Chciałbym napisać Wam kilka słów na temat Battlefronta II, który będzie miał swoją premierę za blisko półtora miesiąca. Miałem bowiem okazję przetestować jedną ze wczesnych wersji gry i wreszcie mogę o niej powiedzieć coś solidniejszego.
Deweloperzy pokazali nam cztery tryby gry. Pierwszym z nich był „singlowy” tryb Arcade. I powiem Wam, że o ile jest to ciekawe doznanie, tak gwarantuję, że nie spędzicie w nim długich chwil. Ot, po prostu jest to takie „czekadełko”, jeśli akurat nie mamy internetu lub chcemy zagrać na podzielonym ekranie z przyjacielem w coś szybkiego. Na prezentacji można było wcielić się w Dartha Maula i powycinać atakujące boty-klony. Należało przy tym zmieścić się w czasie, a za każde szczególnie finezyjne zabójstwo lub atak na grupę przeciwników okres rozgrywki nieco nam przedłużano. Podkreślam jeszcze raz: nie jest to tryb, przy którym spędzicie długie godziny, choć możliwość skopania tyłków w walce przeciwko drugiemu graczowi może okazać się ciekawa.
Drugim dostępnym trybem był Starfighter Assault, czyli walka myśliwców w kosmosie. Tutaj widać wielki postęp w stosunku do „jedynki”, jako że tryb kosmiczny jest bardzo grywalny. Mamy wiele celów, a różnice między myśliwcami są zdecydowanie bardziej widoczne. Teraz bombowiec to jest bombowiec, a nad szybkim Interceptorem czasem wyjątkowo trudno zapanować. Pozostaje mieć nadzieję, że deweloperzy dostarczą sporej liczby map do tego trybu, bo jest naprawdę ciekawy i stanowi taką swoistą „grę w grze”. Poza tym pokazano jeszcze wielkoskalową bitwę na mapie Theed, która wygląda rewelacyjnie, ale to pewnie widzieliście, bo na wszelkich prezentacjach ten tryb był pokazywany najczęściej. Dodatkowo zaprezentowano „średni tryb” na mapie zlokalizowanej na planecie Takodana (zamek Maz Kanaty) i tutaj już byłem mniej zachwycony. Gra była OK, ale miałem wrażenie, że mapę robił inny zespół. Widać, że plansza była nieco gorsza graficznie.
Rzucające się w oczy zmiany
Owszem, mogę opowiadać o gwiezdnych kartach, ale ich istnienie nie było tym, co podczas kilku godzin grania rzuciło mi się w oczy. Aby je w pełni poznać, trzeba jednak trochę pograć, więc idźmy dalej. Przede wszystkim widać wyraźnie, że bohaterowie specjalni, jak choćby Darth Maul na mapie w Theed, nie są już mocarni. Zespół czterech zwykłych żołnierzy jest w stanie spokojnie dać mu radę i to nawet przy moich, zdecydowanie słabych umiejętnościach strzeleckich. Tutaj dochodzimy do kolejnej zmiany – teraz możemy wybrać sobie rolę, rodzaj żołnierza, w którego się wcielimy. Możemy być oficerem, specjalistą, normalnym żołnierzem albo wsparciem. O ile nadal można tylko pomarzyć o położeniu się jako snajper w krzakach, jednak gra staje się przez to nieco bardziej taktyczna. Oczywiście w losowych rozgrywkach nadal będzie chaos i bieganina, ale wreszcie granie w stałej ekipie i komunikacja między graczami jednej drużyny nabiera trochę sensu . Abyście nie myśleli, że jest zbyt słodko, to teraz łyżka dziegciu. Latanie myśliwcami w czasie bitew lądowych (nad mapami, po których biegają żołnierze) nie jest, niestety, lepsze od tego z Battlefronta I i coś czuję, że tego sposobu walki będę raczej unikał.
Ogólne wrażenie
Nie ma co ukrywać, że Battlefront II sprawia wrażenie lepiej przemyślanej gry, niż jedynka. Jest po prostu inny i jeszcze bardziej zbliża się do definicji „Battlefielda z gwiezdnowojennymi teksturami”, ale to nie wada. Czy jest lepszy? Nie wiem, bo zaprezentowano jak na razie wyraźnie wybrane fragmenty, w których także widać pewną nierówność (mam na myśli aspekt techniczny, odstawmy na chwilę moje upodobania do poszczególnych trybów). Zdecydowanie poprawiono część kosmiczną i skasowano te wybijające z immersji żetony. To zdecydowanie plus.
Wielu graczy bało się, że kupno skrzynek z gwiezdnymi kartami lub broniami może zaburzyć balans gry. Owszem, tak będzie, ale tylko na początku. Jeśli po premierze wyłożę sporo kasy na skrzynki, to owszem, będę miał przewagę – bo zwiększy się na przykład zasięg rzutu mieczem świetlnym Dartha Maula, ale owa przewaga potrwa jedynie chwilę – do czasu, aż gracze, którzy nie płacą, odblokują wszystkie karty. Po tym, co widziałem, nie boję się o „pay 2 win”. Zresztą już będący w portfolio EA/DICE Battlefield 1 pokazał, że można kupowane skrzynki zrobić tak, aby nie zaburzały balansu.
Oprawa audiowizualna
Jest *trochę* lepiej, niż w przypadku BF 2015, ale o wielkim skoku nie ma mowy. Owszem, korytarze pałacu w Theed z tymi odbiciami i refleksami świetlnymi wyglądają obłędnie, a unoszące się listki na wietrze w lesie wokoło zamku Maz Kanaty sprawiają bardzo pozytywne wrażenie. Niektóre dalsze plany jednak wyglądały na niedopracowane, ale być może to tylko kwestia wersji beta. Mówiąc krótko – gra brzmi i prezentuje się tak, jak powinna i nie mam tutaj zastrzeżeń, a filmiki w single playerze będą fantastyczne. Ale tego już mogliśmy się spodziewać – jeśli grałeś w poprzedniego Battlefronta i Battlefielda 1, to wiesz dobrze, co Cię czeka.
Trudno wymienić w tym krótkim tekście ogrom wrażeń, jakie miałem po rozegraniu kilku meczy multiplayerowych w nowym Battlefroncie. Niemniej widać, że gra się zmieniła, a nie tylko zaserwowała „więcej tego samego”, jak często ma miejsce w przypadku kontynuacji, które – nie oszukujmy się – i tak się dobrze sprzedadzą. Mówiąc krótko, beta uspokaja, ale zobaczymy, co jeszcze nowego czeka nas w pełnej wersji. Kluczem jest przecież treść…
Materiał powstał dzięki zaproszeniu otrzymanym od Electronic Arts do testowania gry w studiu DICE. Niemniej ani DICE, ani EA nie narzucają mi nastawienia recenzji.