„Age of the Republic – Qui-Gon Jinn”

Na początek trochę historii. Komiksy Star Wars spod znaku Marvela wychodzą według utartego schematu – albo miniseria (czyli przygoda podzielona na kilka zeszytów), albo tzw. one shot, czyli pojedynczy komiks opowiadający całą historię. Age of Republic jest projektem przełamującym ten schemat, łącząc w sobie zalety obydwu form. Czuwa nad nim jedna scenarzystka (Jody Houser), która napisała serię pojedynczych opowieści o najpopularniejszych herosach i łotrach znanych z Epizodów I-III. Wszystkie przygody stworzone są w spójnym stylu strumienia myśli bohaterów, mierzących się z własnymi przekonaniami, uprzedzeniami oraz wewnętrznymi demonami. Pozwala nam to lepiej ich poznać i dzięki temu dogłębniej zrozumieć, kim są i co reprezentują. Dla mnie jest to niczym wycięta scena z kinowego filmu, która stawia konieczne „kropki nad i” dokładnie tam, gdzie ich potrzeba.

Na pierwszy ogień poszedł Qui-Gon Jinn, prawdopodobnie najbardziej zlekceważona (a jednocześnie niezwykle lubiana) postać z Mrocznego widma. Nie licząc paru krótkich miniserii w Legendach oraz starej serii książek młodzieżowych, potencjał przygód Qui-Gona szkolącego młodego Obi-Wana Kenobiego pozostaje nieodkryty. Dlatego tak się cieszę za każdym razem, gdy Jinn do nas powraca – nawet jeśli w formie krótkiego komiksu. Dodajmy, że o znakomitej jakości! Opowieść pt. Balance (Równowaga) dzieje się rzecz jasna przed Mrocznym widmem, w czasach gdy Obi-Wan jest jeszcze młodym padawanem. Podczas jednej z misji na dalekiej planecie, Qui-Gon wplątuje się w lokalny konflikt, przed którym musi w pośpiechu uciekać na Coruscant. Po drodze jednak usłyszy „obelgę” – ocalona kapłanka nazywa go „wielkim wojownikiem”. Dla Jinna, pełnokrwistego Jedi z powołania, nie ma większej hańby. Dostrzega, chyba jako jedyny spośród mistrzów, że Zakon Jedi stał się zbrojnym ramieniem Republiki. I niezależnie od ilości frazesów w ustach Yody, to czyny decydują, kim Jedi są, a kim dawno temu przestali być. Qui-Gon instynktownie wyczuwa brak równowagi w Mocy. Dlatego też wyrusza w podróż, wiedziony tam, gdzie pokieruje go los.

Nie zdradzę Wam, co Qui-Gon Jinn znajdzie na ścieżce przeznaczenia. Powiem jedynie, że zrozumie, iż Jedi muszą wyjść poza utarte schematy i że równowagi nie osiągnie się poprzez narzucanie swojej woli drugiej ze stron. Jestem pewien, że właśnie to doświadczenie spowodowało, że Jinn wziął ze sobą Anakina Skywalkera, by poza wszelkimi regułami i procedurami wyszkolić go na Rycerza Jedi – a wszystko w imię równowagi. Chciałbym, by każdy fan Star Wars miał okazję poznać tę historię i zrozumieć, jak wielkim i przewidującym mistrzem był Qui-Gon Jinn. I że los galaktyki mógłby wyglądać inaczej, gdyby nie celny cios Dartha Maula…