Gwiezdnowojenne Top 10 w 2020 roku

Koniec roku? Koniec! W związku z tym mamy dla Was nasze subiektywne zestawienie dziesięciu najważniejszych wydarzeń – zapowiedzi, newsów, premier i innych – minionych dwunastu miesięcy.

Po licznych przebojach nareszcie ogłoszono – kolejny film powstanie. Niezwiązany z Sagą, do tego za kamerą stanie nie byle kto, a Taika Waititi. To gość, który rewelacyjnie bawi się kinem. Po seansie jego oscarowego Jojo Rabbita, filmu, który jako jeden z nielicznych znanych mi obrazów potrafił balansować między różnymi rodzajami komedii i chwytającym za gardło dramatem, jednocześnie będąc filmem z mocnym, pamiętnym przesłaniem jestem bardzo, bardzo optymistyczny. Zresztą, Waititi pierwsze kroki w uniwersum postawił w finale pierwszego sezonu Mandalorianina, poradził sobie naprawdę nieźle. Jeśli tylko obietnice Kathleen Kennedy o przekazaniu mu pełnej kontroli nad projektem i umożliwieniu zaprezentowania w pełni autorskiego, innego niż w dotychczasowych odsłonach Sagi podejścia do uniwersum zostaną spełnione – nie pozostaje nic innego niż trzymać kciuki. I mieć nadzieję, że będzie to drugi film Ery Disneya, przy którym obędzie się bez przetasowań na stołku reżysera. [Vidar]

Squadrons to gra zapowiedziana dość niespodziewanie i wydana stosunkowo szybko. Warto nadmienić, że twórcy do początku nie reklamowali gry jako AAA i kosztowała ona też odpowiednio mniej na premierę. Jest to symulator lotów, które pozwala siąść za sterami najbardziej ikonicznych myśliwców. Gra zawiera kampanię dla pojedynczego gracza, która przeplata misje po stronie Imperium (hurra!) i Nowej Republiki (buuuuu!). Napotykamy kilka znajomych postaci (Sloane, Hera, Wedge!) i historia ładnie splata się z resztą uniwersum. Jest też niestety niezaskakująco i stosuje oklepane do bólu elementy. Warto nadmienić, że gra została od początku stworzona z myślą o technologii VR i w połączeniu z HOTAS imersja jest… kosmiczna. W grze mamy też tryb wieloosobowy z kilkoma mapami, trybami i masą bibelotów do odblokowanie. Dostaliśmy też kilka aktualizacji, w tym najnowszą, która zwiększa ogólną ilość dostępnych pojazdów do 10 (po 5 na stronę). Ogółem nie jest to produkcja na miarę Jedi: Fallen Order, ale po odcięciu wsparcia dla Battlefronta II i stosunkowo słabej premierze VR-owego Tales form the Galaxy’s Edge, jest ona najlepszym wyborem dla gwiezdnowojennych graczy w tym roku. [Dark Dragon]

Myślę, że byłoby ciężko znaleźć wielu fanów, który w 2008 roku powiedzieliby, że lubią Ahsokę Tano, co dopiero takich, którzy by ją uwielbiali. Ha, któż mógł wtedy przewidzieć, jak to się zmieni! I wcale mnie to nie dziwi, ja też jestem w gronie tych, którzy powoli bo powoli, ale zaczęli się do tej postaci przekonywać. Debiut Ahsoki – a w mniejszym stopniu także Bo-Katan Kryze – w The Mandalorian czyli pierwszy raz w aktorskim wydaniu, to dla wielu spełnienie marzeń o większym powiązaniu ze sobą wszystkich dzieł Star Wars, na pewno zaś podniesienie rangi tej postaci. A co tu dopiero mówić o tym, że Ahsoka dostała własny serial! W czasach starego kanonu to byłoby absolutnie niewyobrażalne – potrwało to może parę lat, ale widzę, że wreszcie inni ludzie w większym stopniu zaczynają podzielać moje przekonanie, że reset kanonu wyszedł Star Wars na zdrowiu. [Nadiru]

Wojny klonów towarzyszyły nam w takiej lub innej formie od 12 lat, zapełniając lukę stworzoną już przez Nową nadzieję, a posiadającą niesamowity potencjał fabularny. Mimo iż zostały przeznaczone dla widza raczej młodszego, zdołały pokazać wojnę w sposób zdecydowanie dojrzalszy niż pełnometrażowe filmy serii, rozszerzając również jej zasięg rzeczywiście na całą galaktykę, nie tylko na wybrane planety i bohaterów. W tym roku zdołaliśmy dostać podsumowanie, które choć miejscami infantylne (Bad Batch), pod koniec nie tylko zaparło dech w piersiach, ale i najtwardszych zmusiło do płaczu. Okazało się nie tylko godnym zakończeniem serii, ukazującym krótkowzroczność i naiwność Jedi oraz tragedię klonów związaną z Rozkazem 66, ale i dobrym początkiem tego, na czym obecnie bazuje nowy kanon. [Cathia]

Niewiele ponad pięć lat temu Uroboros stał się oficjalnym wydawcą gwiezdnowojennych książek w Polsce. Wydawnictwo powiązane z Empikiem, prawdziwym molochem w swojej branży, wydawało się mieć wszelkie zasoby i możliwości do tego, żeby zalewać rynek kolejnymi pozycjami z naszego ukochanego uniwersum, zwłaszcza, że w 2015 roku Disney szykował się do szturmu z nowymi książkami. A jak poradził sobie Uroboros? Średnio. Książki pojawiały się na rynku z dużym opóźnieniem (i nie wszystkie), nierzadko z widocznym chaosem komunikacyjnym na linii wydawca-czytelnicy. Do tego miały miejsce niezrozumiałe ruchy wydawnicze – zaniedbywanie nowości kosztem ponownie wydawanych staroci (pojawiła się choćby klasyczna Trylogia Thrawna Zahna tłumaczona na nowo przez Marcina Mortkę). Oczywiście, niektóre książki wydawane dawno temu za czasów Amberu sięgały stu złotych na rynku wtórnym, więc wznowienia były konieczne. Nie zmienia to faktu, że na tych zagraniach cierpiały opóźniane (albo niewydawane) nowości wydawnicze. A teraz, jak to mawiał pewien niedoszły prezydent: nie będzie niczego. Kto przejmie schedę po Uroborosie? Nie wiadomo. Na pewno wycofanie się wydawnictwa powiązanego z potentatem prasowym nie napawa optymizmem – Foksal mógł eksponować swoje książki we wszelkich topkach Empiku czy innych standach, a mimo to cyferki w Excelu nie zaświeciły się na zielono. Dodając do tego nieregularność wydawania komiksów przez Egmont… Wychodzi na to, że Gwiezdnych wojen w papierowym wydaniu wydawać się zwyczajnie nie opłaca. [Wixu]

Gdy tylko zobaczyłem na ekranie ikoniczny myśliwiec, szybko dodałem sobie dwa do dwóch. Myślałem jednak, że zobaczymy Luke’a wyłącznie gdzieś w tle kadru, a tu proszę: dostaliśmy tego Jedi w sile wieku i w pełnej krasie! Było to podobne uczucie jak przy pojawieniu się dojrzałego Skywalkera w grze Jedi Knight 2: Jedi Outcast z Legend i to właśnie za jego sprawą podczas seansu tego ostatniego tegorocznego odcinka The Mandalorian po raz pierwszy w mojej głowie zaświtała myśl, że…może jednak warto było skasować to całe Expanded Universe? Oczywiście jesteśmy dopiero na początku drogi, bo nowy kanon książkowy i komiksowy, nie licząc kilku perełek, wypada na tle poprzedników blado, ale Lucasfilm może teraz nadrobić właśnie serialami aktorskimi z hollywoodzkim budżetem. Te mogą okazać się zaś tym, czym nie były nowe epizody z trylogii prequeli i sequeli: taką prawdziwą kontynuacją hitu sprzed dekad, która pokaże nam coś więcej niż kilka bitew, w którym ważyły się losy galaktyki, o której niewiele wiemy. Luke u boku Dina Djarina był dla mnie pod tym kątem prawdziwą nową nadzieją. [Krzywy]

Legenda Gwiezdnych wojen narodziła się w kinie. Wprawdzie uniwersum rozwijało się dynamicznie również na kartach komiksów i książek, czy w grach, ale to jednak historia zaprezentowana na dużym ekranie zawładnęła wyobraźnią tysięcy widzów. O ile Przebudzenie Mocy w 2015 roku było doniosłym wydarzeniem, o tyle kolejne filmy spod znaku Star Wars spotkały się już z chłodniejszym przyjęciem. Gdy Lucasfilm zapowiedział kilka nowych produkcji serialowych nikt nie był zaskoczony, w końcu platformy VOD w dobie pandemii zaczęły dynamicznie się rozwijać, a serial Mandalorianin został bardzo dobrze przyjęty przez widownię. Okazało się jednak, że Lucasfilm postanowił nie ograniczać się tylko do filmu Waititiego i zapowiedział inny, o Eskadrze Łotrów. Jego reżyserką została Patty Jenkins, twórczyni filmu Wonder Woman oraz Wonder Woman 1984. W starym kanonie Eskadra Łotrów, której przygody poznaliśmy głównie za sprawą książek i komiksów, składała się z najlepszych pilotów i najlepszych wojowników Rebelii. Wybór tej tematyki na film wydaje się nie być przypadkowy. Według źródeł eskadra miała zyskać swoją nazwę na cześć drużyny „Rogue One”, która zdobyła plany Gwiazdy Śmierci. A jakby nie patrzeć, Łotr 1 to jedna z lepiej przyjętych produkcji filmowych Star Wars ostatnich lat. Gwiezdnowojenne produkcje tworzone pod rządami Disneya mogą nam się podobać bardziej lub mniej, ale nie da się ukryć, że Star Wars na wielkim ekranie to są prawdziwe Gwiezdne wojny i zawsze miło udać się do kina by poczuć ich magię i Moc. [Taraissu]

Projekt Luminous, bo pod taką nazwą występował wcześniej projekt multimedialny The High Republic, okazał się jedną z największych niespodzianek ostatnich lat, a także pierwszym tego typu przedsięwzięciem Lucasfilmu w nowym kanonie. W ramach tej kampanii zaplanowano wydanie komiksów i książek zarówno dla młodszych, jak i starszych czytelników. Akcja większości dotychczas zapowiedzianych pozycji ma rozgrywać się ponad 200 lat przed wydarzeniami z Mrocznego widma. Wypełniając dotychczas słabo eksploatowany okres w historii galaktyki postanowiono wprowadzić całkowicie nowych bohaterów, technologie, a także tajemniczych, acz nieco anarchistycznych przeciwników działających w Odległych Rubieżach zwanych Nihilami. Za poszczególne publikacje osadzone wokół wydarzeń okresu High Republic mają być odpowiedzialni: Cavan Scott, Claudia Gray, Justina Ireland, Charles Soule i Daniel José Older, czyli osoby bezpośrednio zaangażowane w przygotowanie publikacji związanych z nowym kanonem Gwiezdnych wojen, gdzie pojawiły się także wzmianki odnośnie bohaterów nadchodzących książek czy komiksów. Rezultaty tego przedsięwzięcia poznamy wraz z pierwszą pozycją książkową The High Republic: Light of the Jedi Charlesa Soule’a, której światowa premiera odbędzie się 5 stycznia 2021 roku. Czy sprosta ona oczekiwaniom fanów, czy może otrzymamy recykling starych pomysłów lub historii znanych z Legend? Przekonamy się o tym już wkrótce. [Kaelder]

Premiera drugiego sezonu The Mandalorian, czyli pierwszego starwarsowego serialu aktorskiego, bez cienia wątpliwości powinna znaleźć się w ścisłej czołówce, jeżeli mowa o najważniejszych wydarzeniach związanych z naszą ukochaną marką, które miały miejsce w trakcie kończącego się roku. Choć ta odsłona przygód zakutego w zbroję wojownika, podobnie jak poprzednia, trzyma się utartych schematów fabularnych, oferując widzom ten sam surowy, westernowy klimat, to jednak miejscami przestaje być tak, hmm, zachowawcza, jak sezon pierwszy. Twórcy pokazują nam dużo więcej – czy to lokacji, czy bohaterów, czy wydarzeń. Chętniej sięgają po nawiązania do innych tworów spod znaku Star Wars. I, niezależnie od tego, czy z takiego obrotu spraw jest się zadowolonym, czy też nie, trzeba przyznać, że tegoroczny sezon The Mandalorian wzbudza nieco silniejsze emocje i jest tematem żywszych dyskusji, niż poprzedni. A to zawsze pewna wartość. [Suweren]

Po sukcesie pierwszego sezonu Mandalorianina fani mają apetyt na więcej. Od czasu do czasu pojawiały się mniej lub bardziej potwierdzone plotki i informacje o nowych projektach, ale wiele z nich pozostawało w sferze fanowskich marzeń. Do niedawna. Zapowiadane seriale na pewno znajdą swoich zwolenników (przeciwników również, to już jest chyba wpisane w starłorsowy fandom). W Kenobim zobaczymy nie tylko Ewana McGregora, ale także Haydena Christiensena, The Bad Batch ma być animacją, w której twórcy powrócą do czasów Wojen Klonów, z kolei Andor (na który to serial najbardziej czekam) pokaże nieco bardziej mroczną stronę Rebelii (wszak tytułowy bohater niewiniątkiem nie był). Fanów Ahsoki ucieszy osobny serial aktorski o tej bohaterce, a w Rangers of the New Republic zobaczymy… no właśnie, nie do końca wiadomo co – wiadomo tylko, że akcja będzie osadzona w tym samym czasie co Mandalorianin. Nie mniej tajemniczo zapowiadają się tytuły: Lando, The Acolyte, Visions oraz A Droid Story, o których naprawdę wiadomo niewiele. Jedno jest pewne: wielbicieli Gwiezdnych wojen czeka w najbliższych latach wysyp seriali i filmów. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że wreszcie w Polsce będzie je można obejrzeć na platformie Disneya. [Ithilnar]