„Nadchodząca burza”

Ansion to nieciekawa i na pierwszy rzut oka nic nie znacząca planeta uwikłana w wiele  traktatów i sojuszy –  idealna ze strategicznego punktu widzenia, bo jej odejście ze skorumpowanej Republiki może dać efekt domina i nakłonić inne światy do pójścia w jej ślady. Podstawowe pytanie, jakie muszą sobie zadać bohaterowie w przededniu niespodziewanego wybuchu Wojen Klonów brzmi: w czyim interesie leży nakłonienie tego niepozornego świata do opuszczenia szeregów Republiki Galaktycznej?

„Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz.”

Alan Dean Foster to autor, którego fanom Gwiezdnych wojen przedstawiać nie trzeba. Jego Nadchodząca burza w założeniu ma być wstępem do Ataku klonów, podobnie jak Maska kłamstw Jamesa Luceno stanowi preludium do Mrocznego widma. W prequelach aspekty polityczne, o które w dużej mierze opiera się późniejszy upadek Republiki, są niestety zarysowane bardzo niewyraźnie, dlatego wszelkie materiały dodatkowe prezentujące tło tych wydarzeń to prawdziwa gratka. W przypadku Nadchodzącej burzy można się jednak rozczarować. Zamiast wielkiej polityki, mamy trochę migawek z Coruscant z tajnych spotkań w parkach i apartamentach oraz nieco lokalnej walki o wpływy (oczywiście jak na Star Wars przystało, z Huttem w tle). Co właściwie istotnego jest w tej książce? Przede wszystkim planeta Ansion, wspominana przez Mace’a Windu na początku Epizodu II, działania zakulisowe Ruchu Separatystów (w tym pojawienie się Shu Mai – przewodniczącej Gildii Kupieckiej) oraz postacie: Luminara Unduli, Barrissa Offee oraz Obi-Wan Kenobi i przede wszystkim Anakin Skywalker. Chociaż wątek polityczny czytelnika nie wciąga, nie stanowi to szkody dla ciekawie opisanych relacji głównych bohaterów.

„Z każdym rozmawia się łatwiej niż z mistrzem Jedi.”

Misja, którą mają za zadanie wypełnić rycerze Jedi, wydaje się niewiele znaczyć w perspektywie galaktyki. Jej rangę podkreśla jednak fakt, iż powołano do wypełnienia zadania aż dwóch Jedi wraz z padawanami. Z książki wynika jednak, że najtrudniejszą częścią wcale nie było zainteresowanych do rozmów, lecz odnalezienie jednej ze stron.

Mimo że książka jako polityczne wprowadzenie sprawdza się średnio, jest ciekawą, spójną historią, która broni się jako powieść. Oczywiście pod warunkiem, że czytelnik nie oczekuje wybuchów, częstych pojedynków i bitew w kosmosie. Staranne opisy flory i fauny Ansion wprowadzają w klimat planety, bardziej przypominającą zapadłą dziurę klasy Tatooine niż hipermiasto Coruscant czy centra kultury i sztuki jak Alderaan czy Naboo. Nadchodząca burza z sugestywnie opisaną kulturą Alwariich to prawdziwa perełka wśród pozycji dla miłośników etnicznych klimatów i książek podróżniczych.

„Niezwykły nauczyciel dla niezwykłego ucznia.”

Ciekawym aspektem jest opowiedzenie historii z punktu widzenia Luminary Unduli, którą po raz pierwszy mamy okazję poznać nieco lepiej. Interesująco prezentuje się kontrast zarysowany między nią i Obi-Wanem oraz Anakinem i Barrissą. W tym miejscu dochodzimy do poważnego rozdźwięku między wizerunkiem padawanki Offee znanym z książek i jej animowaną wersją z Wojen klonów. Niestety, twórcy serialu „pożyczyli” sobie postać i odmłodzili, zrównując ją wiekiem z Ahsoką Tano – uczennicą Anakina, podważając tym samym wydarzenia z Nadchodzącej burzy czy rewelacyjnej dylogii MedStar.

„(…) ostatecznie tylko Anakin może zdecydować, kim Anakin zostanie.”

Nadchodząca burza to lektura interesująca (chociaż specyficzna), ale kiepska jako wprowadzenie do Ataku klonów. Potrzebę pisania dodatkowych objaśnień do epizodów przemilczę i przypomnę tylko, że w przypadku Klasycznej Trylogii wszystko było widać na ekranie i nikt nie potrzebował didaskaliów, ale skoro już są, miło by było gdyby naprawdę pełniły swoją funkcję. Powodem, dla którego warto sięgnąć po ten tytuł, może być postać Anakina Skywalkera. Alan Dean Foster prezentuje krnąbrnego Jedi w bardzo interesującym świetle, nadając tej postaci głębię, której trochę brakuje filmowemu odpowiednikowi.

Kończąc te rozważania, nie można nie wytknąć autorowi, iż super szybkie zakończenie przedstawione po łebkach w porównaniu do akcji ciągnącej się jak tasiemiec wypada blado. Z kolei dla mnie miłym akcentem jest opowieść Kenobiego przywodząca na myśl historię snutą przez C3PO i R2D2 w wiosce Ewoków. Chociaż darzę Nadchodzącą burzę sporym sentymentem, to obiektywnie oceniając, książka nie stanowi lektury obowiązkowej wśród tytułów spod znaku Star Wars, a szkoda.