„Planeta życia”

Wbrew wcześniejszemu sceptycyzmowi Obi-Wan Kenobi po śmierci Qui-Gon Jinna przyjął młodego Anakina Skywalkera na swego ucznia.  Wydarzenia Mrocznego widma i Ataku klonów dzieli dziesięć lat, w trakcie których mogło wydarzyć się wiele, jednak temat wczesnych lat szkolenia Anakina na Jedi nie cieszył się nigdy zbyt dużą popularnością wśród autorów książek Star Wars (jednym z nielicznych wyjątków jest seria młodzieżowa Jedi Quest).

Planeta życia (Rogue Planet) autorstwa Grega Beara została wydana w Stanach Zjednoczonych w maju 2000 roku nakładem wydawnictwa Del Rey, w Polsce ukazała się natomiast ponad pół roku później za pośrednictwem wydawnictwa Amber. Uczuciowe przyznam, iż do recenzji Planety życia podchodzę drugi raz po ponad dziesięciu latach, ale chociaż mój odbiór tej książki różni się nieco od pierwszego wrażenia, w ogólnym rozrachunku ocena pozostaje niezmieniona.

„Nauczy Cię mądrości”

Planeta życia opisuje wydarzenia dziejące się trzy lata po filmie Mroczne widmo i opowiada o misji Obi-Wana Kenobiego i Anakina Skywalkera na tajemniczą planetę znaną jako Zonama Sekot, dokąd udają się w poszukiwaniu zaginionej Jedi Vergere. Według książki jest to pierwsze wspólne, poważne zadanie przed którym stają nasi bohaterowie w roli mistrza i ucznia. Studium emocji, przemyślenia nieopierzonego nauczyciela i młodego padawana to ciekawa perspektywa dla ich dalszej relacji przedstawionej w filmach, książkach i komiksach. Zdecydowanie wiarygodnie wypada przedstawienie Kenobiego jako niezbyt pewnego siebie w roli mentora. Obi-Wan wciąż jeszcze nie pogodził się ze śmiercią mistrza i używa jego miecza świetlnego z zielonym ostrzem (jak wiemy z innych źródeł cień Qui-Gona zawsze będzie obecny w relacjach między Anakinem i Obi-Wanem). Również przemyślenia Skywalkera i jego wewnętrzne rozterki nie wydają się wydumane.

Powieść zdecydowanie nie jest lekturą dla miłośników akcji. I nie tylko pod tym względem różni się od większości tytułów Star Wars. Niezbyt rozbudowana fabuła skupia się głównie wokół opisów Zonamy Sekot i intrygi Tarkina. Zwłaszcza ten drugi aspekt należy zaliczyć na plus. Wprawdzie w zestawieniu z opisem Raitha Sienara (jego pojawienie się to kolejny duży atut), komandor Tarkin wypada trochę „płasko”, ale jego wizerunek jest spójny z tym, co widzimy w Nowej nadziei. Miłym akcentem dla czytelnika będzie również wspomnienie o „ruchomej planetoidzie bojowej”. Szkoda, że wątek Sienara prowadzi donikąd, podobnie jak cała intryga, która wydaje się stworzona na siłę.

„Moc jest artystą”

Interesującym aspektem książki są zaprezentowane w niej rasy. W Planecie życia po raz pierwszy pojawiają się Krwawi Rzeźbiarze, jednak sam Ka Daiv jako ich przedstawiciel nie jest zbyt udaną postacią. Za to Charza Kwinn, kapitan Kwiata Morza Gwiazd oraz Ferroanie – nawiedzeni hippisi-inżynierzy zamieszkujący Zonamę Sekot – są dość interesujący. Podobnie jak wspomnienie o Potędze jako alternatywnej filozofii odnoszącej się do natury Mocy.

Planeta życia jest w zasadzie swego rodzaju odległym wprowadzeniem do wydarzeń znanych z serii Nowa Era Jedi, choć nie pada w książce ani razu nazwa Yuuzhan Vong. W obu przypadkach krytycy wskazują, iż książkom tym brakuje klimatu Star Wars. Osobiście nie zgadzam się z taką oceną, co więcej, uważam serię NEJ za ożywczy element dla skostniałego uniwersum. Dyskusyjny może być też specyficzny podział treści w książce, gdyż mamy do czynienia z bardzo krótkimi rozdziałami – niektóre z nich zajmują tylko jedną stronę.

„Brak równowagi. Wciąż brak równowagi”

Planeta życia opisuje nietuzinkowe wydarzenia, oderwane od schematycznej fabuły większości pozycji Star Wars. Kwestią indywidualną pozostaje ocena, czy tę oryginalność zaliczyć na plus czy na minus całej opowieści. Nie znajdziemy w niej zbyt dużo akcji, ale czy w zasadzie nie tak mogłoby wyglądać codzienne życie rycerzy Jedi? Książka ma wiele wspólnego z klimatem serii Nowa Era Jedi, a nawiązując mocno do wydarzeń z Mrocznego widma stanowi dobry łącznik między filmami i Expanded Universe. Polecić z czystym sercem wszystkim nie mogę, ale zdecydowanie nie odradzam lektury.