Darth Maul wczoraj i dziś – część 2

Choć wielu nadal nie może się z tym pogodzić, nie da się zaprzeczyć, że Expanded Universe odeszło w cień, a wraz z nim wiele ciekawych, mniej lub bardziej udanych opowieści o Maulu, o których możecie przeczytać tutaj. Rozwój historii najbardziej enigmatycznego Sitha z filmowej sagi Star Wars nie zakończył się jednak wraz z nadejściem nowego kanonu. Wręcz przeciwnie – dopiero wtedy nabrał tempa. Co zmieniło się w życiorysie tej postaci? Jak wpłynęło to na jej charakter? Czy wyszło jej to na dobre? Odpowiedzi znajdziecie poniżej.

Nie do zabicia

Historia Dartha Maula w nowym kanonie póki co zogniskowała się wokół dwóch animowanych serialiThe Clone Wars oraz Rebels. Ten stan długo jednak nie potrwa, a prawdę powiedziawszy, to już przestaje trwać. Świadczy o tym chociażby nowa miniseria komiksowa z zeszłego roku, opowiadająca o przygodach wojownika Sithów, która nie jest związana z jego losami po wydarzeniach z Mrocznego widma.

Niemniej jednak nie da się zaprzeczyć, że Maula w nowym kanonie długo moglibyśmy nie uświadczyć, gdyby nie pomysł, by przywrócić go w czasach Wojen Klonów. Wizerunek odrodzonego Sitha został mocno zainspirowany komiksem Stare rany, o którym była mowa w poprzedniej części tego artykułu. Para mechanicznych nóg wygląda wszak imponująco. I choć nie wydaje się najbardziej logicznym rozwiązaniem, warto pamiętać, że to jednak Star Wars z logiką różnie tu bywa.

Innowacją w nowym kanonie stało się jednak podejście do życiorysu Maula. Zaproponowane przez scenarzystów The Clone Wars rozwiązania wywróciły całą postać do góry nogami i choć nie brak im sensu i niekiedy chwytliwości w poprowadzeniu pewnych wątków, niezaprzeczalnie wydarzyła się jedna niepożądana rzecz – Darth Maul przestał być starym, dobrym, tajemniczym Sithem.

Braterstwo krwi

Nie tylko poznaliśmy jego matkę, którą okazała się być jeszcze inna postać niż u schyłku Expanded Universe, ale też braci, rodzimą planetę i dokładny opis jego życia od narodzin aż do dostania się w ręce Dartha Sidiousa. Jako jeden z Braci Nocy, grupy Zabraków żyjącej na Dathomirze, planecie znajdującej się pod kontrolą złowieszczych Sióstr Nocy, od małego wykazywał niezwykłe predyspozycje. Trudno się dziwić – wszak jego matka, Talzin, była naczelną wiedźmą demonicznej społeczności.

Wszystko to zostało widzom serialu ukazane dzięki pozbyciu się przez hrabiego Dooku jego dotychczasowej uczennicy, Asajj Ventress (która okazała się być jedną z Sióstr Nocy) i, w wyniku skomplikowanej intrygi, wprowadzeniu do gry nowego podopiecznego, Savage Opressa. Dobrze wyszkolony Zabrak o niesamowitej sile i Mocy okazał się być związany z Maulem więzami krwi. Koniec końców odnalazł swego dawno zaginionego, uznawanego za zabitego brata i razem postanowili wywrzeć swą zemstę na całej galaktyce. Brzmi intrygująco, prawda?

Plany, intrygi i… zemsta

Darth Maul w serialu The Clone Wars to zupełnie nowa postać. W niczym już nie przypominał tajemniczego milczka z Mrocznego widma. I choć chęć wywarcia zemsty na Kenobim, który wyszedł zwycięsko z ich konfrontacji na Naboo, wydaje się odpowiednim motywem dla postępowania powracającego Sitha, to jednak sposób jej pokazania wydawał się już nieco naciągany.

Maul jako przebiegły intrygant sprawiał wrażenie, jakby był nie na swoim miejscu. Budowanie własnej frakcji w Wojnach Klonów to raczej coś, o co by się go nie posądzało – szczególnie, że przebiegało tak skutecznie. Można by rzec, że bliskie spotkanie ze śmiercią zmienia ludzi (i nieludzi), co w serialu zostało mocno zaakcentowane. Pytanie tylko, czy do tego stopnia, że zaczynają praktycznie we wszystkim nie przypominać siebie? Idąc dalej można argumentować, że przejął coś od swego dawnego nauczyciela – Dartha Sidiousa, mistrza sekretnych machinacji. I to ma już więcej sensu, choć Sidious szkolił go dlatego, że Zabrak był niezwykle posłuszny i nie miał wygórowanych ambicji. Czy Mroczny Lord Sithów tłamsił swego ucznia? Możliwe – to mogłoby stanowić jakieś wyjaśnienie.

Wątek Maula w The Clone Wars, który doczekał się uzupełnienia w komiksie Darth Maul – Son of Dathomir został poprowadzony tak, by wojownika Sithów skonfrontować z niemal wszystkimi istotnymi na tamtą chwilę postaciami w odległej galaktyce. Wiele z tych spotkań wypadło ciekawie i zaskakująco – scenarzystom nie brak było dobrych, choć niekiedy trochę zwariowanych pomysłów. Koniec końców ważne jest to, że Maul w pewnym stopniu dopiął swego, wywierając zemstę na Obi-Wanie i konfrontując się nie raz ze swym dawnym mistrzem. Jak się okazuje, wcale nie był mu tak bezgranicznie posłuszny – po swoim powrocie nawet mu przez głowę nie przeszła myśl, by się z nim skontaktować. Miast tego twierdził, że Sidious odebrał mu wszystko i na nim też należałoby się zemścić. W końcu jak się bawić, to na całego.

Mroczny żywot, mroczny koniec

Historia przedstawiona w The Clone Wars może się podobać, może nie. Nie da się jednak zaprzeczyć, że jest zarazem pomysłowa, jak i chaotyczna. Jeśli zapomni się o wszystkim, co o Maulu mówiło Expanded Universe (co byłoby wygodne), zdecydowanie łatwiej ją zaakceptować. W filmach jest to przecież tak mało wykorzystana postać, że jej historia faktycznie różnie mogła się potoczyć. Ci jednak, których zawiodła, pocieszenia szukać mogą w kolejnym animowanym serialu, czyli w Rebels.

Z początku koncepcja Dartha Maula powracającego w czasach między Epizodem III i IV może się wydać czymś… niewłaściwym. Jeśli jednak przyjrzeć się jej uważniej, wypada zdecydowanie lepiej niż w The Clone Wars, choć stanowi przecież jej bezpośrednią kontynuację. Maul, którego spotyka Ezra (główny bohater Rebels), jest już starym i zmęczonym „mistrzem”, który zaszył się na tajemniczej planecie kryjącej w sobie sekrety Sithów. Zły na cały wszechświat, chce wywrzeć ostateczną zemstę na wszystkich, którzy kiedykolwiek mu się naprzykrzyli. Nie trzyma ani z Imperium, ani z Rebelią. Nie mówi już też o sobie per „Darth”. Widoczna przewaga w walce z Inkwizytorami Imperium cieszy – po tylu latach Maul faktycznie sam stał się mistrzem.

Tym jednak, co Rebels zrobiło najlepiej, jest pożegnanie z postacią zabrackiego Sitha. Jego ostatnia konfrontacja z Obi-Wanem na Tatooine została dobrze przemyślana przez scenarzystów – stanęli naprzeciwko siebie rywale z dawnych lat, mistrzowie z bagażem doświadczeń, a ich starcie przywodziło na myśl samurajskie pojedynki – szybkie, gwałtowne i bezwzględne. Wydaje się to godnym i tym razem ostatecznym pożegnaniem z Darthem Maulem.

Dobrze, źle czy najgorzej?

Nie powinno w sumie dziwić, że postać mało eksplorowana w filmowej sadze cieszyła się zainteresowaniem twórców Expanded Universe oraz nowego kanonu. Być może nie najlepszym pomysłem było ciągłe skupianie się na przywracaniu Maula do życia, często wprowadzanego bardzo ,,na siłę’’. Jeśli jednak właśnie jego śmierć spędzała autorom i scenarzystom sen z powiek, rodzi się pytanie – dlaczego akurat wtedy i w tym miejscu? Dziwi fakt, że skoro ktoś koniecznie chciał powrotu Dartha Maula, akcji swojego dzieła nie osadził w czasach między Mrocznym widmem a Atakiem klonów. Długi, bo aż dziesięcioletni odstęp czasowy, w którym Obi-Wan szkolił młodego jeszcze Anakina Skywalkera, sam aż się prosił o taką historię. Ale to tylko luźna sugestia…