Czwarty sezon „Rebels”

Nadiru: Obawiam się, że najlepsze odcinki czwartego sezonu nijak się mają do „the best of the best” z poprzednich serii. Z braku lepszych kandydatów wymienię DUME (4×11), odcinek skupiający się na żalu i rozpaczy po śmierci Kanana, a także dwuczęściowe In the Name of the Rebellion (4×03-04) z Sawem Gerrerą w roli głównej. DUME było cudownie mistyczne z Ezrą i świetnie ukazało krótką żałobę Hery, ale niestety trzeci wątek, gdzie Zeb i Sabine ścierają się z Rukhem był po prostu średni. Pojawienie się Gerrery, oprócz odpowiedniej dawki nawiązań, było też świetną konfrontacją różniących się od siebie wizji walki przeciwko Imperium.

Kaelder: Spośród wszystkich odcinków najkorzystniej wypadają w moim odczuciu DUME oraz Wolves and a Door i A World Between Worlds. W pierwszym z nich Dave Filoni, Simon Kinberg oraz Carrie Beck stanęli tutaj na wysokości zadania prezentując godne pożegnanie jednej z najciekawszych postaci serialu. Pozostałe dwa odcinki sięgają natomiast po dobrze znany motyw równowagi Mocy z jednoczesnym wprowadzeniem miejsca istniejącego poza czasem i przestrzenią. Przyjemnie było nawet usłyszeć w tym tajemniczym świecie głosy Anakina, Yody, Obi-Wana, Rey, Maz Kanaty czy Kylo Rena.

Dark Dragon: Zdecydowanie były to dla mnie odcinki z mistycyzmem, jak u Kaeldera – A World Between Worlds, Wolves and a Door itd. Mam wrażenie, że był to element, który w tym sezonie został wyeksponowany w szczególności. Bardzo dobrze, że się tak stało, w końcu stanowi to ogromną część uniwersum i cieszy jego rozbudowa. Bardzo dobrze wyszło też łączenie elementów z dużego ekranu z tymi z serialu, tutaj po raz kolejny skłaniam się ku A World Between Worlds, który pokazał, że wszystko jest ze sobą połączone.

Krzywy: W tym sezonie do takich mogę zaliczyć jeden – czyli powrót po przerwie i śmierć Kanana w Jedi Night. Twórcy stanęli na wysokości zadania i nadali jego odejściu symboliczny wymiar. Jak na bajkę był to epizod emocjonujący, a chociaż dość mało finezyjnie akcja zmierzała do finału, tak danie Kananowi nowej fryzury tylko na te dwadzieścia z okładem minut, było niezłą zmyłką. Jego historia jest kompletna i zgodna z moją wizją Gwiezdnych wojen. Nie mam nawet problemu z tym, że zostawił po sobie potomka – ani z tym, że bajce pominięto w ogóle moment jego poczęcia.

Taraissu: Trudno wybrać jeden konkretny odcinek, ale zdecydowanie byłby to któryś ze skupiających się na Jedi i Mocy. Cała końcówka związana ze Światem-Pomiędzy-Światami jest czymś, czego uniwersum Star Wars dawno nie widziało. Jeśli muszę wybrać jakiś odcinek z finału, będzie nim Jedi Night oraz DUME – ze sceną finalnego pożegnania Kanana, które w znamienny sposób wpłynęło na jego towarzyszy.

Marik: Odpowiedź jest prosta: DUME. Ten odcinek jako jeden z niewielu zapadł mi w pamięć. Czy pozytywnie? Zdecydowanie! Przez chwilę zobaczyliśmy, czym Rebelianci mogliby być, gdyby scenarzyści mieli więcej odwagi i nie kierowali się wyłącznie na dzieci.

Nadiru: Co ciekawe, tak jak żaden odcinek nie był wybitny, tak żaden nie okazał się nadzwyczaj zły. No dobrze, może jeden, rozciągnięte na dwie części Heroes of Mandalore (4×01-02). Oprócz tego, że jest to najgorszy wstęp do sezonu w historii Rebels, pełno w nim absurdów i nudnych scen walki. Co więcej, scenarzyści bardzo brzydko nas oszukali, w pewnym momencie w idiotyczny sposób ratując od śmierci krewniaków Sabine. Niewiele w tych dwóch odcinkach plusów, oj niewiele, nie potrafiłbym jednak wskazać innej historii z czwartego sezonu, która byłaby na tyle nieciekawa, by „zasłużyła” sobie na wzmiankę w tej sekcji – taki to był średni sezon!

Kaedler: Zgadzam się z tym, że wytypowanie odcinka najgorszego w tym sezonie jest zadaniem dosyć trudnym. Przychylam się też do opinii Nadiru, że dwuczęściowy Heroes of Mandalore wypadł dosyć słabo w porównaniu chociażby do kolejnych odcinków (krewniacy Sabine cudem zostali ocaleni, a młoda Mandalorianka nie czuje się do końca przywódczynią swojego ludu). Niemniej będąc konsekwentnym, warto zaznaczyć, że w kolejnych odcinkach można dopatrzeć się szeregu innych absurdów. Poczynając od irracjonalnego zachowania Imperium, po cudowne ocalenia mniej lub bardziej znaczących postaci, a skończywszy na postępowaniu członków dowództwa Sojuszu Rebeliantów nie do końca zdających sobie sprawę, o co walczą.

Dark Dragon: Heroes of Mandalore, bezkonkurencyjnie. Nie dość, że wydaje się toto odpadkiem z poprzedniego sezonu, to ilość głupotek długo nie daje o sobie zapomnieć. Ukoronowaniem słabości tego tworu było zdecydowanie cudowne ocalenie członków rodziny Sabine, czyli jedynych postaci, o które tak naprawdę mógł dbać widz. Tanie i brzydkie tła to dodatkowy negatyw, który mocno zapadł mi w pamięć.

Krzywy: Oba finałowe. Nie jestem zadowolony z tego, jak skończył się serial. Rozumiem czemu twórcy bajki dla dzieci nie zaserwowali nam zakończenia a la Łotr 1, ale i tak nie mogę przeboleć, że w nowym kanonie też inne władające Mocą i wyszkolone przez stary Zakon jednostki – poza Lukiem Skywalkerem – przeżyły Imperatora. Zakończenia nie ratuje też finał wątku Thrawna, którego dosłownie odłożono na półkę, ani ostateczna intryga, która była tak głupiutka, jak większość innych akcji pierwszych Rebeliantów.

Taraissu: Pewnie teraz się komuś narażę, ale będzie to wszystko co związane z Mandalorianami. Kultura Mandalorian nigdy specjalnie mnie nie kręciła, ani w Legendach (Karen Traviss nie przetrawisz), ani w The Clone Wars, a tym bardziej nie w Rebels. Najgorszą częścią serialu jest dla mnie zdecydowanie otwarcie czwartego sezonu, czyli Heroes of Mandalore – płaskie, bez ikry, pełne uproszczonych schematów i klisz, a na dodatek nudne.

Marik: Wspomniałem o tym, że DUME zapadł mi w pamięć jako jeden z niewielu. Podobnie jest z odcinkiem rozpoczynającym czwarty sezon. To ten o mandalorianach, jakiejś superbroni i… niczym innym, co by zostało w pamięci. Po takim czasie nie jestem w stanie przypomnieć sobie nic innego, niż własną złość podczas oglądania tego odcinka i powtarzania sobie w myślach: „już tylko jeden sezon do końca”.

Nadiru: Znowu powiem, że postacie są największym plusem, ale tym razem mogę też powiedzieć, że działa to w drugą stronę: szczególnie w finale, gdzie odebrano Thrawnowi nieco godności, niszcząc mu całą, wcale niemałą flotę. Sporą zaletą czwartego sezonu jest jego mistyka związana z Mocą: loth-wilki, Mortis, tajemniczy świat pomiędzy światami, w którym można wpływać na wydarzenia z przeszłości. To było fascynujące i całkiem oryginalne. Minus też jest taki, jak zawsze: Imperium za bardzo dostaje w kość i jeszcze ta decyzja o tym, że Lothal zostaje w rękach Rebelii… Jeszcze mógłbym to zrozumieć, gdyby nie fakt, że światem interesowali się i Tarkin, i sam Imperator. To nie tak powinno się skończyć.

Kaelder: Do największych plusów tego sezonu należałoby zaliczyć znowu Thrawna, który kradnie bardzo dużo scen w tym sezonie za sprawą swojej bezwzględności, charyzmy oraz geniuszu taktycznego. Kolejnymi zaletami są: wplecenie postaci z Trylogii Mortis, pojawienie się Sawa Gerrery, klimatyczna muzyka doskonale wpasowana w wątki zaprezentowane w konkretnych odcinkach, a także ujawnienie losu, jaki spotkał Ahsokę i wprowadzenie loth-wilków mogących komunikować się poprzez Moc. Wśród minusów warto wskazać bezsensowne zachowanie imperialnych dowódców, tradycyjnie kiepska celność szturmowców, nadanie Lothalowi strategicznego znaczenia dla Imperium i Sojuszu Rebeliantów oraz niepotrzebne wydłużanie, bądź ucinanie wątków w niektórych odcinkach.

Dark Dragon: Myślę, że największe minusy są typowymi dla całego serialu, tutaj jakby bardziej widoczne. Mowa tutaj o skrajnie zidiociałym Imperium i niemal niezwyciężonym Rebeliantom noszącym zbroję wykonaną z nie do końca przemyślanego scenariusza. Kolejną wadą jest niezbyt wysoki budżet, co widać po modelach, tłach i animacjach. Największym plusem jest wspominany przeze mnie wcześniej mistycyzm. Warto jednak wymienić też rozwój postaci (zwłaszcza Ezra), wplatanie elementów z kanonicznych mediów oraz muzyka.

Krzywy: Plusy? Jestem zadowolony, że Rebels jest już za nami. Minusy? Z jednej strony podoba mi się, że pociągnięto dalej wątki z The Clone Wars, aczkolwiek są to jednocześnie dwa motywy, z którymi mam zgrzyt – Darth Maul nigdy nie powinien przeżyć pierwszej walki z Obi-Wanem, a Mortis zbytnio ingeruje w wizję Mocy z filmów, bym był w stanie nad tym bajkowym mistycyzmem przejść do porządku dziennego.

Taraissu: Nie licząc bardzo słabego początku, czwarty sezon w zasadzie nie ma większych minusów. Owszem, jest kilka odcinków przestojowych, ale to drobiazg, nawet najlepsze seriale mają na koncie kilka zapychaczy. Druga połowa sezonu wszystko wynagradza ponieważ twórcy zabierają widzów w miejsca nieoczekiwane, fascynujące i rozpalające wyobraźnię, mocno osadzone w uniwersum Star Wars. Można oczywiście czepiać się szczegółów, uproszczeń fabularnych i sporej dozy naiwności, ale w ostatecznym rozrachunku to klimat decyduje o odbiorze tego sezonu, a na szczęście mamy tu zdecydowanie do czynienia z klimatem Gwiezdnych wojen.

Marik: Plus podstawowy jest jeden: to wreszcie koniec! Historia rozciągana, rozmywana w wątkach pobocznych, nieprzemyślana i męcząca w końcu dobiegła do końca. Tego uczucia nie był w stanie zabić nawet kiepski finał z otwartym zakończeniem. Poza tym, zabicie niektórych postaci było odważnym ruchem, który doceniam. Miło też, że pozwolono niektórym postaciom się rozwinąć. Lepiej późno niż wcale. Za to lista zażaleń się nie zmienia: twórcy serialu nie wyciągnęli żadnych wniosków z błędów popełnianych od początku, przez co nadal historie są godne zapomnienia i wtórne do bólu, a bohaterowie (którzy mogli być największą siłą serii) nie rozwijają się wiarygodnie. To wszystko podaje się nam w okropnej oprawie graficznej (gdzie się podziali graficy od The Clone Wars?) i złej choreografii.

Nadiru: Po moim zdaniem świetnym trzecim sezonie Rebels domknęło się w nienajlepszy sposób. Nie ukrywam, że dla mnie jest to najgorszy sezon z całej czwórki. Zaczął się od słabiutkiego finału wątku Mandalorian, potem z przytupem powrócił Saw Gerrera, jednak później poziom znowu spadł: dostaliśmy pięć średnich odcinków związanych z Lothalem. Gdyby nie śmierć Kanana, kolejna historia byłaby identycznie średnia. Za tym poszło parę ciekawych epizodów, w tym najlepszy DUME, i zakończenie… cóż, zakończenie wyszło takie, jaki był też cały sezon: tylko częściowo satysfakcjonujące, miejscami głupie, miejscami emocjonujące. Koniec końców ostatniemu sezonowi nie potrafiłbym wystawić oceny wyższej niż 6/10.

Kaelder: Czwarty sezon Rebeliantów okazał się bardzo dobrym domknięciem dla całego serialu, przy czym należałoby dodać, że pozostawił również pole do popisu dla twórców kolejnych produkcji telewizyjnych. Nie wiemy bowiem, co przytrafiło się młodemu Ezrze i Thrawnowi, którzy zniknęli w przestrzeni kosmicznej wraz z purrgilami, jakie kroki podejmie Sabine razem z Ahsoką, a także co dla Sojuszu Rebeliantów oznaczać będzie pojawienie się Ducha 7, czyli syna Hery i Kanana. Pomijając kilka średnich odcinków, otrzymaliśmy całkiem ciekawe historie skupione wokół Lothalu, które zaczęły nabierać rozpędu w drugiej połowie czwartego sezonu. Bolesne pożegnanie Kanana, zaskakujące poświęcenie Ezry i rozstanie z Duchami, domykające blisko czteroletnią przygodę z odważnymi Rebeliantami, zasługuje zdecydowanie na ocenę 7,5/10.

Dark Dragon: Ostatni sezon okazał się zwykłym średniakiem. Nie jestem przekonany, co zawiniło – może było to powtarzanie oklepanych schematów, a może zbyt wysokie oczekiwania względem finału? Znakomita większość tych docinków nie była zła i sporo z nich oglądałem z przyjemnością, czasem tylko kręcąc głową z zażenowania. Finał okazał się nie w pełni satysfakcjonujący, ale i nie był on tragiczny. Po zakończeniu tego serialu czułem jednocześnie radość, frajdę i zwyczajne „meh”. Część wątków została należycie zamknięta, a część pozostała otwarta. Część zostanie zapewne opowiedziana w innym serialu, a fani mają teraz sporą pożywkę do dyskusji i gdybania. Częściowo w Gwiezdnych wojnach chodzi właśnie o takie zakończenia, które prowadzą do ciekawych i żywych dyskusji, więc jakiś cel został osiągnięty. Ode mnie sezon dostanie 7/10, mogło być zdecydowanie lepiej.

Krzywy: Od samego początku miałem za złe, że wybrano taki wiążący twórcom fabularnie ręce okres na akcję animacji, a w dodatku wciśnięto w „mroczne czasy” bohaterów z mieczami świetlnymi. Nie jestem też zadowolony z wielu cameo postaci znanych z filmów – pokazanie urywków z życia Yody i Obi-Wana na wygnaniu sprzed Nowej nadziei odbiera im nieco tajemniczości. Ocena: 5/10.

Taraissu: Cieszę się, że Rebelianci powstali. Serial dostarczył mi wiele radości i wzruszeń. I choć czasem zdarzały się fabularne upadki (przyznaję, że przy kilku odcinkach udało mi się nawet zasnąć), to jednak pozytywne aspekty wynagrodziły mi to. Doceniam również wizję Dave’a Filoniego, który ewidentnie od początku miał pomysł na ten serial, to jak się zakończy oraz dokąd zmierza. Dzięki temu Rebels to kompletna, zamknięta historia, a takie są zawsze najlepsze. Nic tylko siedzieć i oglądać (i koniecznie podejść na luzie). Oceniam na solidne 7/10.

Marik: Niestety, serial nie poszedł w ślady The Clone Wars i nie poprawił się z czasem. Stagnacja na niskim poziomie jakościowym pozostała także w tym sezonie, który zdenerwował na początku i rozczarował na końcu. Wygląda na to, że nowe Gwiezdne wojny doczekały się swojej wersji Holiday Special. Oby nigdy nie powstała kontynuacja. Cały sezon może dostać ode mnie marne 2/10, z wielką nadzieją, że to już koniec przygód Filoniego ze Star Wars.