Kurioza odległej galaktyki: exogorthy

Było już o międzyplanetarnych, drewnianych żaglowcach i satanistycznych smokach. Tym razem będzie o ślimakach. I teraz zadanie dla Was. Kto w całym swoim życiu chociaż raz widział to stworzenie np. winniczka, niech podniesie rękę – tak, tak, Ty! Podnieś rękę do góry! Ale nie napiszę dzisiaj – trzymajcie rękę cały czas w górze – o takich zwyczajnych ślimakach, tylko o takich kosmicznych. Teraz możecie popukać się w czoło palcem ze swojej uniesionej dłoni.

Może kogoś to zdziwi, ale exogorthy – bo tak się nazywają – są jak najbardziej realnym gatunkiem zamieszkującym odległą galaktykę. Pamiętacie może scenę z Imperium kontratakuje, kiedy Leia, Han i Chewie, uciekając przed flotą Imperium, wlecieli do jaskini? I jak byli przekonani, że to dobra kryjówka? Taa, akurat. Załoga „Sokoła Millennium” wleciała prosto do brzucha kosmicznego ślimaka.

Odrobinka historii

Przybliżanie Wam tego cuda zacznę od rysu historycznego. Wszystko zaczęło się od faceta, który lubił wchodzić tam, gdzie się nie powinno. Mowa o Gormanie Vandrayku. W 3994 BBY, wtedy też nawiasem mówiąc urodził się Revan, Arkanianin ten zorganizował ekspedycję i spenetrował… cóż, może to niezbyt właściwe słowo. Wszedł? Też nie. No, w każdym bądź razie zapuścił się w głąb uśpionego ślimaka, zdobywając wiele cennych informacji. Poważniejszych badań i „komercyjnej eksploatacji” podjęło się dopiero Imperium Galaktyczne. Ale sama gałąź gospodarki związana ze ślimakami rozwinęła się dopiero w Nowej erze Jedi.

No dobrze, ale gdzie ten ślimak żyje, zapytacie. Na pewno można wykluczyć środowiska domowe – pupilkiem naszego dziecka to on nie zostanie. Exogorthy zamieszkują pasy asteroid. Skąd się biorą? Cóż, tu znowu Kościół Katolicki uznałby je za płód Lucyfera. W ich społeczeństwie występuje tylko jedna płeć, bo rozmnażają się one przez pączkowanie, co trudno mi sobie wyobrazić. Ponadto zbudowane są z krzemu. A jak „to to” działa od środka? A proszę, jeśli ktoś studiuje biologię to niech się z nami podzieli swoimi przemyśleniami odnośnie poniższego obrazka, bo to nie moja działka:

Czym to się je, czyli kilka słów o biologii

Ale jak już jesteśmy przy anatomii. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że stworzenia te posiadają po osiem serc i dziesięć nerek. Hmm… myślicie o tym samym, co ja? Czarny rynek narządów niewymiernie ucieszyłby się z takiego źródła dochodów. Może przestaliby w końcu porywać nielegalnych imigrantów. Ale wracając.

Skóra tych ślimaków jest niewiarygodnie wytrzymała i twarda, porównywalna z durastalą. I tak z zewnątrz wytrzymują bombardowanie myśliwca, ale od środka, od zwykłego blastera, nabawiają się zgagi. I, co ciekawe, zwierzęta te są w stanie przegryź kadłub statku kosmicznego, ba, nawet go spożyć i strawić!

Wrócę jeszcze do jednej kwestii. Pamiętacie, jak pisałem o środowisku tych ślimaków i wspomniałem o udomowieniu? Ktoś mógł sobie wtedy pomyśleć „ale nieśmieszny żart”. Cóż, jesteście w błędzie. Odnotowano przypadek z systemu Cularin, gdzie udało się te kosmiczne stworzenia wytresować. Tak, dokładnie – wytresować.

Co taki ślimak jada, każdy widzi. Są ogromne, więc muszą wpieprzać ogromne ilości kamieni. To znaczy minerałów oraz mynocków, które od czasu do czasu mieszkają sobie w brzuchach tych gigantów, ale o tym za chwilę. Natomiast na deser exogorthy zjadają statki kosmiczne. A teraz uwaga, nie pozwólcie czytać tego małym dzieciom! Te stworzenia żywią się także jakąś dziwną kosmiczną energią – nie wiem, co to znaczy, ale jak dla mnie wygląda to na wpływ szatana. Poza tym, stworzenia te są również w stanie podróżować z wiatrem słonecznym do innego pola asteroid, by propagować swoje złe przekonania.

A, no tak jeszcze o tym mieszkaniu w ich brzuchach. We wnętrzu dużych ślimaków istnieje atmosfera typu III. Co oznacza, że człowiek może sobie chadzać w środku bestii bez skafandra, ale z aparatem tlenowym – patrz Imperium kontratakuje, gdzie mamy cały ekosystem z żywymi mynockami.

Zastosowania praktyczne… i niepraktyczne

Matka Natura jest tak genialna, że nic w przyrodzie nie ginie, tylko zmienia właściciela. Albo stan skupienia. I tak samo nasze ślimaki. Znalazły one masę zastosowań w przemyśle. Wykorzystywano je podczas produkcji smarów oraz innych wyrobów przemysłu chemicznego, czy elektrycznego. A także, co może być niespodzianką dla pań, kosmiczne ślimaki używano podczas wytwarzania kosmetyków, bo w końcu, która z Was nie chciałaby posmarować swej pięknej buzi kremem z ślimaka?

Również skóra ezogorthów była wykorzystywana, ze względu na swoją wytrzymałość i elastyczność, jako poszycie statków kosmicznych. I by było ciekawiej, niektóre układy planetarne stosowały ślimaki do tępienia mynocków. Natomiast przedsiębiorstwa górnicze strasznie się napaliły, żeby przy wydobywaniu zasobów z asteroid, wykorzystywać ślimaki do przecinania skał, jednak nie przyniosło to pożądanych efektów. Ślimaki okazały się na tyle żarłoczne, iż zjadały również cenne minerały. Przypomina mi się podobna sytuacja, kiedy to angielscy koloniści sprowadzili króliki do Australii. A te, jak to króliki, rozmnożyły się w takim tempie, że dziś są tam plagą, więc nie rozumiem, jak można zatrudnić żarłocznego pożeracza minerałów przy ich wydobywaniu.

Podsumowując, to ci dopiero dziwne pieroństwo. Ale nie zapominajmy, że gdyby nie jeden z nich, możliwe, że Darth Vader dopadły naszych bohaterów i jasna strona Mocy nigdy by nie zatriumfowała.

Na koniec podam jeszcze ciekawostkę, że projekt kosmicznego ślimaka stworzyli Ralph McQuarrie i Nilo Rodis-Jamero. Ruchoma kukła posiadała wymiary 79 na 28 cm. Zbudowano także makietę wnętrza ślimaka.