Mariaż Star Wars i Fantasy Flight Games to temat dobrze znany wszystkim, którzy interesują się grami bez prądu. Ciężko przejść obojętnie obok gier wydawanych przez FFG. Wystarczy wymienić figurkowego X-Winga, Imperium atakuje czy Rebelię, by w mgnieniu oka wywołać uśmiech na twarzy osoby, która choć raz miała okazję zagrać w jedną z wyżej wymienionych. Nic więc dziwnego, że produkty FFG mają swoich wiernych fanów. W przypadku powyższych gier figurkowych to niewątpliwie klimat jest elementem spajającym, czynnikiem, który sprawia, że gracze wsiąkają w grę na kilka godzin, rzadko w tym czasie spoglądając na zegarek. Pod koniec 2016 roku światło dzienne ujrzało Star Wars: Przeznaczenie, za sprawą Galakty dostępne także w polskim wydaniu. Czy tym razem udało się dobrze przenieść realia gwiezdnowojenne na karty i kości? Jak najbardziej!
Zatem, iście filozoficzne pytanie, czym jest Przeznaczenie? Jest to kolekcjonerska gra karciano-kościana. W jej realiach Kylo Ren, wspierany przez szturmowca Najwyższego Porządku, może ponownie stoczyć zaciętą walkę na zmarzniętych pustkowiach Bazy Starkiller z filmowym duetem pod postacią Rey oraz Finna. Każdorazowo w Przeznaczeniu, gracze zbierają drużynę bohaterów znanych z sagi i pojedynkują się do ostatniej kropli krwi korzystając z kości postaci oraz kart. Aby wygrać należy skutecznie przechytrzyć przeciwnika i wykazać się pomysłowością.
Star Wars: Przeznaczenie to przede wszystkim dwie talie startowe, jedna dla jasnej strony, druga dla ciemnej. Gracz może ulec Ciemnej Stronie Mocy wraz ze starterem Kylo Rena lub stanąć po stronie bohaterów ze startera Rey. W skład każdego pudełka wchodzą karty (24 sztuki, w tym dwie postacie), 9 specjalnych kości oraz znaczniki obrażeń, tarcz i surowców. Wszystkie komponenty są bardzo dobrej jakości. Karty, jak na FFG przystało, trzymają wysoki poziom i są czytelne. Wprawne oko szybko wychwyci różne sceny ze wszystkich epizodów utrwalone na wielu kartach.
Przejdźmy teraz do sedna gry – kości. Są duże i początkowo mogą wydawać się zbyt duże. Wrażenie to znika, jeżeli spróbujemy spojrzeć na nie z pewnej odległości, a w ten właśnie sposób będziemy na nie patrzeć, kiedy znajdować się będą po stronie naszego przeciwnika. Wtedy dostrzeżemy więcej plusów takiego rozwiązania. W celu odróżnienia poszczególnych kości od siebie, na każdej z nich znajduje się grafika odpowiadająca karcie oraz odpowiedni symbol. Ładnie, schludnie, czytelnie.
W Przeznaczeniu każdy gracz składa talię 30 kart. Początkujący mogą pokusić się o rozpoczęcie rozgrywki używając dwóch dostępnych talii startowych. Nadrzędnym celem gry jest sprowadzenie punktów życia postaci przeciwnika do zera. Można go osiągnąć poprzez zagrywanie kart z ręki oraz rzut kośćmi przypisanymi do postaci i zebranie ataku, surowców i innych zdolności specjalnych. Gra jest bardzo szybka i dynamiczna. Akcje zagrywane są naprzemiennie przez graczy. Nie ma tu miejsca na nudę i długie oczekiwanie na swoją kolej. Miecze świetlne i pistolety blasterowe grają pierwsze skrzypce, jednakże gra ma do zaoferowania o wiele więcej. Gracze mają możliwość skorzystania z różnego rodzaju kart ulepszeń i kart wsparcia. Myśliwce TIE, umiejętności związane z Mocą, jedyny i niepowtarzalny BB-8 to tylko niektóre z nich. Do tego dochodzą karty wydarzeń, dzięki którym możemy pokrzyżować plany naszego przeciwnika. Rozgrywka, dzięki swojej przystępnej do przyswojenia formie (akcje wykonywane naprzemiennie), nie powinna dla nikogo stanowić problemu, a potwierdzeniem mych słów niech będzie fakt, że do zabawy udało mi się zaciągnąć osobę, która z grami planszowymi jest trochę na bakier – moją żonę 😉
A jak wrażenia z gry? Jak najbardziej pozytywne. Klimat wylewa się z kart. Umiejętności postaci są w bardzo przekonujący sposób uwzględnione w mechanice. Jako przykład mogę przywołać hrabiego Dooku, który w filmach udowodnił, że ciężko sprowadzić go do parteru. Podobnie przedstawia się on w Przeznaczeniu. Bardzo mnie cieszy, że osoby odpowiedzialne za mechanikę zwróciły uwagę, aby umiejętnie powiązać ją z tematyką Star Wars. Nietrudno poczuć emocje rozgrywki, kiedy o włos wygrywamy z przeciwnikiem, bo Han strzelił pierwszy… Dzięki temu absolutnie nie mamy wrażenia, że temat doczepiono no siłę. Co więcej, grze moim zdaniem blisko do tych z serii „easy to learn, hard to master”. Łatwo ją opanować, ale mnogość decyzji do podjęcia podczas rozgrywki dyskretnie wprowadza nam planowanie strategii oraz odrobinę zmusza szare komórki do pracy.
Aspekt kolekcjonerski to oczywiście możliwość rozbudowy naszej talii, do czego również na opakowaniu zachęca nas wydawca. Do tego potrzebne będą zestawy dodatkowe, z angielskiego booster packi. Każdy taki zestaw składa się z 5 kart oraz kości do jednej z nich, rzadkiej lub, wyjątkowo cennej, legendarnej.
Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, aby rozszerzyć pulę swoich postaci i kupując dodatki odtworzyć inne znane z filmowej sagi starcia. Można pokusić się również o hipotetyczne rozgrywki. Co powiecie na pojedynek Jango Fetta i Jabby Hutta z Hanem Solo i Lukiem na gorącym Mustafar? Kto z tej walki wyjdzie zwycięsko? Wszystko w rękach graczy. Szczerze mówiąc trochę obawiałem się połączenia różnych okresów historycznych, ale po wielu partiach muszę przyznać, że zupełnie niepotrzebnie. Odejście od ram czasowych i przełamanie schematu wyszło grze na dobrze. Kombinacji (wraz z dodatkami) jest mnóstwo i gra bez wątpienia zapewni wiele godzin emocjonującej rozrywki.