Top 8 elementów „Łotra 1”, które zadebiutowały w filmie

K-2SO

Chyba nikt nie jest zaskoczony, że przeprogramowany przez Cassiana droid imperialny jest na tej liście, prawda? Ma w sobie więcej osobowości, niż większość ludzkich postaci z tego filmu. Mamy też pewną tendencję do lubienia cynicznych i sarkastycznych postaci, więc nasza afekcja tym bardziej nie dziwi. Sam design jest świetny – doskonale wpasowuje się w uniwersum i nie korzysta z gotowych projektów. Pozwala też na większą mimikę i gestykulację, niż u dotychczasowych filmowych droidów. Użycie w tym celu głównie oczu okazało się strzałem w dziesiątkę. Ekspresja to jednak nie wszystko, większość najlepszych linii dialogowych także została wygłoszona właśnie przez Kay-Tu. Jest to też postać, która wprowadza najwięcej elementów humorystycznych. Rogue One jest poważnym filmem, ale nie mogło w nim zabraknąć typowego dla Gwiezdnych wojen humoru. Na końcu historii „zginął” jak i cała reszta ekipy „Łotra 1”, ale jednak jego „śmierć” wywołała u mnie chyba największe wzruszenie w tym filmie. To chyba najlepszy dowód na to, jak świetnie napisano, zagrano i wykorzystano tę postać. Czy ta jednostka ma duszę? Zdecydowanie tak. [Dark Dragon]

Orson Krennic

Niedawno Facebook przypomniał mi moją reakcję na pierwszy trailer Łotra 1. Pomijając zachwyt, wyrażałam się bardzo niedobrze o „tym czymś w białym” i żywiłam tylko nadzieję, że nie zastąpią nim Tarkina. Dzisiaj zachowuję się niczym Januszek z Lesia Chmielewskiej i odszczekuję wszystko – nie dość, że nie zastąpili, to jeszcze stworzyli postać absolutnie rewelacyjną. Tym, co wyróżnia Orsona Krennica na tle innych imperialnych oficerów, jest jego nietypowość, zaczynając chociażby od profesji – choć, oczywiście, pracuje w wywiadzie (acz niekoniecznie zgadzam się z rewelacjami dotyczącymi ISBecji), pan dyrektor nie jest żołnierzem, ale utalentowanym architektem i równie zdolnym manipulatorem. Nie posiada zbyt wielu popleczników czy wpływów, ale mimo to dostaje się na szczyt Imperium – li i jedynie dzięki własnym zdolnościom. To on doprowadza do ukończenia Gwiazdy Śmierci, to on urzeczywistnia naszkicowane projekty Geonosian. Zna swoją wartość i pragnie ją udowodnić wszystkim, mimo iż łatwo mu to nie przychodzi. Potrafi też wziąć sprawy w swoje ręce –gdyby w centrum dowodzenia na Scarif zabrakło Krennica, Rebelianci po prostu wmaszerowaliby sobie do Cytadeli, nie mam najmniejszych wątpliwości. Niezmiennie bawi mnie również fakt, że jako jedyny trafił Cassiana, mimo iż u boku miał dwóch elitarnych żołnierzy. Zimny, bezlitosny, dążący po trupach (nawet przyjaciół) do celu, a jednak jest w nim coś takiego, co sprawia, że czujemy szczery żal, gdy Gwiazdka pojawia się nad Scarif jakby wcześniej w tym roku. Jakby nie było, kompetentni oficerowie Imperium pojawiają się w tym uniwersum rzadko (chociaż ostatnio coraz częściej). Świetna postać i mam tylko nadzieję, że ujrzymy ją jeszcze gdzieś w nowym kanonie, choćby w tle rodzącego się właśnie Imperium. Imperium, którego drobną część zaprojektował. [Cathia]

Szturmowcy śmierci 

Liczba rodzajów szturmowców można chyba tylko porównać do liczby różnych maszyn typu TIE. Co jednak wyróżnia osobistą gwardię Krennica od reszty wojsk Imperium, oprócz wyglądu pancerza? Skuteczność. W końcu mogliśmy zobaczyć imperialne oddziały takimi, jakimi powinny być, czyli zorganizowanymi, celnymi i wyborowymi. Pojawienie się ich na polu bitwy nagle zmusza Rebeliantów do odwrotu, a trup bojowników o wolność ściele się gęsto. Potrzeba było dopiero wrażliwej na Moc osoby, żeby zawiedli, a to już o czymś świadczy. Sama zbroja (choć ewidentnie inspirowana fazą pierwszą Dark Trooperów) robi wrażenie i od razu zapowiada, że nie mamy do czynienia z pół-debilami w białych pancerzach, tylko z elitarnym oddziałem. Jedyna wada to ich sposób mówienia, którego nie da się zrozumieć… ale w końcu nie powstali by dotyczyć filozoficzne dysputy, tylko po to żeby spuszczać łomot! [JediPrzemo]

Cassian Andor

Gwiezdne wojny to opowieść o walce dobra ze złem, w której szlachetni Rebelianci walczą z siłami złowrogiego Imperium. Prosty podział na jasną i ciemną stronę Mocy przyzwyczaił nas do konkretnych typów bohaterów o charakterystycznych cechach. Zapowiedzi i trailer Łotra 1 nie zapowiadał żadnej rewolucji w tym temacie. Pewnie dlatego tak dobrze pamiętam zaskoczenie, zdziwienie i zaciekawienie, gdy Cassian Andor na początku filmu zlikwidował informatora z zimną krwią. Takiego obrotu sprawy żaden widz się chyba nie spodziewał. Kapitan Andor, oficer wywiadu nie jest bohaterem bez skazy, stereotypowym Rebeliantem o szlachetnym sercu. To postać bardzo wiarygodna, reprezentująca to, czym musiałaby być Rebelia w prawdziwym świecie, w którym nie można liczyć tylko na przychylność Mocy i trzeba czasem ubrudzić sobie ręce. Mimo, że bezwzględny i zdeterminowany, Cassian posiada ludzką twarz wzbudzającą sympatię. Jest zdolnym liderem, niezłym pilotem, oddanym sprawie żołnierzem, ale przede wszystkim człowiekiem z krwi i kości. A na dodatek towarzyszy mu K-2SO, którego polubili wszyscy widzowie. Do niedawna wydawało mi się, że w Star Wars nie można wymyślić już nic nowego, ale bohaterowie tacy jak Cassian Andor, Bodhi czy Jyn pokazują, że twórcy mają jeszcze spore pole do popisu. [Taraissu]

Chirrut Îmwe i Baze Malbus

Ta para była dla mnie jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń Łotra 1. W erze, gdzie blockbustery unikają tematu religii jak ognia, miło było zobaczyć przypadek, gdzie temat nie tylko został poruszony, ale i potraktowany w przyzwoity sposób. Niewiele dowiadujemy się o tle tych postaci – to nie są w końcu Strażnicy galaktyki, gdzie każdy ma chwilę na wyżalenie się – ale i tak jesteśmy w stanie się z nimi identyfikować. W dodatku kontrast między nimi: niedowiarkiem i mistykiem stanowi po części odpowiedź na pytanie: „Co by było gdyby Han Solo spotkał Yodę?” Czy można było stworzyć ciekawszy duet? [Marik]

U-wing

Przyznam, że na początku nie byłem szczególnie przekonany do U-winga. Takie tam pokraczne połączenie kokpitu Y-winga, z niepotrzebnie rozkładanymi skrzydłami i przesadzonymi silnikami w stylu X-winga, nie? Ale jak tylko ujrzałem go w akcji, w pełnej krasie, gdy śmiga po przestworzach Jedhy czy Eadu, zapałałem do niego miłością. Z rozłożonymi skrzydłami jest naprawdę piękny, a i sprawdza się też w boju jako, cytując samych twórców, „gwiezdnowojenny helikopter” czy, trzymając się uniwersum, rebeliancka wersja kanonierki LAAT/i. Sojusz nie miał jeszcze podobnej maszyny i film pokazuje, że nie tylko ma ona rację bytu w odległej galaktyce, ale jest po prostu niezbędna w niektórych rodzajach misji. Piękna, użyteczna i pasująca do pozostałych myśliwców Rebelii maszyna? To właśnie U-wing! [Nadiru]

Jedha

Jedha jest miejscem dość wyjątkowym z kilku powodów. To kolejna lokacja po Tatooine i Jakku, której powierzchnia pokryta jest piaskiem, jednak w przeciwieństwie do dwóch wspomnianych, Jedha jest w rzeczywistości księżycem. Drugim natomiast aspektem podkreślającym wyjątkowość tego świata to bogactwo złóż kryształu kyber, dla którego Imperium zainteresowało się tym miejscem. Mnie jednak najbardziej urzekł widok powalonego pomnika Jedi i natychmiastowe skojarzenie z inną nazwą miasta Jedha City: Holy City. Nasuwa się skojarzenie z miejscami kultu obecnymi w świecie rzeczywistym, by wspomnieć chociażby Mekkę czy nawet Jerozolimę, która jest często określana jako Święte Miasto. O ile jednak świętość tego miejsca związane jest z wiarą chrześcijańską, o tyle Jedha bardzo często wspominana jest jako umiejscowienie jednej z pierwszych świątyń Jedi. To właśnie dzięki Mocy, Zakonowi Jedi i co najważniejsze Strażnikom Whillów, którymi okazują się być Chirrut Imwa i Baze Malbus, dowiadujemy się jak wiele zaczerpnięto z koncepcji samego George’a Lucasa. Miejsce pełne symboli i ukrytych znaczeń charakterystycznych dla Jedi. Dzięki temu miejscu poznajemy też inne Gwiezdne wojny, całkowicie odmienne od tych epizodów, jakie mieliśmy przyjemność oglądać wcześniej. [Kaelder]

Bodhi Rook

Początkowo postać grana przez Riza Ahmeda trochę mnie uwierała. Z nieco głupiego powodu, już to tłumaczę. Otóż, na krótko przed premierą Łotra 1 widziałem aktora w serialu Długa noc, więc w trakcie gwiezdnowojennego seansu nie mogłem wyrzucić z głowy roli, jaką wykreował w produkcji HBO. Rozumiecie, dla mnie nie był to Bohdi Rook, tylko chłopak oskarżony o morderstwo młodej dziewczyny. Kontrast między tymi postaciami jest więc taki, jak stan konta Lucasa z czasów kręcenia Nowej nadziei i współczesny – czyli ogromny. Całe szczęście, po kilku minutach dysonans minął i w pełni doceniłem niejednoznaczną postać młodego pilota. Szybko ją polubiłem, nie jest to bowiem klasycznie nakreślony bohater, który w grupie musi spełniać jakąś konkretną rolę – uroczego łajdaka czy choćby heroicznego bohatera, który na swoich barkach nosi ciężar całej galaktyki. Bohdi to taki cichy bohater, jakich we wszechświecie działa wielu. Tak jak inni członkowie „Łotra 1” szuka odkupienia, ale nie robi tego pretensjonalnie. Nie jest bowiem wybitnym pilotem Imperium, ale galaktycznym odpowiednikiem, jakby to ująć, kierowcy tirów. W pewnym momencie poczuł powinność wobec Rebelii, dlatego im pomógł. Po prostu, bez hollywoodzkiej pompatyczności. [Wixu]