Świetna animacja i epicki plot armor – oceniamy „The Clone Wars 7×01: The Bad Batch”

Marik

Najnowszy odcinek Wojen klonów zaczyna od mocnego uderzenia. Po latach męczenia się z Rebeliantami i Ruchem Oporu nareszcie mogliśmy obejrzeć animowane walki w wielkim stylu. Zwyczajem ostatnich sezonów, zaczynamy od historii zajmującej kilka odcinków, z których pierwszy przepełniony jest akcją i przedstawianiem postaci oraz intrygi, która zostanie mocno rozwinięta później.

Niestety, niektórzy mogą narzekać na to, że opowieść została już przedstawiona w niedokończonych odcinkach, które przez lata są dostępne w internecie i niektórzy już poznali zakończenie historii, która – jak myśleliśmy – nigdy nie trafi na ekrany w pełnej wersji. Inni mogą narzekać na tytułowy oddział klonów, ponieważ serial zmarnował kolejną okazję na pokazanie komandosów. Według mnie nie jest idealnie, ale dostaliśmy dobry początek długo wyczekiwanego sezonu. Może tym razem unikniemy odcinka poświęconego „komediowym” przygodom Jar-Jara?

Suweren

Pierwszy odcinek wychodzącego po latach przerwy siódmego sezonu The Clone Wars zachwyca stroną wizualną. Widać, że animacja została dopracowana i stoi po prostu na wyższym poziomie, niż w poprzednich odsłonach serialu. Przejawia się to na wiele sposobów – czy to w takich szczegółach, jak sposób animacji szat Jedi, czy w mnogości klonów oraz droidów przewijających się na ekranie. Świat przedstawiony w odcinku wydaje się przez to bardziej plastyczny, bardziej „żywy”. Co się zaś tyczy fabuły i pojawiających się postaci – tu jest już nieco gorzej. „Plot twist” odcinka jest nam sugerowany od samego jego początku, a tytułowa ekipa Bad Batch, choć o cieszącym oko designie, jest nad wyraz wręcz sztampowa i przez to prędzej wzbudza w oglądających frustrację, niż sympatię. Na minus dodać można jeszcze fakt, że nie zrezygnowano z pomysłu na poprowadzenie scen akcji w sposób, który można by zatytułować: „stoimy naprzeciwko siebie i strzelamy, a klony są nie do trafienia dla droidów”. Mimo tych wszystkich wad, odcinek ogląda się przyjemnie – stanowi ciekawe otwarcie (mam nadzieję) widowiskowego, finałowego sezonu serialu

Nadiru

Podpisuję się obiema rękami pod wszystkim, co napisał Suweren. Nawet w najgorszych odcinkach Rebels główni bohaterowie nie mieli takiego „plot armora”, jak klony – przeżyć rozbicie się kanonierki, setki droidów i ostrzał z dosłownie dwóch metrów (!) z szybkostrzelnych działek super droidów bojowych przebija absolutnie wszystko. Twist nie-twist także nie powala, podobnie jak budowa postaci z Bad Batch; aż mi się przypomniały najgorsze odcinki przeróżnych seriali Arrowverse. Ale mimo to miło się ogląda powrót do The Clone Wars, właśnie za sprawą animacji i – no, nie będę ukrywał – sentymentu do serialu, który z nie do końca jasnego dla mnie powodu po latach obrósł pewnego rodzaju legendą. Na pewno czekam na więcej i cieszę się, że sam nie oglądałem tych wszystkich niedokończonych i niewykończonych odcinków, gdy nikomu się jeszcze nie śniło, że The Clone Wars ponownie zawita na ekranach.

Cathia

Techniczna strona odcinka absolutnie zachwyca! Szaleńczo podobał mi się zwłaszcza moment, w którym śledziliśmy poczynania komandosów z perspektywy znanej wielu graczom, dzięki czemu przez moment mogliśmy się poczuć uczestnikami wydarzeń. Niezmiennie cieszy mnie też to, że dzięki Wojnom klonów naprawdę możemy poczuć, że to „odległa galaktyka” – odwiedzane planety są różnorodne, a choć ta była nieco w klimacie Felucji, to jednak kryształowa natura flory była miłym urozmaiceniem.

Podpisuję się pod zamieszczonymi wyżej uwagami odnoszącymi się do plot twistu, choć z drugiej strony nie widziałam tych niedokończonych odcinków, a mój wykarmiony sci-fi mózg podpowiada mi kilka możliwych rozwiązań. Obawiam się, że zobaczę najprostsze, ale póki co mogę pokombinować i to mi się całkiem podoba. Zresztą, nie pierwszy to przypadek, kiedy domyślamy się, co się dzieje. Prawda, scenarzyści poszli nieco na łatwiznę, mam jednak szczerą nadzieję, że okaże się, że jeszcze zagrają nam na nosie.

Jednak tym, co szczególnie przykuło moją uwagę w Bad Batch, są klony i pokazanie, jak niejednolite to postacie. Uwielbiam Wojny klonów właśnie za akcentowanie rzeczy, na które w filmach miejsca nie ma i dzięki temu widzimy, że żołnierze Republiki to nie tylko mięso armatnie, a prawdziwe osoby, co zmienia nieco postrzeganie niejednej bitwy. Jak dla mnie – jest nieźle. Bez „plot armora” byłoby jeszcze lepiej.