięki temu też stałem się rozpoznawalny). Do wykończenia modeli używam różnych drobnych elementów, takich jak kołki techniczne, opaski zaciskowe, części od zapalniczek, lecz są to znikome ilości. Większość modeli jest oświetlona diodami LED i światłowodami. Całość maluję farbami modelarskimi za pomocą aerografu.

Jakie modele były najtrudniejsze do zbudowania? Co w trakcie budowy modelu sprawia największą trudność?

Każdy model jest trudny do zbudowania. Czasem kilka dni patrzę na zdjęcia i rzuty pojazdu i zastanawiam się, jak zacząć. Wszystko projektuję w czasie rzeczywistym. Komputerowo robię tylko szkielet w trzech rzutach, by zachować skalę. Resztę wycinam przy pomocy linijki, element za elementem. Pomyłka na początku projektu skutkuje błędem często nie do naprawienia. Najtrudniejsze w budowie modeli z papieru są zaokrąglenia, ponieważ często trzeba używać dużo szpachli, by oddać kształt kuli czy łuku. Papier najlepiej sprawdza się przy płaskich łączeniach. Zazwyczaj najtrudniejszy jest model, do którego nie ma dokładnej dokumentacji. Często muszę improwizować, ale i nie przesadzić z inwencją twórczą, bo zawsze efekt końcowy musi być maksymalnie zbliżony do stylu modelarzy z ILM. Model z dużą ilością elementów, taki jak „Sokół Millenium”, pochłonął cztery lata mojego życia, ale nie był najtrudniejszy. Tak, bardzo pracochłonny, ale trudniejsze do wykonania okazały się głowy maszyn kroczących AT-AT. Mają one wiele powierzchni pochylonych pod różnymi kątami, które ciężko razem zgrać. Kabiny myśliwców X-wing też powstały dopiero za piątym razem.

Ile czasu zajmuje tworzenie modelu?

Współcześnie modele powstają w ciągu 3-5 miesięcy. Troszkę nabrałem wprawy i budowa trwa dużo krócej. Tak jak wspomniałem, pierwszy model, od którego wszystko się zaczęło powstawał w przeciągu czterech lat. Był bardzo pracochłonny, z wieloma szczegółami. Wiele rozwiązań robiłem po raz pierwszy. Oświetlenie światłowodami, malowanie aerografem, projekt szkieletu były dla mnie nowością. Sklejanie modeli z gotowych wycinanek krok po kroku według instrukcji znacznie odbiega od budowania modeli od podstaw. Muszę samodzielnie zebrać dokumentację, w głowie zaplanować sposób demontażu modelu do transportu, zaplanować bardzo mocny szkielet, który będzie odporny na czynniki atmosferyczne i częste przewożenie, wreszcie rozrysować, wyciąć, skleić i pomalować model. Tych kilka punktów, które za każdym razem muszę wykonać, składa się na powstanie kolejnego projektu.

Jak wygląda transport modeli, szczególnie tych dużych?

Do tej pory modele transportowałem samochodem osobowym w drewnianych skrzyniach i kartonowych pudłach. Barkę Jabby projektowałem pod wymiar mojego auta: 140 cm to szerokość między tylnymi drzwiami pasażerów. Skonstruowanie kolejnych dwóch astromechów wyeliminowało już moje auto do transportu eksponatów. Od kilku lat współpracuję z Adamem i Markiem Kuleszami i większość wystaw organizujemy razem. Moje modele są teraz transportowane razem z modelami braci dużym autem ciężarowym. Rozwiązało to problem transportu gotowych modeli, ale i ograniczenie skali nowo powstających. Dzięki temu, że przewozimy modele dużym samochodem, ograniczeniem wielkości modelu stała się tylko wytrzymałość papieru, a nie pojemność mojego auta.  

Z jakich źródeł korzystasz przy projektowaniu i budowie modeli? Filmy, książki, coś innego?

Do projektowania modeli głównie wykorzystuję Internet. Dzisiaj większość modeli została wydana do sklejania w wersjach plastikowych, ale dziesięć lat temu projektując „Sokoła” znalazłem tylko kilka zdjęć z muzeum w Bostonie oraz kilka ujęć modelu Revella, zamieszczonych na jakimś forum. Dzisiaj AT-AT, „Sokół” czy X-wing są jednymi z bardziej fotografowanych modeli. Zdarzają się jednak takie, których jeszcze nikt nie zbudował – konstruowanie  jest wtedy dużo cięższe. Budując barkę Jabby bardzo wiele zaczerpnąłem ze stopklatek filmu, prom Krennica z kilku zdjęć z przewodnika, a X-wing T-70 z czterosekundowego trailera. W tych przypadkach często musiałem posiłkować się wyobraźnią. Prawdopodobnie zbudowane modele będą się różnić od oryginału, ale na szczęście rzadko zdarza się, by ktoś to wychwycił.

Czy zanim przystąpisz do pracy nad nowym modelem tworzysz jego projekt? Jeśli tak, to klasycznie na papierze czy może komputerowy?

Budowę modelu zaczynam od skompletowania zdjęć. Mam szczęście, jeżeli znajdę zdjęcia z dokładnymi rzutami od góry, boku, z przodu, z tyłu… Takie zdjęcie obrysowuję w programie graficznym, powiększam do żądanej skali i drukuję na arkuszach A4. Sklejam mozaikę i wycinam zarys. Tak powstaje szkielet przy użyciu tektury 2 mm. W międzyczasie planuję rozkładanie na mniejsze elementy większych modeli. Następnie, już bez pomocy komputera, często używając kalki technicznej, oklejam szkielet i zamykam bryłę. Dalej już mniejsze elementy i poszycie sklejam kartonem grubości 0,5 mm. Tu następuje mozolna praca wykańczania modelu. Zazwyczaj budowa szkieletu zajmuje 1/5 całego czasu poświęconego danemu projektowi.

Nad czym obecnie pracujesz, i co chciałbyś jeszcze zbudować?

Jak wiesz, obecnie ukończyłem prom dyrektora Krennica w skali 1:12. Miałaś w tym swój udział, wspierając mnie i dostarczając mi kilku zdjęć z przewodnika i metalowego modelu. Sama wiesz, że dużo tego nie było. Model jest świeżo pomalowany. Czekam właśnie na sesję zdjęciową najnowszych modeli, którą jak zwykle wykona w swoim studio Adam Wołosz. Planów na budowę jest wiele. Często zmieniam decyzję, nic nie jest przesądzone. Mam dylemat czy zrobić coś dużego, niespotykanego, czego jeszcze nikt nie zbudował i poświęcić temu rok czy dwa, czy może w tym samym czasie kilka klasycznych modeli. W planach są Tipoca City, krążownik „Profundity” czy pancernik Mandator IV, ale może myśliwiec TIE czy snowspeeder. Staram się budować nowe konstrukcje, które przy organizowaniu wystaw nie będą powielały się z projektami innych modelarzy.

Gdzie modele były już prezentowane?

Moja przygoda z wystawami zaczęła się od StarForce w 2014 roku. Szczerze mówiąc byłem na takiej imprezie po raz pierwszy. Zostałem bardzo miło przyjęty przez uczestników zlotu i zmotywowany do dalszej pracy przez braci Kuleszów. W przeciągu kolejnych trzech lat powstało już dwadzieścia modeli. Moja praca została doceniona na kilku konkursach modelarskich, na których zdobyłem wyróżnienia, a także Grand Prix. „Sokół” został zauważony przez telewizję TVN, co zaowocowało wizytą w studio oraz pisał o nim magazyn Star Wars Insider wydawany przez Lucasfilm i Disneya. Przez kilka lat organizowałem wystawy na Pyrkonie i StarForce, miałem przyjemność uczestniczyć w Warsaw Comic Con czy The Power of the Force w Oberhausen w Niemczech. W zeszłym roku, razem z Adamem i Markiem Kuleszami zostaliśmy zaproszeni do Austrii na konwent Vienna Comic Con, tworzony przez firmę ReedPop, organizatora Star Wars Celebration i największych Comic Conów na świecie.

W jakich miejscach w tym roku można oglądać Twoje modele?

W tym roku ponownie razem z braćmi Kuleszami zostaliśmy zaproszeni na The Power of the Force w Niemczech. Planujemy uczestniczyć w Role Play Convention w Kolonii, Pixel Heaven w Warszawie oraz premierze Hana Solo w Wejherowie. Zapraszam serdecznie do odwiedzenia naszej strony internetowej www.yavin.pl oraz mojego fanpage na FB www.facebook.com/starwarspapermodel, gdzie można śledzić najnowsze projekty oraz informacje o kolejnych wystawach.

Bardzo dziękuję za wywiad.

Zdjęcia wykorzystane za zgodą Bernarda Szukiela.