Czytając artykuł Dartha Kamila, dostrzegłem u siebie dosyć analogiczną sytuację. Jak nietrudno dostrzec, mój nick też zdradza, ku której frakcji bym się skłaniał, więc również zadam sobie podobne pytanie: czy chciałbym zostać Jedi? Tak, tak i jeszcze raz tak! Marzenie z czasów dzieciństwa, żeby być mistrzem szermierki mieczem świetlnym, który potrafi machnięciem ręki przenieść budynek, dojrzewało u mnie przez wiele lat i zdołało ewoluować i się rozwinąć. Do tego marzenia doszło pytanie „Ale w jakim okresie?”. Darth Kamil, wybacz mi proszę, że ewidentnie ściągnę od Ciebie koncepcję, ale bardzo mi się spodobała i chciałbym spróbować ją wykorzystać na swoim terytorium.
Sposób myślenia Jedi zmieniał się w ciągu tysiącleci ich istnienia powoli, ale wyraźnie. W pewnym momencie dostrzegamy nawet pewną sinusoidę w ich zasadach i postępowaniu…
Początek
Jak wiadomo, początki Zakonu Jedi sięgają 30 000 lat BBY, kiedy Tho Yory przywiozły wrażliwe na Moc istoty na Tythona. Właśnie na tej planecie uformowała się organizacja znana jako Jeedaiii, która wierzyła w dwa aspekty Mocy: Ashla (Jasna Strona) i Bogan (Ciemna Strona), a sztuką było utrzymanie równowagi między tymi dwiema skrajnościami. Ówcześni rycerze czy też strażnicy wierzyli, że korzystanie wyłącznie z jednej ze stron prowadzi do wypaczenia. Ciekawy punkt widzenia. W tych czasach właśnie rodzi się ulubiona przez Sithów sztuka alchemii, walczono metalowymi mieczami nasyconymi Mocą, a sama wiedza o niej była dopiero w powijakach, zwłaszcza w porównaniu do kunsztu mistrzów z następnych tysiącleci. Warto również dodać, że wtedy nie było żadnych problemów, gdy któryś z użytkowników chciał założyć rodzinę. Ba! Było to nawet wskazane. Głównymi przeciwnikami byli zwykle przestępcy lub rządy, które zagrażały innym światom. Co ciekawe, Jeedaiii byli wtedy naprawdę mało lubiani. Czasy te wydają się tchnąć świeżością, mają też pełno białych plam do odkrycia, jednak nie sądzę, żebym się w nich odnalazł.
Cesarzowa Teta i Republika
Możemy tu już mówić o Jedi jako takich. Czasy, gdy chodzenie po powierzchni Coruscant było jeszcze całkiem normalne… Czasy Odana Urra, Nagi Sadowa i kuriozalnych mieczy świetlnych połączonych kablem z akumulatorem u pasa. Ja wiem, że technologia i tak dalej, ale dla mnie to niezmiennie jest zabawny widok. Niestety, ten okres również nie bardzo mi odpowiada, kojarzy mi się z czasami przed starożytnością, gdzie dopiero kształtowały się wielkie cywilizacje.
The Old Republic
Czasy Qel-Dromów, Kuna, Sunrider, Shan i przede wszystkim mojego ulubionego Revana. Czasy, które, według mnie, są kwintesencją heroizmu i poświęcenia Jedi. Owszem, zaliczali wiele upadków, niewiele brakowało, żeby ich wybito, no i tutaj zaczyna się historia ortodoksyjnej Rady Jedi i niechęć do jakichkolwiek zmian, jak np. otwarte zezwolenia na małżeństwa (jako zagorzały revanita śmiem wręcz twierdzić, że jakby Rada posłuchała Revana, to Anakin nie przeszedłby na Ciemną Stronę). Nie zmienia to jednak faktu, że był to okres rozkwitu Zakonu, który obrodził największą liczbą legendarnych (nie, nie nawiązuję teraz do Disneya) bohaterów i konfliktów. Wojna z Kunem, Wojny Mandaloriańskie, Wojna Domowa Jedi czy też Wielka Wojna Galaktyczna to dzieje jednych z największych tryumfów w całej historii Zakonu. Dodatkowo w galaktyce cały czas jest wiele do odkrycia, można odnaleźć stosunkowo dużo pozostałości po dawnych cywilizacjach, czego ciężko się doszukać w kolejnych okresach. Myślę, że w tym czasie czułbym się najlepiej, wszak kroczyłbym pośród żyjących legend i wielkich konfliktów, za moje potencjalne małżeństwo Rada mogłaby najwyżej próbować udzielić mi nagany, a inni Jedi nie mieliby z tym prawie żadnego problemu.
Nowa Trylogia
Jak ktoś to dobrze określił, są to czasy, gdy „Jedi są tak silni jak słabi”. Okres Wojen Klonów i upadku Republiki był mi kiedyś bardzo bliski i ulubiony. Jednak im więcej się dowiadywałem o Jedi, tym moja sympatia gasła. Czasy te wydawały się po prostu nijakie, owszem – silne, ale tylko dlatego, że Jedi nie mieli równego sobie przeciwnika. Stali się leniwi, ślepi na nadchodzące zagrożenie i zwyczajnie głupi, dając się wciągnąć w intrygę dwóch Sithów. Oczywiście, było kilka wybitnych jednostek takich jak Yoda, Kenobi, Vos, ale cała reszta wydaje się taka strasznie mierna w porównaniu do rycerzy nawet z czasów Dartha Bane’a. Kiedy jednemu Sithowi starcza dziesięć sekund na zabicie trzech z czterech Mistrzów, to czas się zastanowić, co jest nie tak. Z przykrością muszę stwierdzić, że w czasie Czystki Jedi dostali to, o co się prosili przez nadmierne zaufanie w swoje siły. To nie jest pogarda ani wyśmiewanie się, tylko bardzo smutna prawda. W tych czasach chciałbym żyć chyba tylko po to, by spotkać kilka osób i zwiedzić Świątynię Jedi na Coruscant.
Nowy Zakon Jedi
Czasy Luke’a Skywalkera oraz Jacena i Jainy Solo. Zakon Skywalkera to dopiero zagadka. W ciągu krótkiej historii od swojego powstania zdążył już przejść tyle zmian, ile nie wydarzyło się w czasie całej historii Zakonu z czasów Starej Republiki. Począwszy od wąskiej grupki z Prakseum na Yavinie (która na starcie straciła jednego członka, drugi zniszczył system gwiezdny, a trzeci był imperialnym szpiegiem – grunt to dobry początek!), Zakon Skywalkera zdołał rozrosnąć się do dosyć sporej organizacji, która przez długi czas była zbieraniną wolnych strzelców. Gdy poznawałem Nowy Zakon Jedi, nie mogłem się pozbyć (słusznego zresztą) wrażenia, że było to przede wszystkim stowarzyszenie poszukujące. Po Czystce jaką urządził Palpatine, Luke miał przed sobą naprawdę bardzo ciężkie zadanie. Informacji o tym, jak byli zorganizowani Jedi w czasach Starej Republiki prawie nie było, nie wspominając już o danych dotyczących ich systemu nauczania, stąd też dosyć nieszablonowe postępowanie „nowych Jedi” oraz ciekawe sposoby myślenia.
Jak już wspomniałem, dla mnie pierwsze lata istnienia tego Zakonu to organizacja zrzeszająca wolnych strzelców postępujących na zasadzie: zakończyliśmy trening i ruszamy w galaktykę zwalczać zło. Specjalizował się w tym zwłaszcza Kyp Durron, co nie przysporzyło Jedi wielu zwolenników. Żeby bardziej ich kontrolować, Luke postanowił też wskrzesić Radę Jedi (szkoda tylko, że dopiero jakieś 20 lat po wskrzeszeniu Zakonu). W tym czasie Zakon Skywalkera przez pewien czas dorobił się nawet interesującego poglądu, że nie liczy się sposób tylko słuszny cel, więc założyciel nie miał wielkich oporów, żeby korzystać z błyskawic Mocy do torturowania więźniów (na obronę mogę dodać, że go to strasznie wypalało). Najsympatyczniejszą zmianą było w końcu zniesienie celibatu. W końcu po ponad 4000 lat Jedi uznali, że miłość nie sprowadza na Ciemną Stronę. Wiadomo oczywiście, że Nowy Zakon Jedi zaliczył też sporo wpadek, ale nie miał tak lekko jak ten z czasów Wojen Klonów. Nie sądzę, żebym się w tej organizacji odnalazł, ale pozostaje na drugim miejscu w moim prywatnym rankingu.
Dochodzę do wniosku, że pociąga mnie nie tyle bycie Jedi, co idea bycia nim. W ciągu całej swojej historii Zakon zaliczał mnóstwo błędów, ale też miał wiele wspaniałych momentów i jakby nie było, wypełniał swoje zadanie jak tylko potrafił. A w której grupie Wy byście się odnaleźli?