5 powodów, dla których nie cierpimy „Mrocznego widma”

Jest wiele powodów, dla których Mroczne widmo wciąż ogląda się dobrze – co ukazaliśmy w naszym poprzednim zestawieniu – ale jednocześnie jest masa takich, z powodu których jest uznawany za najgorszy epizod Gwiezdnej Sagi

Jar Jar

Choć dla niektórych to oczywiste (a inni zapewne powiedzą: „No dajcie już spokój, ile można?”), muszę przyznać, że z Jar Jarem zawsze miałem problem. Nawet dawniej, jako odbiorca Mrocznego widma, którego można by przypisać do kategorii „dzieci i młodzież”. W tamtych czasach nasz wesoły Gunganin zwyczajnie był mi obojętny. Dopiero z czasem zaczął mnie irytować. Smutne jest to, że nigdy nie pałałem do tej postaci sympatią – nawet, gdy byłem w grupie, do której (przynajmniej tak się zdaje) miała przemawiać. Niestety, nie przekonywała mnie (tym bardziej teraz) tak od strony wizualnej, jak i gagów, które wydawały mi się nieco na siłę, męczące. Nie zabraniam jednak Jar Jara nikomu lubić, bo i on jako postać ma swoich fanów. Dla mnie jednak, niestety, jest jednym ze słabszych ogniw w łańcuchu, który nazywamy Mrocznym widmem. [Suweren]

Drętwe dialogi

Mroczne widmo miało sporo wad, a jedną z nich były dialogi. Nie chodzi tu nawet o Jar Jara, bo to był bohater typowo komediowy – no, przynajmniej w założeniu – ale wypowiedzi innych postaci, z natury poważnych, raz były pompatyczne, a w innych scenach wypadały drętwo lub wręcz żenująco. Tyle dobrego, że film miał premierę już dwie dekady temu, gdy internet dopiero raczkował, bo współcześnie byłby wyśmiewany w memach do znudzenia. [Krzywy]

Anakin

Naprawdę lubię Mroczne widmo, ale jest w nim kilka elementów, które są dla mnie trudne do przełknięcia. Jedną z nich jest młody Anakin Skywalker. Oczywiście rozumiem, dlaczego przyszły lord Vader został zaprezentowany na początku swojej drogi jako uroczy, wielkoduszny dzieciak o niespotykanych umiejętnościach i naprawdę uważam to za świetny pomysł, bo dzięki temu widzowie mogli szczerze zapłakać nad losem młodego Skywalkera i uwierzyć, że gdzieś tam w środku, mimo wszystko tli się w nim dobro. Niestety Anakin w Epizodzie I jest wiekowo ciut za młody, by być wiarygodnym w swoich dokonaniach (zwycięstwo w wyścigu czy zniszczenie okrętu dowodzenia Federacji Handlowej). Wiadomo, Moc Mocą, ale to, jak to dziecko (!) porusza się na ekranie sprawia, że jego osiągnięcia wydają się zdecydowanie przesadzone. Refleks, zdolności manuale i warunki fizyczne zmieniają się wyraźnie wraz z wiekiem i tak naprawdę starczyło zamiast dziewięciolatka postawić na jego miejscu chłopca w wieku lat 11 i wszystko pięknie by pasowało. Wciąż mielibyśmy do czynienia z dzieckiem, ale już nieźle przygotowanym fizycznie i psychicznie, by wykorzystać swój potencjał, nawet mimochodem i nieświadomie. A tak mamy dziecko, które ma więcej szczęścia niż rozumu, co bardziej wzbudza niechęć do niego, niż sympatię. [Taraissu]

Midichloriany

Pomysł, by nie absolutnie każdy był w stanie zostać Jedi – nic złego. Pomysł na test, który umożliwia zdeterminowanie, czy w danej osobie jest potencjał – jeśli byłby dobrze zrealizowany, jestem jak najbardziej za. Ale stworzenie mikroskopijnych, inteligentnych symbiontów, które przekazują nam wolę Mocy i są w zasadzie jedynym, co sprawia, że jej użytkownik jest wyjątkowy – nie do przetrawienia. Odarcie Mocy z pierwiastka mistycznego samo w sobie jest niezbyt fajne, na dodatek zostało dokonane w wyjątkowo niefinezyjny i budzący niesmak sposób. Nic dziwnego, że midichloriany to jeden z najmniej lubianych elementów uniwersum, a niektórzy z twórców dzieł pozafilmowych próbowali ten „wspaniały” dodatek naprawiać. [Vidar]

Zestarzenie się efektów specjalnych

Dwadzieścia lat temu Mroczne widmo było pierwszymi Gwiezdnymi wojnami, które obejrzałem i byłem zachwycony. Przez bardzo długi czas nie rozumiałem większości zarzutów, jakie miano do tego Epizodu, ale z biegiem lat moja świadomość rosła i oprócz wspomnianych już dialogów i Słoika Słoika zacząłem zauważać, że wizualnie ogląda się ten film coraz gorzej. W 1999 roku technologia, której używał Lucas była rewolucyjna, a efekty komputerowe zdawały się być niezwykle realistyczne. Problem w tym, że przez dwie dekady okrutnie się zestarzały. Gdy w zeszłym tygodniu ponownie zasiadłem przed Mrocznym widmem (i to w wersji „poprawionej” na Blu-ray!) to zacząłem się zastanawiać, jakim cudem wcześniej nie zwracałem uwagi na efekt końcowy. Komputerowo wygenerowane tło strasznie się rzuca w oczy, niektórzy kosmici wyglądają, jakby wyjęto ich prostu z cutscenek w grach, a widok na gungańską armię już szczególnie kłuje w oczy. Naprawdę nie najlepiej się to ogląda, a Atak klonów niespecjalnie się poprawił w tym względzie. Lucas zachłysnął się nową technologią i z biegiem lat to widać. Szkoda, bo to kolejny argument przeciwko (moim zdaniem) naprawdę niezłemu filmowi. [Jedi Przemo]