Podsumowanie 5. sezonu „The Clone Wars”

Ostatni jak się niedawno okazało sezon The Clone Wars już za nami. Po pięciu latach oglądania przygód Ahsoki, Anakina, Obi-Wana i niezliczonej rzeszy klonów, nadszedł czas wielkich podsumowań, jednak my na razie ograniczymy się do sezonu numer pięć. Sezonu pełnego długich, czteroczęściowych historii, z jednym jedynym (!) one-shotem w postaci odcinka pierwszego, pilotażowego, który w pierwotnym założeniu także miał być kawałkiem czteroodcinkowej opowieści. Przez ostatnich kilka miesięcy ocenialiśmy dla Was wszystkie te tetralogie, a na koniec robimy z twórcami The Clone Wars rozrachunek i oceniamy, jak wykonali dla nas tych ostatnich dwadzieścia epizodów. Zaczynamy!

Jedi Nadiru Radena: Niestety, w tym sezonie było mniej dobrych, niż złych odcinków, ale ironia losu polega na tym, że jeśli już epizod mógł się pochwalić wysokim poziomem, to od razu był to najwyższy poziom, taki na ocenę 9/10 lub 10/10. Ogromnym zaskoczeniem okazał się The Gathering (5×06), poświęcony młodzikom Jedi, którzy wybierają się na Ilum po kryształy do mieczy świetlnych. O ile reszta tetralogii o wspomnianych uczniach Jedi jest słabiutka, o tyle jej pilot jest magiczny, klimatyczny, olśniewający i po prostu fajny. Równie dobry był The Lawless (5×16), wybuchowa, emocjonująca, a także przeładowana akcją konkluzja trylogii o Maulu i Mandalorianach. To The Clone Wars w najlepszym wydaniu! Oczywiście, w moich ulubionych odcinkach sezonu nie mogło zabraknąć przedstawiciela ostatniej historii The Jedi Who Knew Too Much (5×18), czyli Ściganego w realiach Star Wars, z Ahsoką Tano w roli głównej. Niesamowity epizod, dosłownie od każdej strony: fabularnej, klimatycznej, wizualnej i charakterologicznej.

Pgkrzywy: Ciężko wybrać najlepsze epizody, gdy sezon był podzielony na kilkuodcinkowe serie. Każda opowiadała dłuższą, zamkniętą historię. Jednak udało mi się wybrać dwa z nich, które najlepiej zapadły mi w pamięci. Jako pierwszy wymienię Missing in Action (5×12). Żołnierz klon jako barman? To akurat było fajne! Komandos Republiki, który stracił pamięć został przygarnięty przez mówiącego z rosyjskim akcentem właściciela kantyny. Miał szansę na normalne życie, ale niestety pech chciał, że trafił na wykonujące misję dla Republiki droidy. Szkoda, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i decyzja o przywdzianiu zbroi doprowadziła w kilka minut do jego śmierci… Jeśli miałbym dalej szukać pozytywów, to wybrałbym uciekającą Ahsokę w odcinku To Catch a Jedi (5×19). Ale nie za warstwę fabularną, a za pokazanie dolnych poziomów Coruscant.

Kaelder Dherven: Ja za najlepszy uznałbym ostatni odcinek piątego sezonu, czyli The Wrong Jedi (5×20), który plasuje się na pierwszym miejscu mojego prywatnego rankingu. Kolejne lokaty zajęłyby zaś odcinki Missing in Action (5×12), The Lawless (5×16) i last but not least A War on Two Fronts (5×02). Ostatni odcinek zwieńczający sezon zasłużył na swą pozycję dzięki wspaniałemu ukazaniu atmosfery panującej w Republice po wielu miesiącach ciężkich zmagań w Wojnach Klonów. Jesteśmy świadkami rosnących podziałów na zwolenników i przeciwników udziału Jedi w konfliktach galaktycznych, degradacji Republiki i stojących za nią autorytetów oraz niepokojących działania po przeciwnej stronie barykady. W drugim epizodzie mamy z kolei świetnie przedstawione szkolenie oraz walki partyzanckie, pozakulisowe rządy i dyktatury w czystej postaci i częściowe retrospekcje przeszłych bitew.

Jedi Nadiru Radena: Najgorsze odcinki? To łatwe większość tetralogii o droidach i młodych Jedi. Wynika to po trosze z faktu, że piloty obu czteroodcinkowych opowieści były same w sobie bardzo fajne i kończyły się tak, że nie potrzebowały absolutnie żadnych kontynuacji. Najwięcej krwi napsuł mi epizod Bound for Rescue (5×08), ze swoim kretyńskim cyrkiem, a także A Sunny Day in the Void (5×11), gdzie nic się nie dzieje, panuje straszna nuda, dialogi zaś wołają o pomstę do Mocy. Najgorsze w tetralogii z droidami było to, że cała opowiastka w gruncie rzeczy składała się z klisz, oklepanych tekstów i widzianych po tysiąckroć scen. To tej grupki fatalnych epizodów dodałbym jeszcze Revival (5×01). Tragicznie poprowadzony Darth Maul i durna śmierć Adi Gallii tylko to pozostaje w pamięci po seansie pierwszego odcinka sezonu.

Pgkrzywy: Scenarzyści popłynęli, a ostatni sezon chyba najbardziej leżał fabularnie ze wszystkich do tej pory. Brak elementarnej logiki niemal na każdym kroku raził jeszcze bardziej, chociaż wydawało się to mało prawdopodobne. Nawet tłumaczenie tego „serialem dla dzieci” nie wyjaśnia niektórych zachowań bohaterów i konstrukcji świata. Za najgorszy odcinek uznałbym konkluzję sezonu The Wrong Jedi (5×20), w której przedstawiony jest pokazowy proces prowadzony przez Najwyższego Kanclerza. Serio, w czasie wojny Palpatine ma czas na proces jednej padawanki? No i od kiedy władza wykonawcza jest również sądowniczą? Wyglądało to jak farsa, a jeśli naprawdę tak miało się prawo w Republice, to może i dobrze, że upadła… Kolejny odcinek sięgający granic absurdu to A Sunny Day in the Void (5×11), w którym droidy podróżują po pustyni. Ich „dowódca” traci głowę, ma omamy, wygłasza górnolotne kwestie. Słowem, nic się nie dzieje, a całość wzbudza wyłącznie zażenowanie.

Kaelder Dherven: Moim zdaniem do najgorszych zaliczyć możemy spokojnie Revival (5×01) i Point of No Return (5×13). Uśmiercanie, jak widać, nie wychodzi najlepiej Filoniemu, co zresztą nieraz pokazał w The Clone Wars, i za co zebrał wiele cierpkich uwag od fanów Gwiezdnych wojen. Wskrzeszenie Maula i uśmiercenie ważnej z punktu widzenia kanonu mistrzyni Jedi nie wywołało szczególnego zachwytu. Owszem, fajnie przedstawiono charakter Zabraka: złość, pragnienie zemsty i szaleństwo, lecz ciągnięcie tego wątku powinno być konsekwentne i bardziej przemyślane. Maul, budując swe imperium, powinien działać bardziej skrycie, wykorzystując wszelkie makiaweliczne środki oraz metody do zdobycia kontroli nad strategicznymi obszarami. Tymczasem w ostatecznym rozrachunku zbyt szybko odsłonił wszystkie karty i zmuszony był błagać o życie w obliczu sromotnej porażki. Jeśli chodzi o Point of No Return, to niestety przesadzono troszkę ze zbiegami okoliczności: okręt wojenny wypełniony materiałami wybuchowymi, pokonanie chmary buzz droidów czy zgromadzenie wysokich przedstawicieli armii Republiki wokół małej stacyjki chronionej przez kilka widocznych z daleko krążowników. Co za dużo, to niezdrowo.

Jedi Nadiru Radena: Nie będę specjalnie oryginalny. Wielkim rozczarowaniem piątego sezonu jest los Barriss Offee. Jedna z najbardziej lubianych, najpiękniejszych i najnormalniejszych Jedi nagle przemienia się w… coś bliskiego Mrocznemu Jedi, ale też nie do końca stojącego po Ciemnej Stronie Mocy. Jest to całkowicie niezgodne z jej charakterem i dotychczasowym przedstawianiem Barriss w Expanded Universe. Za największe pozytywne zaskoczenie „piątki” uznaję z kolei masę nawiązań do Expanded Universe. Co prawda Adi Gallia i Barriss Offee są przykładami bezlitosnego miażdżenia kanonu, tym niemniej miło jest zobaczyć Komandosa Republiki i Onderon, czy słyszeć takie nazwy, jak Carida i Czarne Słońce.

Pgkrzywy: Największym rozczarowaniem jest dla mnie to, jak potraktowane zostały postaci Ventress i Barriss. Twórcy mieli nieograniczone możliwości, których bohaterów wybrać do opowiedzenia swojej historii. Postanowili natomiast po raz kolejny popsuć postać uczennicy Dooku, która tak świetne wypadła w komiksach, nie wspominając o młodej Jedi z dylogii Medstar. Barriss, wedle innych źródeł, aktywnie służyła jako Jedi do końca wojny. Największym pozytywem sezonu jest natomiast to, że serial zmierza do zamknięcia wątków, które fabularnie muszą zakończyć się przed Zemstą Sithów. Chodzi mi głównie o wycofanie postaci odrodzonego Dartha Maula i powolne pozbywanie się z życia Anakina jego padawanki, Ahsoki.

Kaelder Dherven: Jeśli miałbym wskazywać na konkretne pozytywy to z pewnością byłaby to atmosfera, która nieubłaganie prowadzi do wydarzeń i klimatu, jakie towarzyszyły nam w Zemście Sithów. Z jajem potraktowano też wątek mandaloriański, którym poświęcono trzy odcinki, rozwiązując przy tym problem zarówno Straży Śmierci jak i Satine Kryze. Pojawił się również subtelny ukłon w stronę wielbicieli KotORa, którym pokazano jak wyglądał Onderon kilka tysięcy lat po wydarzeniach z gry, no i wprowadzenie (co prawda na krótko) postaci klona komandosa. Rozczarowaniem zaś była naiwność niektórych kluczowych postaci, bezdenna głupota droidów, niepotrafiących poradzić sobie nawet z najprostszym zadaniem, niecelność klonów i brak konsekwencji w fabule odcinków.

Jedi Nadiru Radena: Ponad połowa sezonu (od 5×01 do 5×13) to odcinki średnie i złe. Druga część to odcinki dobre lub bardzo dobre (5×14 do 5×20). I jak tu ocenić sezon, który dzieli się na dwie tak diametralnie różne serie epizodów? No, po prostu nie sposób! To tak, jakby serial dostał rozdwojenia jaźni. Inaczej, niż w przypadku czterech pozostałych serii, wszystkie odcinki, z wyjątkiem Revival, stanowiły część jakiejś trylogii lub tetralogii. Eksperyment interesujący, ale w gruncie rzeczy nieudany zaledwie dwie z pięciu dłuższych opowieści trzymają wysoki poziom. Dwie kolejne startują nieźle, ale chwilę potem roztrzaskują się niczym „Niewidzialna ręka” na Coruscant. Piąta jest za to ze wszech miar średnia. Efekt końcowy to, moim skromnym zdaniem, mizerne 5/10. Jakby na przekór tego, moje nadzieje w związku z kontynuacją The Clone Wars (o której na razie niewiele wiemy, poza tym, że nie będzie mieć formatu szóstego sezonu) są duże. Wszystko dlatego, że George Lucas, największa psuja serialu, odszedł. Dave Filoni, na którym fani niesłusznie wieszają psy, a który w istocie chronił TCW przed co durniejszymi pomysłami Lucasa, będzie miał teraz prawdopodobnie swobodniejszą rękę. Spodziewać się można i większego szacunku do kanonu, i większego udziału Expanded Universe, jak i lepszych historii. No i, nie da się ukryć, godnego finału The Clone Wars.

Pgkrzywy: Cały sezon składał się z dłuższych historii rozłożonych na kilka odcinków i nawet się nie zorientowałem, kiedy się skończył. Przez brak one-shotów wydaje się jeszcze krótszy, niż był w rzeczywistości. Jedno co mogę o nim powiedzieć: poziom był bardzo wyrównany. Tylko to wbrew pozorom nie jest komplement. Sezon był po prostu słaby, a najlepsze odcinki wybierałem na siłę, niechętnie i wyłącznie na prośbę Nadiru. W sumie bardziej pasowałoby mi określenie „najmniej złe”. Nie powiem, zakończenie sezonu było dla mnie dość zaskakujące i stawia dużo znaków zapytania nad tym, jak zamknięta zostanie historia kilku postaci. Ale po zepsuciu kilku lubianych przeze mnie bohaterów należących do Expanded Universe (Barriss!) nie mam już zbyt dużej nadziei na poprawę.

Kaelder Dherven: Wraz z domknięciem pewnej historii w The Clone Wars, wielu fanom z pewnością ciśnie się na usta pytanie: co dalej? Większość zapewne zgodzi się, iż należałoby pociągnąć historię i dokończyć od miejsca, w którym pozostawiono widza. Czy, zważywszy na to, kolejny sezon (lub innego rodzaju kontynuacja) powinien podążać w kierunku wiernego naśladownictwa poprzedniego? Według mnie i tak, i nie. Im bliżej bowiem wydarzeń z Zemsty Sithów, tym atmosfera powinna być przesiąknięta ciemnością, śmiercią i działaniem sił odśrodkowych w Republice. Z drugiej jednak strony oczekiwałbym po nowych odcinkach także czegoś zaskakującego, co choć przez kilka minut po obejrzeniu pozostawi mnie z odczuciem głodu coraz to nowych odcinków. Głęboko wierzę, iż nie będą to fajerwerki, a porządnie napisana opowieść o jasno rozrysowanych wątkach i bez zbędnych głupot czy błędów.

Marik Vao: Pamiętam, jak byłem załamany, gdy widziałem odcinki pierwszego sezonu i zdaję sobie sprawę, że moje odczucia odnośnie serialu zmieniły się tylko przez przyzwyczajenie do niego. Tym niemniej, piąty sezon The Clone Wars zakończył się w wielkim stylu. Sam nie wiedziałem, czy mam płakać, czy się cieszyć. Z jednej strony pozbyliśmy się wkurzającego dzieciaka (Ahsoka), a z drugiej kanon znów został brutalnie zgwałcony (Barriss). Zdecydowanie najlepiej wyszły twórcom odcinki o zdarzeniach na Onderonie, dzięki którym polubiłem młodego Bonteri. Jednak bardzo rozczarował mnie wątek MM (Mandalorianie i Maul). Żaden z nich nie zakończył się tak, jak powinien. Wszystko zbliżyło się do „bardziej kanonicznego” stanu, jednak brak poszanowania Lucasa dla jego własnego uniwersum nie napawa mnie optymizmem wobec przyszłości całych Gwiezdnych wojen. Kolejny sezon (lub inne formy zamknięcia wątków z serialu) wzbudza we mnie ciekawość, jednak cieszę się, że koniec nadchodzi już wielkimi krokami.