Wakacje świata „Gwiezdnych wojen”

Za oknem żar się z nieba leje niczym na Tatooine. Nie trzeba wyjeżdżać do żadnej Tunezji czy na inną Kretę, by poznać na własnej skórze, co znaczy upalne lato, choć może to i lepiej, zważywszy na to, ile biur podróży zdążyło zbankrutować od początku lipca. Jeśli ktoś ma jeszcze pod ręką zacny zbiorniczek wodny, może zrobić donośne „plum” i zanurzyć się po szyję, czekając do września. Można wyciągnąć się na kocu z dobrą książką w ręku, można również sięgnąć po pozycję ze swego ulubionego świata Gwiezdnych wojen (tak, nie uważam tego za dobrą literaturę). Może też zastanowić się w ramach wakacyjnego urwania głowy, jak właściwie spędzano wakacje w świecie Star Wars.

Uczniowie i studenci gwiezdnowojennego świata na pewno mieli wakacje, podobnie jak my. Oczywiście, ich terminy zapewne były zależne od planet czy systemów, mam poważne wątpliwości, czy jeden termin nie rozłożyłby na łopatki systemów transportowych Galaktyki (pamiętacie, co się działo, kiedy próbowano wprowadzić jednakowy termin ferii dla wszystkich?). Ponieważ istoty myślące, niezależnie od gatunku, zawsze potrzebują odpoczynku, istniały na pewno również urlopy. Nie wierzę również, by kwestia tzw. długiego weekendu była tylko naszą domeną – w Galaktyce istniało przecież wiele świąt, które można było uczcić odrobiną wolnego.

Jestem dziwnie przekonana, że duża część mieszkańców gwiezdnowojennej Galaktyki nigdy nie opuszczała swojej planety, ewentualnie zwiedzała jej co bardziej malownicze miejsca. Ponieważ w Gwiezdnych wojnach skala odległości nieco nam się zmienia, potraktujmy tę planetę jako nasze typowe miasto. Może jeszcze ktoś wyjeżdżał do znajomych czy rodziny w obrębie tego samego układu ot, takie wakacje w kraju, pod gruszą. Podróż do innego systemu możemy potraktować jako wycieczkę do miejsca znajdującego się na tym samym kontynencie, jednak nieco dalej… sięgamy już za wielką wodę.

Oczywiście, istniały typowe planety wakacyjne, przeznaczone całościowo dla turystów, odpowiedniki naszych kurortów. Były to planety wodne o tropikalnym klimacie, były to też mroźne światy, które w całości przeznaczono do uprawiania sportów zimowych. Istniała również dosyć specyficzna atrakcja, jaką była planeta Knolstee, znajdująca się w Sektorze Korporacyjnym. Ten niemal dziewiczy glob był w całości własnością korporacji turystycznej Park Holdings Inc. Na jej orbicie znajdowało się kilka stacji, przeznaczonych dla turystów, odpowiednio luksusowo wyposażonych, na życzenie można było wraz z przewodnikiem zjechać na powierzchnię planety. Jako że była ona praktycznie nieskażona technologią, wycieczkami tymi zajmowały się najbardziej wykwalifikowane istoty we Wszechświecie – Ithorianie. Oczywiście, istniały również firmy oferujące spędzenie wolnego czasu w miejscu, do którego nie pchałby się nikt przy zdrowych zmysłach: Hoth lub Tatooine. Podejrzewam nieśmiało, że wianie przed wampami lub smokami Krayt było sowicie opłacaną wycieczką fakultatywną. O śmiertelność nie pytam, pewnie każdy wypełniał obowiązkowy druczek, w którym twierdził, że wyprawę podejmuje na własną odpowiedzialność. Ha, takie Roon Tours wręcz specjalizowało się w pokazywaniu swoim klientom nieprzyjaznych i surowych krajobrazów planet Zewnętrznych Rubieży.

Zresztą, również pozostałe większe biura podróży były gotowe wręcz nieba przychylić swoim klientom. Linie Star Tours oferowały swoim pasażerom podróże zarówno do miejsc takich jak Coruscant czy Naboo, ale także i dużo mniejszych oraz dużo bardziej niebezpiecznych: Kashyyyk, Dathomirę czy Mustafar. Sholto’s Shuttles wypożyczały klientom posiadającym licencję pilota promy klasy Lambda na wycieczki dzienne lub też w celach nieco bardziej imprezowych. Interesującą rozrywką wakacyjną były również rajdy po polu asteroidów w zmodyfikowanych jednostkach latających.

Jeśli ktoś jednak życzył sobie pełnego wypasu, zawsze mógł wybrać się na wyprawę potężnym statkiem pasażerskim, majestatycznie sunącym wśród gwiazd. Takie olbrzymy mają również swoje odpowiedniki na Ziemi wielkie pływające miasta oferują swoim tymczasowym mieszkańcom wszystko, czego zapragną baseny, sklepy, restauracje, dancingi. Często tego typu jednostki były również w pewien sposób modyfikowane. Pływające kasyno Koralowa Wanda przyciągnęło do siebie nawet takiego szulera jak Lando Carlissian.

Rozmarzyłam się, wiecie? Popływałabym sobie po krystalicznie czystych jeziorach Naboo, zwiedziła Stację Centerpoint oraz inne ciekawe miejsca na znanych planetach. Odwiedziłam je kiedyś wirtualnie podczas gry w Galaxies, ale tak przyjemnie byłoby zobaczyć je na własne oczy… Dobra, dość tego masochizmu. Idę na basen. Może nie rozpłynę się po drodze.