Kościół a „Gwiezdne wojny” – część 2

Dzisiaj ciąg dalszy tego artykułu. Na samym początku muszę przyznać, że zostałem wprowadzony w błąd przez kobiety. Podobno długość nie ma wcale znaczenia. Jak widać – nie jest to prawda. Za długi? Nie, nie… Za krótki? Też nie. Najlepiej gdyby był w sam raz. Artykuł odpowiedniej długości? Dogódź tu kobie… pardon, czytelnikom. Druga sprawa: uderz w stół, a nożyce się odezwą.

Pomijając już ten wątek, zajmijmy się teraz pokrótce osobiście, na własną rękę, niebezpiecznymi treściami w Gwiezdnych wojnach. Spróbujmy sami znaleźć wątki gorszące i sprzeczne z wykładnią Biblii:

1. Po pierwsze: nie ma w tej opowieści Jezusa, ba nie ma żadnego boga! W zamian za to pojawia się jakaś magiczna Moc! Co prawda many w Biblii przykłady na to jak Bóg udziela nadnaturalnych zdolności swym wyznawcom, którzy dokonują cudów (rozstąpienie się morza, wizje przyszłości), ale nie zawsze wiemy, skąd ta Moc pochodzi. Jej dawcą jest Bóg, czy może Szatan? A wszyscy ci rockmani? Doszli do swoich sukcesów ciężką pracą, czy jednak zaprzedali swą duszę diabłu? Ktoś kojarzy bluesmana Roberta Johnsona (ten pan powyżej)? Tak, tak to właśnie on od Szatana kupił swój talent! Ale nie trwało to długo, bo muzyk umarł w wieku 27 lat. W niewyjaśnionych okolicznościach. Czy nie powinno nas to martwić? Bo mamy Jedi (dawcą Bóg?) i mamy Sithów (dawcą Szatan?). A może jednak oba zakony to jakaś buddyjska sztuczka, droga samozbawienia? Wszak Jedi po śmierci jednoczą się z Mocą. Czyżby osiągali nirwanę? No być nie może! Niezbadane źródło naszych umiejętności jest potencjalnie szatańskie (jeśli masz predyspozycje do gry na gitarze to Lucyfer ostrzy sobie na Ciebie ząbki!).

2. Po drugie: w Starej Trylogii pojawiła się relacja kazirodcza! Leia całująca brata (a kto wie, co się działo poza planem!). Ta relacja potępiana jest nie tylko przez Kościół, ale i przez naszą obyczajowość. Ba, przez samą naturę, która z związków takich wydaje dzieci upośledzone. Całe szczęście Leia i Luke nawrócili się pod koniec opowieści.

3. Po trzecie: eutanazja. Widzieliście Obi-Wana w Nowej nadziei w scenie walki z Darthem Vaderem? Starzec był… no stary był i chciał umrzeć. Sam się podłożył! Odłożył broń, a Vader go zabił. Moim zdaniem to było wspomagane samobójstwo. No spójrzcie zmęczony ukrywaniem się przed Imperium człowiek w podeszłym wieku. To było planowane i tylko dlatego Obi pomógł Luke’owi. A Yoda na Dagobah? Zamiast pomóc młodemu Jedi w walce z ojcem używa Mocy, by popełnić samobójstwo (przecież jego ciało zniknęło!).

4. Po czwarte: można domniemywać także związki homoseksualne. Panie i panowie! Jak to się stało, że Han i Chewie nie mieli partnerek? Przez długie dni, tygodnie zupełnie sami przemierzający niezmierzone pustkowia… Nie zastanawialiście się, co oni w tym czasie takiego robili? A C-3PO i R2-D2? To chyba faceci, prawda? Zresztą jedyną kobietą w całym filmie jest Leia (prędzej Padme). Nawet Luke nie ma mentorki, a starego, obleśnego oprycha. A Gwiazda Śmierci? Sami mężczyźni. Nie wiem jak Wam, ale mnie to pachnie… no, brzydko pachnie.

5. Po piąte: film ukazuje zwycięstwo cywilizacji śmierci. Po obejrzeniu Nowej Trylogii można przyjąć, że Zakon Jedi to metafora Kościoła. A Republika pod wodzą Palpatine’a odgrywa tam rolę lewackiego rządu (korupcja, nadmiernie rozbudowana biurokracja, ciągła wojna, liberalne podejście do wszystkiego). W Zemście Sithów jak nic poganie wyżynają księży (rycerzy), biskupów (mistrzów), a papież (Yoda) przegrywając pojedynek z lewakiem musi udać się na emigrację. Jak nasz rząd po wybuchu drugiej wojny światowej a to już wątek antypolski.

6. Po szóste: łamanie celibatu, co sprowadza wątki ostateczne. Oto Anakin, kuszony przez kobietę (a kobieta wg wielu teologów nie jest w pełni człowiekiem), jak ten zapowiedziany Antychryst doprowadza do zagłady Kościoła swoistej apokalipsy. Zatem, czy Luke, który przywrócił potem równowagę Mocy nie byłby metaforą Jezusa? Ponownie przybył na świat. Tylko, że jeśli Luke to syn Anakina, to wychodziłoby na to, że Jezus jest synem Antychrysta! A to być nie może! Chociaż… Antychryst na końcu filmu się nawraca. Czyżby zbawienie Szatana? To chyba niemożliwe!

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie Gwiezdne wojny ukazują w skrócie zagładę Kościoła dokonaną przez lewaków (oni w końcu klonowali ludzi na wojnę). Ale ostatecznie pojawia się jedyny sprawiedliwy (naiwny i dobroduszny Luke), który zwycięża cywilizację śmierci (odbudowuje Zakon Jedi).

Inaczej Gwiezdne wojny mogą być również konkurencją dla Kościoła. Ba, powstał nawet Kościół Jedi! I tam są tacy ludzie, którzy wierzą w istnienie Mocy! Podobnie ma się sprawa z Kościołem Latającego Potwora Spaghett! Pastafarianie ostatnio próbowali nawet w Polsce zarejestrować swój związek wyznaniowy, ale władze (kościelne?) uznały, że jest to niebezpieczna sekta.

A tym, którzy zaczną mi zaraz wyrzucać, że… a tak właściwie to chcieć mnie przez okno wyrzucić (oby budynek nie był zbyt wysoki), powiem tylko jedno: kochajmy się jak bracia, rozliczajmy się jak Żydzi. Piętnujmy głupotę wszelkiej postaci, niezależnie od miejsca jej występowania czy to nasze podwórko, czy obce, czy u sąsiada, czy szefa, czy nasze, czy innych. Najlepiej śmiechem. Chyba, że ktoś jest zwolennikiem erazmiańskiej iluzji głupoty niech zatem pisze, co chce, i życzę, by mu ziemia lekką była.

I by jeszcze nie było niedomówień – dosłownie powiem. Chyba wyczuliście żartobliwy ton z mojej strony? Tak? Że to nie jest pisane na poważnie i nie w stylu „tych złych mainstreamowych” mediów? Wyczuliście sarkazm? Że to na złość wszystkim ponurakom?