Co działo się za kulisami Epizodu IV? Ooo, bardzo wiele! Zapraszamy do zapoznania się ze specjalnie wybranymi ciekawostkami.
Pierwsze zdanie pierwotnej wersji scenariusza brzmiało: To jest historia o Mace Windu, uwielbianym Jedi-bendu z Opuchi, która została nam przekazana przez C.J. Thape, uczonego Padawaan, znającego Jedi. Bez wątpienia George zawsze miał kłopot ze zgrabnym formułowaniem zdań.
Kiedy po premierze American Graffiti Lucas stał się rozpoznawalny w Hollywood, mógł negocjować swój kontrakt z Foxem. Ku zdziwieniu, ale i zadowoleniu oficjeli z wytwórni, zażądał praw do wprowadzenia na rynek książek i ścieżek dźwiękowych oraz kontroli nad możliwymi kontynuacjami. Oczywiście, wytwórnia na to przystała, zadowolona, że zaoszczędzi krocie. Niewątpliwie przez następne kilkanaście lat pluli sobie solidnie w brodę.
Casting na odtwórców ról pierwszoplanowych do Gwiezdnych wojen był prowadzony razem z castingiem do Carrie Briana De Palmy. Pozostaje cieszyć się, że Sissy Spacek najwyraźniej nie nadawała się do roli kosmicznej księżniczki.
Lucas zastanawiał się nad dwoma grupami aktorów. Jedną tworzyli Will Selzer, Christopher Walken i Terri Nun, w skład drugiej wchodzili Mark Hamill, Harrison Ford i Carrie Fisher. Jakkolwiek uwielbiam Christophera Walkena, bardzo się cieszę, że pewien stolarz został aktorem. Co świat zrobiłby bez Indiany Jonesa o tym szelmowskim uśmieszku?
Kiedy zdecydowano, że Obi-Wan umrze w połowie filmu, sir Alec Guinness nie był tym faktem zachwycony i chciał zrezygnować z roli. Bardzo się cieszę, że odstąpił jednak od tego pomysłu. Kto inny mógłby zapaść nam w pamięć tak bardzo?
Miejscem udającym Tatooine była Tunezja, wydawałoby się, najpewniejsze pod względem pogodowym miejsce na świecie. Nie tym razem. Kiedy w maju 1976 r. rozpoczęto zdjęcia, spadł deszcz i nie przestawał przez długi czas, mówiono nawet, że nie padało tak od dobrych kilkudziesięciu lat.
Lucas nie tylko nie należy do dobrych scenarzystów, nie był także najlepszy w wydawaniu poleceń swoim aktorom. Mark Hamill tak wspomina jedną ze scen kręconą we wnętrzach wielkiej repliki „Sokoła Millennium”: Wszyscy dobrze powiedzieli swoje kwestie, co przy tych dialogach wcale nie było łatwe i scena była skończona. George Lucas, siedzący na dźwigu kamerzysty, powiedział „Uch, zróbmy to jeszcze raz, tym razem zróbcie to lepiej.”
Do legendy przeszły rzekome kapcie na nogach wielkiego moffa Tarkina (noszone jakoby przez Cushinga, ponieważ nie mógł wytrzymać w przyciasnych oficerkach), jednak Richard LeParmentier, odtwórca roli admirała Mottiego, dementuje tę opowieść. Podczas Polconu 2009 opowiedział jednak inną zabawną historyjkę – w studiu było na tyle gorąco, że nikt nie mógł wysiedzieć w niewygodnych mundurach. Podczas sceny narady na Gwieździe Śmierci wszyscy oficerowie, którzy byli widoczni w kadrze od pasa w górę, siedzieli z podwiniętymi nogawkami.
Carrie Fisher wspomina, że Peter Cushing, odtwórca roli Tarkina, był tak czarującym dżentelmenem, że miała olbrzymi problem, by zwracać się do niego z pogardą w scenie zniszczenia Alderaanu. Wcale się nie dziwię, osoby pracujące przy horrorach wytwórni Hammer również mówiły o Cushingu w samych superlatywach. Co Van Helsing, to Van Helsing.
Gwiezdne wojny to nie pierwszy film, w którym Peter Cushing i David Prowse spotkali się na planie. Ich wcześniejszą wspólną produkcją był Frankenstein i potwór z piekła, nakręcony w 1974 r. Było to szóste wcielenie Petera Cushinga w rolę szalonego doktora, drugie Davida Prowse’a w rolę potwora Frankensteina, jednak dopiero tutaj spotkali się po raz pierwszy.