„Wojna gwiazd”

Gwiezdne wojny towarzyszą nam niemal wszędzie, gdzie tylko człowiek może zapragnąć. Słodycze, napoje? Kopie filmu w najwyższej jakości? Klocki LEGO, figurki, zabawki, przeróżne gadżety? Książki, komiksy? Proszę bardzo – dla chcącego (i nie oszukujmy się – kasiastego) nic trudnego. Każdy fan ma też bezproblemowy dostęp do niezliczonych materiałów o milionach szczegółów Gwiezdnych wojen – czy to kulisów ich powstawania, czy mitologii jednego z dwóch kanonów. To samo z kontaktem z innymi fanami – parę kliknięć i już. Kiedyś tak nie było. Kiedyś fanostwo wymagało dużo większego wysiłku celem uzyskania upragnionych treści lub chociaż ich namiastki. O tych czasach opowiada nam dokument Wojna gwiazd, owoc współpracy reżysera Radosława Salamończyka oraz Jakuba Turkiewicza, obraz, który chciałbym polecić zarówno starszemu pokoleniu fanów, ich młodszym kolegom, jak i osobom nie znającym zbytnio naszego środowiska.

Trwający około półtorej godziny film zaczyna swą opowieść od końcówki lat 70., kiedy na światowych ekranach rządziły Gwiezdne wojny. Przez pionierskie czasy fandomu w Polsce twórcy prowadzą nas przede wszystkim za sprawą wywiadów z fanami oraz kilkorgiem osób zajmujących się fenomenem Star Wars na płaszczyźnie publicystycznej lub naukowej, wspierając się przy tym archiwalnymi nagraniami z epoki, fragmentami dawnych artykułów oraz różnymi elementami kolekcji zbieraczy z tamtego okresu. Całości dopełniają urokliwe animacje oraz – tu, niestety, mam dość mieszane uczucia – krótkie wstawki z aktorami, których na szczęście nie jest za dużo.

Choć w dokumencie znajdują się wstawki kronikarskie (m.in. o polskich plakatach filmowych czy dość specyficznym odbiorze Sagi w naszej rodzimej prasie), całość najłatwiej mi podsumować jako opowieść o tym, jak wspaniale Gwiezdne wojny ubarwiają naszą rzeczywistość. Opowieść o tym, jak kolejny wyczekiwany hit z Zachodu zawładnął świadomością wielu młodych ludzi, którym przyszło żyć w niekoniecznie kolorowej codzienności. Poznamy w nim m.in. ludzi jeżdżących po rozsianych po mniejszych miejscowościach kinach w pogoni za kolejnymi seansami, historie tego, co działo się z oficjalnie komisyjnie zniszczonymi kopiami filmów czy przekonamy się, jak w epoce ograniczonego dostępu do kultury Zachodu (o istnieniu Internetu nie mówiąc) organizowali się fani, nawiązując kontakt korespondencyjny czy tworząc lokalne organizacje, w tym kółka zainteresowań oraz kluby, takie jak będący jednym z bohaterów filmu Śląski Klub Fantastyki.

Dzięki Wojnie gwiazd dowiecie się między innymi o polskich podróbkach kultowych figurek Kennera, o pierwszych, niekoniecznie legalnych wydaniach filmów na kasetach VHS czy jak rozpowszechniano u nas chałupnicze tłumaczenia pierwszych dzieł starego Expanded Universe. Usłyszycie, ile znaczyła choćby kopia zdjęcia z filmu czy opublikowanego w obcojęzycznej prasie artykułu oraz jak dużą wartość sentymentalną mają te zdobycze do dziś. Dzięki dziełu Salamończyka i Turkiewicza można poczuć siłę magii Star Wars i nawet w zderzeniu z teoretycznie niepokonaną przeszkodą, jaką zdawała się Żelazna Kurtyna, poznać sposoby, dzięki którym fani byli w stanie jakoś sobie radzić i w – momentami nieco tandetny, choć urokliwy – sposób cieszyć się naszym ulubionym uniwersum oraz wyczekiwać kolejnych jego odsłon. A właśnie – miło było usłyszeć z ust jednego z bohaterów dokumentu, że dawniej też chodziło się w grupie na Gwiezdne wojny a potem narzekało w knajpie, jak bardzo je spaprali. Najwyraźniej pewne rzeczy przechodzą w fandomie z pokolenia na pokolenie.

Tak jak wspomniałem na początku, ten film to bardzo uniwersalna rzecz. Poza omówionymi już treściami, starsi fani będą mogli wrócić do starych czasów i nieco odkurzyć swoje wspomnienia. Młodsi przekonają się, jak siła Star Wars manifestowała się w obcych im, niegościnnych czasach. Fani pośrodku (jak ja) przypomną sobie relikty pionierskich czasów, na jakie mogli się jeszcze załapać w latach 90. Osoby spoza środowiska dostaną za to interesujący film przybliżający niekoniecznie bardzo nagłaśniane oblicza kultury młodzieżowej późnego PRL-u. Tak czy tak – polecam. Naprawdę warto. Wojnę gwiazd zobaczyć można na organizowanych co jakiś czas pokazach przedpremierowych, szersza dystrybucja planowana jest na lato tego roku.