„Jedi: Fallen Order” – czerpiąc z dziedzictwa

Jedi: Fallen Order, nowa gra Respawn Entertainment z ramienia Electronic Arts, ma się pojawić na rynku jeszcze w tym roku. O szczegółach produkcji wiemy na razie niewiele. Historia toczyć się będzie w okresie po Zemście Sithów, my pokierujemy nowym dla kanonu Jedi, a rozgrywka prowadzona z perspektywy trzeciej osoby całkowicie skupi się na grze single player. Od lat nie mieliśmy porządnej starwarsowej produkcji AAA stworzonej dla pojedynczego gracza, więc moje oczekiwania co do Jedi: Fallen Order są bardzo duże. Chciałbym, aby gra nawiązała do najlepszych z uniwersum Gwiezdnych wojen i, podobnie jak one, skradła na lata serca fanów. Co mogłaby z nich zaczerpnąć i z których tytułów konkretnie? Uwaga, lista mocno subiektywna.

Walka – Jedi Knight II: Jedi Outcast

Fabuła gry ma toczyć się w Mrocznych Czasach, kiedy na nielicznych Jedi, ocalałych po Rozkazie 66, urządzano regularne polowania. Można wysnuć oczywisty wniosek, że dawka akcji w Jedi: Fallen Order będzie niemała, a skoro tak, to grze przydałby się solidny tryb walki – pełny swobody i niekonwencjonalnych zagrań. Najlepiej taki, jak w Jedi Outcast, ostatniej części serii, którego głównym bohaterem jest uwielbiany przez fanów Kyle Katarn. W tej wiekowej grze (za rok będzie pełnoletnia!) zaprezentowano szeroki wachlarz umiejętności i metod walki, które pomagają dobrać się do przeciwników. Życzysz sobie standardowego pojedynku? Proszę bardzo, odbij strzał blastera i ciachnij szturmowca mieczem. Nie chcesz bawić się honorowo? W porządku, możesz zepchnąć w przepaść nieświadomego twojej obecności przeciwnika, ewentualnie udusić go Mocą… albo trzymając nad ziemią w zabójczym uścisku, soczyście przeciąć rzuconym ostrzem. Nawet teraz, po długich latach rozwoju cyfrowego grania, Jedi Outcast (a także Jedi Academy, które mechanicznie jest niemal identyczne) potrafi pozytywnie zaskoczyć. Takiego otwartego trybu walki, którego możliwości ogranicza jedynie nasza własna wyobraźnia, życzę sobie w Jedi Fallen Order.

Fabuła – Knights of the Old Republic

Czas czystki w Gwiezdnych wojnach jest niezmiernie ciekawy, co udowodniono w niejednej książce, komiksie, a także grze – nie sięgając daleko pamięcią, ten nieprzyjemny dla Jedi okres przybliżyło The Force Unleashed. Era po Zemście Sithów to samograj pod względem fabuły i aby w tym przypadku wszystko zaskoczyło jak należy, potrzebne są solidne powiązania z innymi historiami z nowego kanonu i znane nam postaci przewijające się w tle. Aż prosi się, by jakąś rolę odegrał sam Vader, w końcu i on upolował niejednego Jedi. Przy okazji przydałby się plot twist, ale może nie taki, jak w przypadku Starkillera i jego klona, a bardziej coś w stylu… Revana z Knights of the Old Republic. Pewnie, to historia oklepana jak mało która i po latach budzi co najwyżej uśmiech politowania, ale przyznajcie: w czasach premiery pierwszego KotOR-a robiła wrażenie. Grając w Jedi: Fallen Order chciałbym zostać zaskoczonym tak, jak w 2003 roku, gdy poznałem szokującą tajemnicę o Revanie po raz pierwszy. Swoją drogą, uwierzycie, że na pierwszym Xboksie? Jak ja to zniosłem… Oczywiście, cała fabuła mogłaby dorównywać Rycerzom Starej Republiki, ale w tym wypadku chodzi mi o ten miły element zaskoczenia, który pamięta się na długo. Może Vader jako stryjeczny wuj szwagra głównego bohatera? To byłoby coś!

Klimat – Jedi Knight: Dark Forces II

O tym, że seria Jedi Knight jest jedną z najlepszych w historii Gwiezdnych wojen niech świadczy to, że na potrzeby tekstu przywołuję ją po raz drugi. Mieliśmy tryb walki z Jedi Outcast, teraz pora na klimat Dark Forces II. Pamiętam doskonale (mimo że minęły pewnie dwie dekady), jak w tę produkcję zagrywał się mój ojciec, a ja, wówczas mały kajtek, nie mogłem oderwać oczu od specyficznej stylistyki i klimatu gry. Klimatu nieco pokręconego, nieco schizowego – przykładem lewitujący Maw, który konkretnie zlasował mi mózg. Ale pisząc już całkiem serio, odkąd sam zagrałem w Dark Forces II, doceniłem jej wyjątkowo zacnie nakreśloną atmosferę zaszczucia czasów Imperium, stylistykę zniszczonej galaktyki na modłę Oryginalnej Trylogii, a także szelmowskiego Kyle’a Katarna i Jan Ors w cudownie pastiszowych aktorskich cutscenkach. Jedi: Fallen Order będzie produkcją bardziej rozwiniętą technologicznie i o tandetnych przerywnikach filmowych nie ma mowy, ale z uwagi na fabularną oś czasu (niewola pod rządami Imperium) i grupę odbiorców (dorośli gracze, o czym świadczą concept arty i opisy), aż prosi się o gęsty i mroczny klimat.

Frajda – Episode I: Jedi Power Battles

Nie jest to gra, którą fani Gwiezdnych wojen wymienią w piątce swoich ulubionych. Nie znalazłaby się nawet w dziesiątce, a i kto wie, czy w ogóle ktokolwiek wpadłby na to, by Jedi Power Battles zamieścić na swojej liście the best of. Jest jednak coś, za co tę grę na zawsze zapamiętam: nieskrępowaną zabawę. Bieganie, skakanie, ciachanie mieczem – robiliśmy wszystko to, co tygrysy lubią najbardziej. W dodatku mogliśmy pokierować nie tylko znanymi nam z filmu Obi-Wanem czy Qui-Gonem, ale także innymi postaciami, w tym – co bardzo mnie cieszyło – wymachiwać fioletowym ostrzem samego Mace’a Windu. Takie właśnie mogłoby być Jedi: Fallen Order: napakowane akcją, pościgami, rozwałką, walką mieczem świetlnym, efektownym używaniem Mocy… oczywiście, jeśli nasz bohater będzie dość rozwiniętym Jedi, a nie ofermą bez odpowiedniej edukacji, jak Caleb Dume (znany później jako Kanan Jarrus) czy wczesny Zayne Carrick z komiksowej serii Rycerzy Starej Republiki. Tak czy siak, ma być miodnie, bo na to zasługujemy po latach singlowego wyposzczenia.

Szkoda, że nastawienie do Jedi: Fallen Order jest negatywne, w najlepszym wypadku neutralne. Wiadomo, Electronic Arts podpadało graczom wielokrotnie, a i ogólne nastroje względem Gwiezdnych wojen wydają się być nieciekawe po premierze Ostatniego Jedi, ale… no sami przyznajcie, jesienią, gdy płyta z Jedi: Fallen Order wyląduje w naszych konsolach czy pecetach, może być ciekawie! Przynajmniej wiemy, że będzie tak, gdy twórcy gry zaczerpną to i owo z kilku innych starwarsowych produkcji.