„George Lucas: Gwiezdne wojny i reszta życia”

Biografia, która liczy sobie ponad 600 stron szczelnie zapełnionych tekstem, musi z założenia wyczerpać temat w niej poruszony. Tak właśnie pomyślałem, gdy leżała przede mną przepastna kobyła, na której okładce widniało George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia. Z chęcią zabrałem się za to tomisko z przekonaniem, że po jego lekturze głód wiedzy na temat twórcy naszego ulubionego uniwersum będzie całkowicie zaspokojony. Sama bibliografia tytułu liczy sobie kilkadziesiąt stron, nie wątpiłem więc w mrówczą pracę wykonaną przez Briana Jaya Jonesa. Kilkaset stron później w końcu zweryfikowałem swoje oczekiwania, a werdykt okazał się dość nieoczekiwany: Biografia Lucasa, mimo ton ciekawostek, faktów i wyjątkowo wnikliwej analizy, pozostawia spory niedosyt.

Lucasa studium przypadku

Książka podzielona jest na trzy rozdziały: „Nadzieję”, „Imperium” i „Powrót”. Szczególnie dobrze czyta się pierwszy z nich, opowiadający o dzieciństwie Lucasa w Kalifornii. Dowiadujemy się naprawdę wiele na temat fascynacji George’a – szczególnie komiksami, serialami telewizyjnymi, a także samochodami – inspirujących młodego filmowca. Młody Lucas zaczytywał się w przygodach Bucka Rogersa i Flasha Gordona, a po Modesto rozbijał w przerabianych przez siebie samochodach. Te fakty z życia George’a, z pozoru nieistotne, są niezmierne ważne dla zrozumienia jego osoby, stanowią klucz do tego, dlaczego Gwiezdne wojny obrały dobrze znany nam kształt. Pierwszy rozdział naprawdę wnikliwie kreuje czytelnikowi postać Lucasa, dostarcza drobne szczegóły z jego życia, które, być może przypadkowo, zdefiniowały to, jakim stał się człowiekiem, jakie prezentował poglądy, i jakie tworzył filmy. 

Z tego rozdziału bije niesamowita rola przypadku w życiu człowieka i to przyciąga czytelnika. Przykład z brzegu: Lucas, choć trudno w to uwierzyć, na studia reżyserskie wybrał się głównie dlatego, by uniknąć złości swojego ojca. Ten bowiem nie wiedział, czym jest ta cała „kinematografia” i nie wnikał w to, w czym kształci się syn. To jeden z wielu ciekawych smaczków z młodzieńczych lat Lucasa, a jest tego, jak już wspomniałem, cała galaktyka niepublikowanych szerzej informacji.

Crème de la crème potraktowany po macoszemu

Niestety, w dwóch dalszych rozdziałach objawia się wspomniany na początku niedosyt. Proces tworzenia gwiezdnowojennych dzieł, czyli to, co każdy fan czyta z wypiekami na twarzy, przedstawiony jest bardzo oszczędnie. Brakuje wnikliwości na tym etapie książki, co potęguje dobra robota wykonana w pierwszym rozdziale. O kręceniu filmów wiemy co prawda sporo, ale chciałoby się pochłonąć znacznie więcej, a i czuć, że była taka możliwość. Choćby relacje Lucasa z rzeszą pracowników przewijających się w trakcie prac nad Oryginalną Trylogią są nakreślone co najwyżej powierzchownie. W książce wyraziście opisane mamy tylko trzy relacje George’a Lucasa: z jego pierwszą żoną Marcią i z filmowymi kompanami, Spielbergiem i Coppolą. O takim Garym Kurtzie, żyjącym swego czasu w bliskiej relacji z Lucasem, wiemy tylko tyle, że współpracował przy Gwiezdnych wojnach. Owszem, ktoś zakrzyknie: przecież w życiu Lucasa przewinęło się tyle ludzi, że biografia musiałaby liczyć kilka tysięcy stron, by to wszystko ogarnąć! Cóż, jeśli ktoś dotyka takiej świętości, jaką jest dla Gwiezdnych wojen Lucas, musi to zrobić naprawdę dobrze.

Z drugiej strony, można tę powierzchowność w jakimś stopniu wybaczyć, bowiem autor, mający sporego minusa za szczątkowe opisanie powstania i otoczki filmów, bardzo dobrze wywiązał się z przedstawienia Lucasa od innej, równie ważnej strony – rewolucjonisty kina. Po przeczytaniu wątków dotyczących zaangażowania Lucasa w użycie cyfrowych kamer, wprowadzeniu nowego standardu dźwiękowego THX w kinach, czy rozwoju firmy Industrial Light & Magic, rewolucjonizującej świat efektów specjalnych,  zdecydowanie inaczej patrzę na postać tego brodatego milionera. Kiedyś Lucas jawił mi się jako bohater nieco z przypadku, zmitologizowany, którego fasada bożka szybko opada w konfrontacji z rzeczywistością. Teraz trochę lepiej rozumiem tę skomplikowaną i nieoczywistą postać, która dla kina zrobiła bardzo wiele, walcząc z Hollywoodem, mozolnie budując swoje imperium niezależności w postaci rancza Skywalkera. Biografia Lucasa krystalizuje pogląd na jego osobę, rozwiewa wątpliwości i uprzedzenia, zdecydowanie spełnia swoją rolę.

Słowa uznania należą się wydawnictwu Wielka Litera za porządne wydanie książki. Jakość papieru i twarda oprawa sprawiają, że pozycję wygodnie się czyta i godnie prezentuje się ona na półce, a kilkanaście stron zdjęć w kolorze to miły – ale przecież nie tak oczywisty w tytułach tego typu – dodatek. Pozycja została przetłumaczona poprawnie, nie ma w niej chochlików, które spotykałem co jakiś czas w podobnej książce, którą czytałem niedawno, Jak Gwiezdne wojny podbiły wszechświat. Przyczepić się jednak muszę do konstrukcji przypisów, co jednak jest specyficzne dla całej branży wydawniczej – te umieszczone są na końcu książki i trzeba przerzucać strony, by sprawdzić interesujące nas źródło. Jest to nieco nieco uciążliwe po kilkuset stronach lektury. O wiele prostszym zabiegiem byłoby dodanie przypisów i źródeł u dołu strony, co mogłoby nieco zaburzyć spójny wygląd stron, ale stałoby się o niebo wygodniejsze. To jednak drobnostka, która nie psuje odbioru.

Zrozumieć rewolucjonistę

Wbrew temu, co napisałem na wstępie, George Lucas. Gwiezdne wojny i reszta życia to wartościowa książka i bez dwóch zdań polecam ją fanom uniwersum, ale przede wszystkim entuzjastom kina. Bo fan, taki jak ja, poczuje się trochę zawiedziony, spodziewając się czegoś więcej jak na wymiary tej publikacji: biblię gwiezdnowojennego uniwersum z prawdziwego zdarzenia, po której nie będzie miał żadnych niedomówień. Tymczasem jest to „tylko” bardzo dobra biografia, w której trochę mało „Gwiezdnych wojen”, a ciut więcej „reszty życia”.