Trzy filmy Emilii Clarke, które trzeba zobaczyć

Jak potoczyłaby się kariera Emilii Clarke bez Gry o tron? Może grałaby tylko drugo- i trzecioplanowe postacie w małych niezależnych produkcjach i nigdy nie oglądalibyśmy jej w Hanie Solo? Trudno wróżyć z fusów. Jedno jest pewne: serial produkcji HBO uchylił Emilii furtkę do większej kariery, tę z napisem „Hollywood”, a Brytyjka szybko przez nią czmychnęła i chyba na dobre zadomowiła się w dzielnicy Los Angeles. Mimo młodego wieku, a co za tym idzie niewielkiego portfolio, już teraz da się w jej dorobku znaleźć kilka godnych przedstawienia ról. Oto trzy produkcje, w których możemy oglądać Khaleesi Emilię Clarke, Matkę Smo… no dobra, już się hamuję.

Terminator: Genisys (Terminator Genisys – 2015)

Można spierać się, czy reboot kultowej serii Terminator jest jej udanym wskrzeszeniem, czy raczej ostatecznym gwoździem do trumny marki. Za to bezspornie można napisać, że godnie w filmie zaprezentowała się dzisiejsza bohaterka cyklu, która zagrała nową wersję dobrze znanej postaci Sary Connor. Aktorka wykreowała swoją wersję bohaterki, ale czuć subtelne nawiązania do „starej” Sary, granej przez Lindę Hamilton. No, może z tą różnicą, że starsza koleżanka po fachu spędziła więcej czasu na siłowni, bo umięśnionymi bickami mogłaby Emilię zwyczajnie połamać. Fani talentu Clarke w temacie Terminatora nie będą zadowoleni: aktorka oficjalnie poinformowała, że nie pojawi się w kontynuacji serii. Może i dobrze, bo – to tylko moje zdanie – gra w jednej z kolejnych części wielokrotnie wznawianego cyklu o podupadłej reputacji to nie jest szczyt możliwości Clarke…

Zanim się pojawiłeś (Me Before You – 2016)

Jeśli lubisz melodramaty, trafiłeś pod dobry adres. W tym filmie jest czas na śmiech, jest czas na zły – całe spektrum emocji, które z pewnością trafią w damskie, a być może i w męskie serca. W tym przepisie dobrze odnajduje się Emilia, która zagrała klasyczną żeńską postać w produkcji romantycznej, a prezentuje się, wybaczcie za niezbyt wyszukane określenie, po prostu słodko. Nie ukrywajmy, że jest to film, który prędzej trafi w gusta żeńskiej części widowni, ale ci, do których bardziej przemawia klimat Terminatora, także znajdą w nim coś ciekawego. Konkretnie pocieszną i sympatyczną buźkę Emilii, o ile nie ma się problemu z jej charakterystycznymi brwiami (pic related). Nie śmiejcie się, słyszałem, że są tacy!

Spike Island (Spike Island – 2012)

To film niszowy w porównaniu z dwoma poprzednimi produkcjami. Emilia gra w nim… szesnastolatkę, która wraz ze swoimi rówieśnikami wyrusza na koncert The Stone Roses na tytułową wyspę Spike. Po drodze mamy klasyczny proces dojrzewania: rozmowy o życiu, karierze, miłości. Jest sporo moralizatorstwa znamiennego dla młodzieżowego kina, ale reżyserowi udało się nie zatracić w naiwności. Film warto obejrzeć nie tylko dla roli Emilii, ale także klimatu Wysp Brytyjskich, który – zwłaszcza w ujęciu kamery filmowej – jest ciekawą odskocznią od hollywoodzkich produkcji.