„Agent of the Empire: Iron Eclipse”

Uwaga! Artykuł został pierwotnie opublikowany w grudniu 2012 roku, półtora roku przed zamianą starego Expanded Universe w Legendy

„Jego postać inspirowała twórców takich szpiegowskich holofilmów jak Sith, który mnie kochał (The Sith Who Loved Me), Galaktyka to za mało (Galaxy is Not Enough), Szturmowiec ze złotym blasterem (Stormtrooper with Golden Blaster), czy wreszcie W służbie Imperatora (In Emperor’s Service).

Syn republikańskiego senatora, osierocony w czasie ataku hrabiego Dooku i generała Greviousa na Coruscant. Jego siostra, porwana przez szumowiny zamieszkujące najniższe poziomy galaktycznej stolicy, które wypełzły, by grabić i zabijać, zginęła, zanim nasz, wtedy ledwie dziesięcioletni, bohater zdołał ją odszukać. Jej ciało było jeszcze ciepłe, gdy je odnalazł.

Młody, niewinny chłopak, który wszedł w najgorsze czeluści Coruscant w poszukiwaniu swojej małej siostrzyczki, wyszedł stamtąd jako dojrzały mężczyzna, który spojrzał w twarz najgorszej części upadającej Republiki. Po powrocie przywitała go informacja, że za całym chaosem Wojen Klonów stali Jedi. Chaosem, który pochłonął jego rodzinę i dzieciństwo.

Dla Jahana Crossa, bo tak nazywa się najsłynniejszy agent wywiadu imperialnego, odpowiedzią na chaos było Imperium. Jako jeden z najlepszych ukończył akademię wojskową, niewiele, jeśli w ogóle ustępując takim kadetom, jak chociażby Soontir Fel. Jednak jego powołaniem nie okazały się gwiezdne myśliwce czy okręty, a szpiegostwo. Jak kiedyś powiedziała sławna szefowa wywiadu: „sieroty są najlepszymi rekrutami”. Miała zupełną rację w tym wypadku. Dopiero teraz, po wielu latach, gdy imperialne archiwa odtajniają kolejne sprawy, dowiadujemy się o kolejnych niesamowitych wyczynach charyzmatycznego agenta. Niedawno ukazała się holo-powieść Żelazne Zaćmienie bazująca na operacji o tym samym kryptonimie.

Wartka akcja książki zabiera nas do Sektora Korporacyjnego, gdzie agent Cross musi wyjaśnić zagadkę tajemniczego projektu Żelazne Zaćmienie, w który jest zamieszana rodzina Starków, znanych całej galaktyce prowodyrów Wojny Nadprzestrzennej Starka. Początkowo spokojna misja zamienia się w pełną dramatyzmu walkę o przetrwanie. Piękne kobiety, drogie speedery i pościgi naznaczające miasto potężnymi eksplozjami, to tylko początek przygód prowadzących do odsłonięcia największej, w przenośni i dosłownie, tajemnicy Sektora Korporacyjnego, Żelaznego Zaćmienia!

Nie chcąc psuć zabawy, nie zdradzę, czym było Żelazne Zaćmienie, ale pewnie nikogo nie zdziwi, że cokolwiek chowa się pod tym kryptonimem stanowi śmiertelne zagrożenie nie tylko dla Imperium, ale dla całej galaktyki. By ją uratować, Jahan Cross musi zmierzyć się ze zdradą najbliższych współpracowników, prosić o pomoc starych przyjaciół, a nawet zmierzyć się z ludźmi, którzy podobno zostali dawno temu pochowani.

Czy warto przeczytać tą holo-powieść? Błędem by było tego nie zrobić! Szczerze radzę nie zaczynać wieczorem, bo gwarantuję, iż nie będziecie się mogli od niej oderwać dopóki jej nie skończycie.”

Tak właśnie mogłaby wyglądać ta recenzja, gdybym pisał ją jako recenzent żyjący w świecie Gwiezdnych wojen. Niestety tak nie jest, więc dodam jeszcze kilka słów już jako ja, a nie moje starwarsowe alter ego. Agent of the Empire jest nową serią Dark Horse Comics, rozgrywającą się w erze Imperium, skupiająca się na temacie do tej pory traktowanym raczej po macoszemu. Mowa tu oczywiście o szpiegach. Niby coś tam było, niby jest jakaś agencja, niby coś tam knują, ale zawsze to temat ciut poboczny, będący raczej tłem dla innych wydarzeń. W postaci Jahana Crossa dostajemy szpiega w czystej i najlepszej postaci. Co to znaczy? Znaczy to oczywiście, że dostajemy gwiezdnowojennego Jamesa Bonda.

Podobieństw nie sposób nie zauważyć. Jest tutaj cały bondowy alfabet. M reprezentuje nikt inny jak Armand Isard, Q podobnie jak oryginał nienawidzi nas za to, że nigdy nie oddajemy gadżetów w takim stanie, w jakim je pobraliśmy. K, czyli kobiety, występują często, są atrakcyjnie i charakteryzują się małą odpornością na wdzięki Crossa.

Na początku trochę mi to przeszkadzało, ale po kilku kolejnych „przeczytaniach” zaczęło nawet bawić, a po obejrzeniu Skyfall całkowicie urzekło. Komiks czyta się naprawdę znakomicie. Pomimo utartego schematu bondowskiego, w jakim poruszają się twórcy, fabuła jest ciekawa i stworzona z rozmachem. Postacie, mimo, iż trochę sztampowe, prowadzone są ciekawie, a udział wszystkim znanych sławnych postaci (czyli Hana Solo i Chewbaccy) jest ograniczony do nieprzeszkadzającego minimum. Komiks rysowany jest bardzo przyzwoicie, dobrze oddając zarówno dynamikę akcji, jak i ogólny charakter fabuły. Autorzy raczą nas też sporą dawką humoru w postaci bondowskich podobieństw i dialogów.

W tej chwili Agent Imperium jest moją ulubioną serią Star Wars, szczególnie, że nowa miniseria, Hard Targets, zapowiada się również fantastycznie.