Koniec roku nadciąga wielkimi krokami – a ponieważ obfitował on w wydarzenia wagi ciężkiej, aż się porosiło o sporządzenie listy tych najważniejszych. I tak oto, po pewnych deliberacjach, dyskusjach i głosowaniu, Redakcja Star Wars Extreme wybrała 10 najistotniejszych wydarzeń i premier 2014 roku. W czołówce raczej nie ma zaskoczeń 😉
Niektórzy odrzucili The Clone Wars już na samym początku i nie śledzili dalszych zdarzeń serialu. Ci, którzy wytrwali, zobaczyli liczne dobre historie, przeplatające się z tymi rażącymi po oczach swoją głupotą. Jednak niewielu spodziewało się tak nagłego zakończenia. Ostatni sezon, dużo krótszy od poprzednich, nie pojawił się w telewizji, a jedynie w sieci, na Netflixie. Historie o Yodzie, klonach, przejęciu banków przez kanclerza, a nawet odcinki z Jar-Jarem (choć w znacznie mniejszym stopniu), oglądało się z zafascynowaniem. Nie wszystkie wątki zostały domknięte, ale to też ma swój urok – każdy może sam sobie wyobrazić, jak niektóre historie powinny się zakończyć. Sam muszę przyznać, że po pierwszym sezonie, życzyłem The Clone Wars rychłej śmierci, jednak ostatni sezon sprawił, że żałowałem, iż to już koniec. [Marik Vao]
Kwestię imion nowych postaci można traktować dwojako – pod względem ich „fajności”, jak uczynili to zwykli ludzie i większość fanów, ale też pod względem „kontynuacyjnym”, co z kolei najbardziej interesowało miłośników Expanded Universe. Sądząc po opiniach, w obu przypadkach reakcje były raczej negatywne. Imiona Rey, Kylo, czt Finn brzmią… niezbyt gwiezdnowojennie? Ale przykład Luke’a wskazuje, że ziemskie imiona też dają sobie radę w uniwersum Star Wars i jest to po prostu kwestia przyzwyczajenia się do nich. Zupełnie zawiedli się fani EU, licząc na jakieś nawiązanie do bohaterów książkowo-komiksowych. Ale jest nadzieja – bądź co bądź jest szansa, że Rey i Finn mają jakieś bardziej znajome nazwiska. Chodzi też wcale nie tak nieuzasadniona pogłoska, że Rey to tak naprawdę Rey Solo… [Jedi Nadiru Radena]
Latem serca wszystkich fanów Star Wars, którzy interesują się planszowo-bitewniakową stroną odległej galaktyki zadrżały: oto FFG zapowiedziało Imperial Assault oraz Armadę. Po gigantycznym sukcesie X-Winga, drugim najlepiej sprzedającym się miniaturkom na świecie, otrzymaliśmy zajawkę gier, o których w zasadzie marzył każdy miłośnik grania stołowego – pierwszy w historii rasowy bitewniak z okrętami Imperium i Rebelii w roli głównej oraz nowoczesną planszówkę ukazującą starcia niewielkich oddziałów naziemnych, przy wsparciu bohaterów Klasycznej Trylogii. O tym, że warto było czekać na Imperial Assault, które ukazało się w USAw połowie grudnia, świadczą naprawdę niezłe recenzje. Ale większość fanów czeka głównie na Armadę (premiera w I kwartale 2015 roku), która już w tym momencie, tylko na podstawie zapowiedzi i prezentacji, wywołuje fale niekończącego się zachwytu. I sądząc po dotychczasowych produkcjach Fantasy Flight Games, olbrzymi entuzjazm i kredyt zaufania do Armady jest wielce, wielce uzasadniony. [Jedi Nadiru Radena]
Przejęcie (ponowne!) przez Marvela licencji na komiksy Star Wars może wnieść powiew świeżości w tą dziedzinę produkcji gwiezdnowojennych. Komiksy związane z X-Menami i Avengersami nadal trzymają poziom, a to wydawnictwo jak żadne inne zna się na rzeczy. Będę jednak tęsknił za niektórymi seriami Dark Horse’a, postaciami i charakterystyczną kreską rysowników. Boję się też trochę tych nowych opowieści, patrząc na miałkie zapowiedzi książkowe. Rozumiem, że postaci Wielkiej Trójki przyciągają najwięcej czytelników, ale wieloletni fani mają już naprawdę dość ich przygód… ze starego kanonu. [pgkrzywy]
Coś się kończy, coś się zaczyna. Po zmianie EU na AU, w telewizji pojawili się Rebelianci, dostaliśmy też zapowiedzi nowych książek i komiksów. Jak na razie do księgarń trafiły tylko Tarkin i A New Dawn, opowiadające odpowiednio o losach wielkiego moffa i pierwszych przygodach Hery i Kanana. Wydawnicze plany na przyszły rok zapowiadają też powieść na podstawie niezrealizowanych pomysłów z The Clone Wars, czyli Dark Disciple, przygody Luke’a Skywalkera zatytułowane Heir to the Jedi oraz Lords of the Sith, autorstwa Paula S. Kempa. Jakby kogoś nie satysfakcjonowały same książki, ma do dyspozycji jeszcze komiksy – ostatnią pozycję od Dark Horse’a, Darth Maul. Son of Dathomir i zaplanowane na następny rok marvelowe serie Star Wars, Princess Leia, Kanan i Darth Vader. [Lisa]
Gdzie jest Lando, pytam ja się? Co prawda Wielka Trójka Wielką Trójką, ale brak Lando smuci. Owszem, cieszy powrót pary droidów i przybocznego, włochatego zwierzaka domowego (który to powrót aktorów wcale nie musiał być taki oczywisty, bo można by ich wygenerować komputerowo), ale obsada bez poczciwego szulera… niedosyt. Optymizmem jednak powiewa fakt, że Carrie, która raczej w zbyt dobrej kondycji nie była, przeszła na dietę i ćwiczy. Niestety, wygląd już nie ten metalowo-bikiniowy, o którym rzesze fanów fantazjują każdej nocy. I ćwiczenia tego nie zmienią. [Darth Kamil]
Mroczne widmo, Atak klonów, Zemsta Sithów, Nowa nadzieja, Imperium kontratakuje i Powrót Jedi – tytuły proste i treściwe. Odkąd ogłoszono powstanie części siódmej, wszędzie zaczęły się dyskusje na temat tego, jakby tego nowego filmu nie nazwać. Po wielu miesiącach doczekaliśmy się – The Force Awakens, czyli Przebudzenie Mocy. Z czym mógłby się kojarzyć taki tytuł? Najczęstsze skojarzenie, jakie widzę na forach fanowskich to teoria o tym, że „jakaś” grupa użytkowników Mocy się „odradza”, co ma znaczący wpływ na Moc. Osobiście, również trzymam się takich teorii spiskowych. Może dowiemy się czegoś nowego o Mocy, kto wie? Zobaczymy nowych użytkowników Mocy, kogoś więcej niż tylko Jedi i Sithów? Tyle już zobaczyliśmy w Gwiezdnych wojnach, że raczej nic nas nie powinno zaskoczyć. [Alcyone Inahar]
Po Wojnach klonów, pomysł starwarsowych seriali animowanych nie wzbudza w fanach specjalnego zaufania, a w przypadku Rebeliantów oliwy do ognia dolał fakt, że miała być to produkcja Disneya. Starsi wielbiciele Gwiezdnych wojen szczerze obawiali się przeznaczenia tej produkcji li i jedynie dla dzieci i ewentualnie młodszych nastolatków, tymczasem… Tymczasem Rebelianci, których premiera odbyła się w październiku, stanowią naprawdę kawał dobrej rozrywki gwiezdnowojennej z ciekawie nakreślonymi postaciami, fabułą, która, choć początkowo nadmiernie rozlazła, wreszcie zmierza w interesującym kierunku i całym mnóstwem odniesień do EU, które teoretycznie nie jest już kanoniczne, ale powoli kolejne jego elementy powracają w wielkim stylu. Oczywiście, nie da sie ukryć, że domyślną publicznością Rebeliantów są młodsi fani, bo tępi szturmowcy i pewne naprawdę niskie dowcipy nieco irytują tych odrobinę starszych, jeśli jednak jest to wyznacznik nowej jakości Gwiezdnych wojen pod zarządem Disneya, będzie dobrze! [Cathia]
Część fanów spodziewała się tego od dawna, część do końca miała nadzieję na brak radykalnych zmian. W związku z nowym kierunkiem, w jakim Disney postanowił poprowadzić Gwiezdne wojny podjęto decyzję o jasnym wskazaniu fanom tego, co będzie respektowane w mediach związanych z nadchodzącym ożywieniem uniwersum, a co przeniesione zostaje do alternatywnej rzeczywistości. Decyzja ta wywołała skrajne emocje. Jedni przekreślenie ulubionych historii i postaci odebrali z ogromnym smutkiem i zdecydowali się odciąć od nowego kanonu, inni z kolei starają się bronić decyzji i wyczekują na rozwój sytuacji. Tymczasem co nowy właściciel marki przyniesie naszemu ulubionemu uniwersum – tylko czas pokaże. [Vidar]
W oczekiwaniu na teaser Epizodu VII, co rusz otrzymywaliśmy mniej lub bardziej udane spoofy podsycające nasze oczekiwania. Gdy jednak nadeszła ta chwila i światło dzienne ujrzał właściwy teaser, nastroje okazały się w fandomie dość zróżnicowane. Zdarzały się hejty piłkowego droida, algidowego śmigacza, migoczącego jelca przy mieczu świetlnym czy kropli potu spływających po czole Johna Boyegi a.k.a. Finna. Wśród okrzyków smutku i fali rozczarowania na forach dyskusyjnych pojawiły się wyrazy sympatii i łzy wzruszenia na widok pomykających po wodzie X-wingów oraz wykonującego akrobatyczne manewry „Sokoła Millennium”. Najciekawsze jednak było ukazanie pustynnej planety przypominającej Tatooine z ciekawą infrastrukturą, zbroi i blasterów szturmowców nieznacznie zmodyfikowanych od czasów Nowej nadziei, czy hełmu pilota X-winga z widniejącym symbolem Rebelii. Czy film wyraźnie inspirowany concept artami Ralpha McQuarriego może odnieść sukces i powrócić do korzeni? Na odpowiedź przyjdzie nam poczekać jeszcze rok… [Kaelder Dherven]