Relacja ze StarForce 2012

Co roku z niecierpliwością czekam na wrzesień, mimo że oznacza to początek roku szkolnego. Dlaczego? Od kilku lat w pierwszą sobotę tego miesiąca, za sprawą StarForce, mam możliwość spotkania się z innymi fanami Gwiezdnych wojen, a choć konwentów w Polsce sporo, ja jeżdżę tylko na ten. Mieszkam w województwie pomorskim, a stąd wszędzie jest daleko – za to do Bydgoszczy mam zaledwie trzy godziny drogi. Jak co roku zatem w sobotę rano obudziłam się o brutalnie wczesnej porze, wsiadłam do samochodu z niezwykłym, jak na mnie, przypływem ADHD i pojechałam do najbardziej przepełnionego Mocą miasta na świecie.

Kilka suchych faktów dla zielonych w temacie: StarForce to coroczny zlot fanów Gwiezdnych wojen, organizowany na przemian w Toruniu i Bydgoszczy. Tegoroczna, już czwarta edycja, wróciła do Bydgoszczy. Tak jak dwa lata temu, atrakcje odbywały się w dwóch miejscach: Operze Nova i Wyspie Młyńskiej.

staforce2012-1

W Operze organizowane były konkursy, prelekcje, wystawy, turnieje itd. Jeśli chodzi o mnie, to zobaczyłam tylko kawałek prelki o nawiązaniach do kultury japońskiej w Gwiezdnych wojnach, która głęboko wyryła mi się w pamięci ze względu na obrazek gołego Jar Jara, który został tam zaprezentowany. Później miałam przyjemność wzięcia udziału w wiedzówce o Gwiezdnej Sadze. Szczerze mówiąc, żałuję, że zawsze wzbraniałam się przed udziałem w konkursach, bo dopiero w tym roku zobaczyłam, co straciłam. Przeważnie konkursy kojarzą mi się ze szkołą (a jak szkoła może kojarzyć się dobrze?), a poza tym ich tematy albo mnie nie interesowały, albo wydawały mi się zbyt proste. Z nieśmiałą nadzieją na powrót z jakąś nagrodą, poszłam na wyżej wspominaną wiedzówkę, bo czego można nie wiedzieć o filmach, które oglądało się dziesiątki razy? Cóż, okazało się, że jest tego całkiem sporo, a żeby cokolwiek wygrać, trzeba mieć szczęście i nie trafić na zagadkę muzyczną. Jeszcze przed konkursem byłam przekonana, że potrafię odróżnić Battle of the Heroes od Duel of the Fates, za to po godzinie siedzenia w sali konkursowej uzmysłowiłam sobie, że nawet tego nie umiem. Chociaż odpadłam szybko, zabawa była świetna i żałuję, że takich konkursów nie było na zlocie więcej.

W tym samym czasie na scenie i w jej pobliżu odbywały się liczne atrakcje dla dzieci. Młodsi fani mieli możliwość wzięcia udziału w konkursie na najlepszy strój, Akademii Jedi, a dla tych, którzy niezbyt interesowali się zlotem, wystawiono stoisko z klockami Lego. Oprócz tych punktów programu, które zostały zarezerwowane dla dzieciaków, na Wyspie odbył się konkurs na najlepszą choreografię do walki oraz prezentacje organizacji kostiumowych.

W trakcie trwania zlotu zostały udostępnione kolekcje fanów, zawierające m.in. stare książki i komiksy, gwiezdnowojenną porcelanę i figurki. Jak co roku, pojawiły się również modele wykonane przez braci Kuleszów. Tym razem największe wrażenie wywarły na mnie modele wykonane z Lego, a najbardziej głowa Maula zrobiona z tych duńskich klocków.

Tegoroczna edycja gościła aż dwóch gości specjalnych, którymi byli Dermot Crowley, odtwórca roli generała Crixa Madine’a z Powrotu Jedi i Nick Gillard, Cin Drallig z Zemsty Sithów i zarazem główny koordynator walk w Nowej Trylogii. Obaj byli bardzo zabawni, cierpliwie odpowiadali na różne pytania fanów i dzięki temu spotkanie z nimi mogę uznać za udane. Przy czym muszę zwrócić uwagę na jedną rzecz tak jak w zeszłym roku spotkanie zostało zorganizowane na scenie. Częściowo to dobre rozwiązanie, bo nie ma limitu, jeśli chodzi o ilość ludzi, za to z drugiej strony, spotkanie z Davem Prowsem, które dwa lata temu prowadzono w jednej z sal w Operze miało swój klimat i właśnie tego mi w tym roku zabrakło.

staforce2012-2

Ostatnim punktem programu był pokaz walk. Nie obyło się bez drobnych problemów technicznych i połamanych mieczy świetlnych, ale mimo to pokaz był całkiem fajny. Nie miałam możliwości obejrzenia ich w poprzednich latach, dlatego nie mogę porównać tegorocznego z zeszłorocznymi, mimo to gorąco polecam zaliczenie tego punktu w przyszłym roku. Tym bardziej, że to widowisko urządzono wieczorem, kiedy już było ciemno i miecze świetlne wyglądały jak prawdziwe.

Ci, którzy mieli przyjemność być na StarForce dwa lata temu, zapewne zauważyli, że w tym roku Bydgoszczy nie odwiedziło tyle ludzi, co wtedy. Trudno powiedzieć, co jest tego winą gorsza reklama czy przeżarta formuła. Jednak, mimo mniejszej frekwencji, atmosfera była taka, jak w latach poprzednich. Sprawy organizacyjne rozwiązano dużo lepiej, niż podczas StarForce 2010, gdzie na wejście do Opery trzeba było czekać ponad dwie godziny. A przyznam, że kiedy okazało się, że miejscem zlotu ponownie będzie Opera i Wyspa, zaczęłam obawiać się powtórki z drugiej edycji konwentu, czyli dłuuugiej kolejki do wejścia. Tym razem tak się, na całe szczęście, nie stało i jeśli mogę mówić o jakiejś kolejce, to takiej, w której stało się maksimum trzy minuty.

Podsumowując, StarForce 2012 to konwent udany. Mniejsza frekwencja i nienajlepsza pogoda nie przeszkodziły fanom w dobrej zabawie. Przez cały czas trwania zlotu coś się działo, nie było miejsca na nudę, jednak to nie zmienia faktu, że jeśli StarForce ma się odbyć w przyszłym roku, organizatorzy muszą wymyślić coś nowego, czym przyciągną ludzi, a mam nadzieję, że im się to uda, bo nie dopuszczam do siebie myśli, że za rok mogę nie odwiedzić Torunia.

Jak zwykle w przypadku relacji, czas na kilka podziękowań. Wielkie dzięki Nadiru za to, że poznał mnie z masą ludzi, których dotychczas znałam tylko z internetu, no i oczywiście za możliwość potrzymania FXa ;), (jeszcze raz) Nadiru i Carno za towarzystwo na konkursie, Cathii za możliwość spotkania na żywo i wszystkim fanom, których widziałam, albo z którymi chociaż przez chwilę rozmawiałam. Do zobaczenia za rok!

lisa

Innych redaktorów opinia o StarForce:

Cathia: Jestem bywalcem konwentów od lat i straszną marudą, więc powiem tyle: było świetniie, bo nie zawiedli ludzie, współfani, którzy się zjawili, i w których towarzystwie bawiłam się znakomicie. Wspomniana przez Lisę powtarzalność punktów programu to jedno, zupełnie inną rzeczą jest brak sensownej organizacji. Przykład? Po terenie Wyspy i Opery snuły się zastępy ludzi w zielonych orgowskich koszulkach, jednak uzyskanie jakiejkolwiek informacji graniczyło z cudem. Raz zagotowała mnie sytuacja, kiedy przyleciałam do budynku Opery po taśmę samoprzylepną dla Legionu 501, który rozstawiał się na Wyspie. Co raczej zrozumiałe, skierowałam swe kroki ku dwóm panom w zielonym, urzędującym za ladą, na której wyłożone były programy konwentu. Odpowiedź, którą otrzymałam po wyłuszczeniu prośby, brzmiała: „Ale my nie wiemy, zapytajcie organizatorów.” Ręce opadają. Podobnie jak w przypadku pana, który dopadł Nicka Gillarda i Dermota Crowleya po zejściu ze sceny i domagał się autografu. Pan był w zielonej koszulce, twierdził, że tak go poinformowano, on pracował i nie mógł nabyć autografu wcześniej. Doprawdyż, atakowanie gości konwentu to świetna wizytówka! Pomijam już fakt, że obu aktorów trzeba było szukać, bo nigdzie w programie nie widziałam najmniejszej informacji o miejscu, w którym sprzedają autografy.

Nadiru Radena: Tegoroczna edycja była już moją trzecią, a drugą w Bydgoszczy, więc na wielki plus mogę zaliczyć… brak straszliwego tłoku, odczuwanego w latach poprzednich 😉 Ale już poważnie mówiąc, w pełni zgadzam się z Lisą i Cathią: o ile współfani z fandomu rzeczywiście dopisali, a ich towarzystwo było nieziemskie, to o tyle ze wszystkim innym było gorzej. Na StarForce 2012 przybyło bardzo mało ludzi, a formuła zlotu moim zdaniem zupełnie się już wyczerpała abstrahując od nowych, świetnych modeli braci Kuleszów (na czele z monstrualnej wielkości fregatą Nebulon-B) wystawa praktycznie od trzech lat wygląda tak samo, atrakcje dla gości są identyczne i nie ma czegoś, co spowodowałoby zachwyt publiczności. Także goście specjalni nie dopisali; sami w sobie byli świetni, ale generał Madine i koordynator walk to jednak nie Darth Vader, czy Boba Fett. Narzekam, narzekam, ale w ostateczności StarForce 2012 to z mojej osobistej perspektywy niezwykle udany konwent. Do Bydgoszczy i na ulicę Obi-Wana Kenobiego nigdy nie zleciało się tak wielu nerdów, jak w tym roku takie coś możliwe jest tylko na StarForce. Do tego miałem przyjemność brać czynny udział w pokazie walk na miecze świetlne, choć był on dość krótki… w odróżnieniu od udziału mojego FXa, który w pewnym momencie, z powodu połamania się innych mieczy, musiał przejąć na siebie główną rolę 😉 Miło było ubrać się w tunikę Jedi i tak po prostu pomachać sobie „jarzeniówką”.