Więcej niż hobby…

Niebezpiecznie wychodzić za własny próg, mój Frodo powiadał nieraz. Trafisz na gościniec i jeśli nie powstrzymasz swoich nóg, ani się spostrzeżesz, kiedy cię poniosą. Czy zdajesz sobie sprawę, że to jest ta sama ścieżka, która biegnie przez Mroczną Puszczę, i że jeśli jej pozwolisz, może cię zaprowadzić aż pod Samotną Górę albo nawet dalej…?

Kiedy ludzie chcą się poznać, jednym z pierwszych tematów rozmowy są zainteresowania obu stron. W takiej sytuacji większość fanów mówi, że ich hobby to Gwiezdne wojny. Jednak takie zdanie nie jest w stanie opisać, czym tak naprawdę się zajmujemy. Pierwszą przeszkodą do opisania takiego zainteresowania jest fakt, że wielu ludzi uważa Gwiezdne wojny za dwie trylogie i nawet nie wie, że istnieje coś takiego jak Expanded Universe. Mało tego! Fan fanowi nierówny i nie każdy z nas wyznaczył sobie za punkt honoru bycie nerdem, który przeczyta wszystkie książki i komiksy Star Wars, po czym wyuczy się na pamięć wymiarów „Egzekutora” i liczby światełek w poszczególnych ujęciach filmu. Niektórzy są po prostu tak zwanymi casualami – oglądają filmy kilka razy w roku, nie ciągnie ich do książek, ale chętnie zaglądają na konwenty, a czasami tworzą własne stroje, którym daleko do restrykcyjnych wymogów 501 Legionu. Ilu fanów, tyle rodzajów interesowania się Gwiezdnymi wojnami.

Moje zainteresowanie Star Wars najlepiej opisuje powyższy cytat z Władcy Pierścieni. Wystarczyło, że obejrzałem starą trylogię na HBO w ciągu trzech sobotnich wieczorów i po piętnastu latach jestem redaktorem na portalu o tematyce gwiezdnowojennej. Nogi poniosły mnie dużo dalej, niż mógł przypuszczać chłopiec, którym byłem w 2001 roku.

Jednak granice starwarsowej pasji przestają być wyraźne i nim się człowiek obejrzy, jego hobby rozprzestrzenia się po całej okolicy. Bo czy da się ograniczyć swoje zainteresowanie wyłącznie do Gwiezdnych wojen? Po parudziesięciu maratonach Gwiezdnych wojen rodzą się kolejne pytania: jak zrobili dany efekt specjalny? Czy rzeczywiste bitwy wyglądają podobnie do tych z filmów? Czy dane zdarzenie jest fizycznie możliwe, czy jest to naginanie praw fizyki? Czy ta opowieść była zainspirowana historią? Czy tak wyglądałby świat, gdybyśmy wynaleźli sztuczną inteligencję? Czy planeta z dwoma słońcami mogłaby istnieć?

Odpowiedź na jedno pytanie rodzi następne i w pewnej chwili zauważamy, że zapomnieliśmy o samych Gwiezdnych wojnach, a zajęliśmy się czymś całkiem dla nas nowym. Nigdy bym nie przypuszczał, że zainteresuję się rolą koloru w filmie, muzyką filmową, historią Stanów Zjednoczonych… Każdy wieloletni fan mógłby wymieniać, w jakie miejsce zaniosły ich nogi, gdy przemierzali wszechświat Gwiezdnych wojen. Historii jest wiele: jedni zainteresowali się militariami – zarówno prawdziwymi jak i fantastycznymi, inni odkryli uroki kultury Wschodu, dowiedzieli się wiele zarówno o sztukach walki jak i o choreografii w filmach, następni wykorzystali Star Wars do poznania dogłębnie kultury USA lub popkultury… Przykłady można by mnożyć.

Żałuję, że gdy w rozmowie zapoznawczej z kimś obcym pada pytanie: „Czym się interesujesz?”, z ciężkim sercem odpowiadam tylko wymieniając poszczególne hobby, a nie jestem w stanie opisać w krótkich słowach, jak długą i fascynującą drogę przebyłem i opowiedzieć, jak się dzięki niej rozwinąłem oraz jakim źródłem motywacji i radości pozostaje od wielu lat. Bo każdy fan jest jak Frodo, który wychodząc na gościniec nie ma pojęcia, że kiedykolwiek zobaczy krainy tak odległe, że nawet o nich nie słyszał.

A gdzie Was zaprowadziły Gwiezdne wojny?