Tym, co bez wątpienia sprawia, że nowy kanon wydaje mi się nieco ciekawszy od starego, jest jego różnorodność, przynajmniej jeśli chodzi o część literacką. Nie oszukujmy się, do wielości form przekazu starego jeszcze trochę mu brakuje, ale też mówimy o Expanded Universe budowanym przez lata. Mieliśmy choćby słuchowiska czy rozliczne gry komputerowe, ale w miarę upływu czasu wszystko to się pojawi (a nawet już się pojawia, jeśli weźmiemy pod uwagę najnowszą „książkę” o Dooku). Niemniej jeśli chodzi o część literacką, EU było jednak w jakiś sposób nudnawe i przewidywalne. Większość pozycji to „zabili go i uciekł” w wersji galaktycznej, „Sith spod co drugiego kamienia” czy „nowe, jeszcze bardziej przerażające zagrożenie”… Oczywiście, istniały i powieści dla czytelnika młodszego, kolejne wariacje tomiszczy dla dorosłych, dostosowywane w większości do wieku odbiorcy. Książki nowego kanonu są nieco bardziej zróżnicowane gatunkowo i choć zdarzają się wśród nich gnioty okrutne, tak jednak już za samą próbę wprowadzenia pewnej odmiany jestem w stanie je pochwalić. Teraz doszła do nich jeszcze jedna pozycja – Star Wars: Myths and Fables autorstwa George’a Manna.
Mity i opowieści dla dzieci pojawiały się już w literaturze gwiezdnowojennej, ale raczej nie w głównej roli, stanowiły ciekawe tło, czasem dające pewną wskazówkę do głównej zagadki. Do fanowskiej legendy przeszła przecież ulubiona opowieść Jacena, ta o zagubionym banthusiu. Jednak książeczka Manna oferuje inne podejście do tematu – to zbiór dziewięciu historii z różnych światów, traktujących w większości oczywiście o konflikcie dobra ze złem.
Dziwna magiczna siła pojawi się w wielu z nich, jednak my, czytelnicy, już wiemy, o czym mowa – baśnie i legendy odległej galaktyki muszą odnosić się do Mocy, zarówno do jej Jasnej, jak i Ciemnej Strony. W zależności od tego, jak sami traktujemy Moc, możemy pokusić się oczywiście o dyskusję na temat jej natury, jednak dla nas jest to zrozumiały i naturalny w pewien sposób element świata przedstawionego. Nic dziwnego zatem, że traktujemy ją i jej użytkowników jak coś codziennego, wiemy, o kim mowa w tak wielu tekstach w tej pozycji. Zarazem nie zaskakuje, że istoty mniej obeznane z galaktycznymi osobistościami (a przecież zdajemy sobie sprawę z tego, że Zakon nie mógł być specjalnie liczny i reprezentowany na każdej planecie) uważają je za obdarzone tajemniczą mocą…
A Jedi i Sithów spotkamy na kartach Myths and Fables nie jeden raz. Niektórzy są nazwani wprost, niektórych zapewne rozpoznamy po opisie… Nie sposób, zwłaszcza w kontekście plotek z ostatnich dni, nie założyć, kim jest tajemniczy Wędrowiec wielokrotnie ratujący istoty zamieszkujące Ceroshę lub stawiający czoło Ludziom Pustyni i smokowi krayt (uwielbiam tę opowieść!). Przeczytamy zbliżony do Atlantydy mit o Glee Anselm czy kolejną legendę o Sithach, tym razem dotyczącą Dartha Caldotha. Będą też opowieści nieco bardziej przyziemne, jak ta o wiedźmie i Wookieem czy o małej Anyi, za pomocą swego sprytu ratującej rodzeństwo przed handlarzami niewolników. Wszystkie historie są naprawdę umiejętnie osadzone w świecie Gwiezdnych wojen, czasem wystarczy jeden mały szczegół, by przypomnieć sobie, że czytamy o odległej galaktyce.
Jedna mała rzecz, która mi nieco przeszkadza, to niewielkie urozmaicenie tych opowieści. Wspomniałam już o pojawiających się Jedi i mam niejasne wrażenie, że jak na tak dużą galaktykę, powinno być ich raczej mniej. Z przyjemnością powitałabym więcej tekstów podobnych do tego o Anyi, a kompletnie wyrzuciła ten o Mrocznym Upiorze, bo jest… kompletnie nijaki. Bardzo chciałabym też, żeby nie były takie antropocentryczne, a napisane z kompletnie innego punktu widzenia – choćby istot nieczłekokształtnych czy oddychających inną mieszanką gazową. Może zamiast pójść na łatwiznę, autor mógłby sięgnąć po mit w najbardziej klasycznym znaczeniu i wyczarować opowieść o bogach innych stworzeń, może z jakiejś wulkanicznej planety? Taka tematyka prosi o takie podejście!
To jednak pewnie zarzut czytelnika starszego, nieco bardziej oczytanego, bo jako zbiór opowieści dla dzieci ta pozycja broni się bardzo dobrze. Pewnie nie ujrzymy jej w polskim przekładzie (a przynajmniej niezbyt prędko), ale warto dać ją komuś z pewną, niekoniecznie doskonałą znajomością języka angielskiego – jest napisana bardzo łatwym i przystępnym językiem, ze słownikiem na podorędziu może okazać się przyjemną przygodą! Tym bardziej, że zadbano o stronę wizualną pozycji, wydano ją bardzo ładnie, w stylu przypominającym zbiory dla dzieci, poszarpane nieco brzegi nadają jej autentyczności, a przepiękne ilustracje uzupełniają tekst… Polecam!
George Mann, Star Wars: Myths and Fables, il. Grant Griffin, wyd. Lucasfilm Press 2019.