Relacja z Pyrkonu 2019

Kolejny rok i kolejny raz dziesiątki tysięcy osób z całej Polski zjechały się do Poznania na największy konwent w kraju. Targi Poznańskie znów zamieniły się na jeden weekend w oddzielne miasteczko jakby nie z tego świata. Pyrkon rośnie z edycji na edycję, a twórcom można pogratulować tego, jak udaje się zorganizować rozrywkę dla takiej rzeszy ludzi. Jak to wypadło w tym roku? Poczytajcie!

Jako osoba lubiąca się uczyć, na wszelkich konwentach zwracam uwagę w pierwszej kolejności na program prelekcji. Podobnie jak w poprzednim roku, Pyrkon nie zamykał się tematycznie jedynie w fantastyce i popkulturze, ale oferował odwiedzającym punkty programu dotyczące historii, mitologii i innych zagadnień popularnonaukowych. Tutaj na szczególne wyróżnienie zasługuje prelekcja „Miejskie molochy,” opisująca fascynującą relację między sferą sacrum w różnych mitologiach a ideą miasta. Michał „Sargath” Twardziński okazał się idealnym prelegentem, który przeprowadził dogłębną analizę, jednocześnie dając widzom masę powodów do śmiechu. Nie było też źle w tematyce Star Wars. W tym roku prelekcje o odległej galaktyce były rozłożone tak równomiernie, że chętni mogli załapać się na większość z nich, a były one dobre zarówno dla starych, jak i nowych fanów sagi.

Niestety, program miał też swoje niedociągnięcia. Przede wszystkim, uczestnicy dostawali jedynie rozpiskę tematów i prelegentów, bez szczegółowych opisów prowadzonych przez nich punktów. Rozumiem, że łączy się to z ograniczaniem kosztów, a – co za tym idzie – cen biletów, jednak nie każdy zorientuje się po samym tytule, o czym ma być dana prelekcja.

Kolejną wadą programu, która musiała zaboleć fanów Star Wars, była wiedzówka. Od lat Pyrkon ma pecha do konkursów dotyczących odległej galaktyki i nie udało się tej złej passy przerwać. Jeśli ktoś pyta jedynie o przypadkowe informacje wyciągnięte z głębin Wookieepedii, a nawet po ułożeniu takiego konkursu nie jest w stanie udzielić odpowiedzi bez patrzenia w kartkę, to nie jest to dobry konkurs! Mocno trzymam kciuki za gwiezdnowojenny konkurs za rok. Może on przełamie tę złą passę.

Kolejną zaletą Pyrkonu są wystawcy. Podobnie jak poprzednio, dostali oddzielny budynek pełen stoisk z najróżniejszymi gadżetami, figurkami, grami, książkami, komiksami i elementami odzieży. Samo obejrzenie całości było zadaniem na kilka godzin, a portfel aż drżał w wielu momentach na widok kolejnych okazji, które trudno przegapić. Oczywiście, ceny wahały się od absurdalnie wysokich do świetnych promocji: z jednej strony można było kupić gwiezdnowojenne figurki podobne do tych, które rok temu dawano za darmo w Lidlu za 15 zł, a z drugiej fani Star Wars mogli uzupełnić biblioteczki o Tarkina  za zaledwie 10 zł lub kupić najnowszy Star Wars Komiks o jedną czwartą taniej.

Warto wspomnieć, że w tym roku – podobnie jak w latach poprzednich – na Pyrkonie można było podzielić się cennym darem – krwią. Chętnych nie brakowało. Mimo ponad trzygodzinnego oczekiwania, krew oddało 387 osób. Organizatorzy postarali się, żeby w tym roku nie zabrakło motywacji dla takiego dobroczynnego działania. Dziesiątki wystawców oferowały dawcom zniżki, upominki i inne bonusy do zakupów. Jeśli tylko RCKiK uda się ściągnąć za rok więcej pracowników, pobijemy kolejny rekord i może oddamy ponad 200 litrów krwi!

Jak pisałem w ubiegłym roku, poza oficjalną częścią programu, Pyrkon stał się też miejscem spotkań dla wielu grup fanów z całej Polski. Ponownie odbyło się spotkanie fanów musicalu o Alexandrze Hamiltonie, a fani Star Wars mogli obejrzeć jak masa cosplayerów zbiera się na wspólny przemarsz przez teren targów. Zdjęcia z tego wydarzenia możecie zobaczyć w naszej fotorelacji.

Na konwencie pojawili się liczni goście z Polski i zagranicy. Poza Andrzejem Pilipiukiem i Anetą Jadowską pojawiła się też Christie Golden, autorka wielu pozycji książkowych Star Wars (np. Omen, Sojusznicy i Hegemonia z serii Przeznaczenie Jedi oraz kilku pozycji z nowego kanonu). Uczestnicy mogli spotkać się z autorką, zdobyć jej autograf i zrobić wspólne zdjęcie.

Ponownie nie zabrakło też niekomercyjnych wystaw zrobionych przez pasjonatów szeroko pojętej fantastyki. Oni też dostali swój budynek, w którym mogliśmy przechodzić między Śródziemiem, krainą postapokaliptyczną, a wystawami zorganizowanymi przez Brotherhood of the Sith i Mandalorian. Tych ostatnich odwiedzało się wyjątkowo często, kiedy okazało się, że wystawili stół z kartami do pazaaka rodem z Knights of the Old Republic i pozwalali gościom zagrać w tę prostą, ale wciągającą grę, natomiast Sithowie przygotowali gwiezdnowojenny escape room, do którego nie brakowało chętnych.

Wielu wystawców pozwalało robić sobie zdjęcia z wieloma eksponatami. Największą popularnością cieszył się Żelazny Tron, jednak Rękawica Nieskończoności i Mjølnir też zasługują na wspomnienie. Skoro już mowa o Marvelu, Pyrkon odbył się w weekend premierowy Avengers: Endgame, co prowadziło do pewnych problemów ze spoilerami. Jedni zobaczyli film przed konwentem (przedpremiera była już w środę), inni w trakcie konwentu, a inni czekali na następny tydzień. Każdy pilnował się, żeby nie zepsuć nikomu zabawy, choć w takim miejscu aż prosiło się o dyskusje na temat wszystkich wielkich momentów ostatniego filmu. Niestety, na jednej z prelekcji znalazł się nieprzyjemny gość, który wykrzyczał zakończenie w obecności parudziesięciu osób…

Oczywiście, jedną z największych zalet Pyrkonu jest liczba cosplayerów. W tym roku mam wrażenie, że było ich jeszcze więcej niż w latach poprzednich. Zrobienie zdjęć wszystkim byłoby niemożliwe, więc zapraszam Was do doświadczenia tego osobiście. Nawet jeśli nie siedziałem akurat na żadnym punkcie programu ani nie odwiedzałem licznych stoisk, samo przechadzanie się po ogromnym terenie targów i patrzenie na wszystkie kreatywne, wierne i zabawne stroje sprawiało, że chciałem, aby ten weekend długo się nie kończył.

Wieczorami konwentowicze nadal mieli wiele do roboty. Gamesroom był pełny do późnych godzin nocnych, nawet mimo jego ogromnego rozmiaru, który przewyższył już nawet wielki pokój gier na Falkonie. Odbywały się też koncerty, a zmęczeni mogli odpocząć w sleeproomie, choć niejedna osoba wolała przespać się gdzieś na korytarzach, żeby po nieprzespanej nocy zyskać trochę energii przed kolejnym dniem. Nie słyszałem też o przykrych incydentach z udziałem pijanych uczestników, które miały miejsce rok temu. Możliwe, że jest to ponownie zasługą organizatorów: kilkukrotnie przy wejściu sprawdzano, czy nie wnoszę na teren własnego alkoholu, a przy wejściach stały wyraźne znaki, że nie wolno tego robić.

Na koniec warto zwrócić uwagę na to, że Pyrkon cały czas rośnie. Twórcy wyraźnie analizują sukcesy i błędy poprzednich edycji i znajdują nowe rozwiązania. Niektóre z nich są genialne w swej prostocie! Po chaosie kolejkowym z poprzedniego roku wprowadzono system baloników – ostatnia osoba w kolejce do danej sali trzymała balonik z nazwą pomieszczenia. Proste, tanie i bardzo skuteczne!

Wszystkie opisane powyżej elementy sprawiają, że na Pyrkon chce się wracać i myśli się o nim całe miesiące wcześniej. To wyjątkowe wydarzenie, które nie równa się z niczym innym w Polsce i chyba nieprędko znajdzie się konkurencja dla takiego konwentu. Ja na pewno pojawię się tam za rok i zachęcam wszystkich, by dołączyli. Zważywszy na termin, nawet maturzyści prawdopodobnie nie będą mieli problemu z wybraniem się do Poznania, ponieważ termin wypada chyba już po pierwszych egzaminach. Zapraszam serdecznie!

Zapraszam też do przeczytania o wrażeniach naszych redaktorów:

Pyrkon to jednak olbrzymia impreza, a tegoroczna edycja udowodniła to po raz kolejny. Na terenach MTP pojawiły się tłumy, ale były to tłumy… całkiem życzliwe, uśmiechnięte, doskonale się bawiące i w dużej części fantastycznie przebrane, co widać było choćby na przemarszu starwarsowców w sobotę. Program zawierał sporo interesujących pozycji, gdybym tylko miała cierpliwość stać godzinę w kolejce do sali… ale są tacy, którzy walczą i z którymi cudnie polemizuje się także i na własnych prelekcjach… bo przecież Pyrkon (i żaden inny konwent) nie mógłby istnieć bez zapalonych fanów.

Niestety, to mój kolejny Pyrkon, na którym ominęło mnie sporo prelekcji. Godzina stania w kolejce to nie dla mnie. Wolę jednak przejść hale, obejrzeć fantastyczne wystawy i przede wszystkim spotkać się z ludźmi. A tych było jak zawsze dużo i jak zawsze byli fantastyczni! Do tego pogoda była łaskawa, szczególnie w sobotę. Czego chcieć więcej? Chyba tylko umiejętności bilokacji lub rozciągania czasu.

W tym roku na Pyrkonie po raz pierwszy w życiu pojawiłam się jako osoba tylko zwiedzająca, więc teoretycznie mogłam się w końcu nacieszyć atmosferą konwentu, ale na miejscu okazało się, że żaden konwent bez odrobiny pośpiechu odbyć się nie może i w związku z tym trafiłam na chwilę za kulisy przygotowań do Maskarady, gdzie od razu przypomniałam sobie jak bardzo cenię profesjonalizm na tym evencie. Również po raz pierwszy przyjechałam do Poznania jako rodzic i po rozmowie z innymi mamami zdecydowanie stwierdzam, że organizatorzy nie zapomnieli o atrakcjach dla dzieci, dlatego planuję ponownie odwiedzić Pyrkon za rok, zwłaszcza, że nawet schody nie są straszne dla wózka, gdy wspaniali uczestnicy oferują bezinteresowną pomoc na każdym kroku.

Drugi Pyrkon w życiu i po raz drugi poczułem, jak wspaniale jest uciec od codzienności do małej enklawy pełnej pasjonatów różnych odsłon fantastyki. Uczestniczyłem w kilku punktach programu, nerdziłem w zacnym towarzystwie, brałem udział w warsztatach i innych atrakcjach na salach, pochodziłem w cosplayu… tego mi było trzeba. Oczywiście szkoda, że nie udało mi się wejść na niektóre prelekcje a część paneli była oblężona przez istne hordy… ale no niestety, tak bywa. Jedyna rzecz, która w tym roku mi nie zagrała to zachowanie niektórych gżdaczy – duża ilość pracy i odpowiedzialność za przebieg imprezy to nie powód, by być nieuprzejmym dla gości. Tak czy tak – jak nic mi nie stanie na drodze, widzimy się za rok!

Pyrkon z roku na rok słusznie obrasta coraz większą legendą. Bo choć narzekania na tłumy, kolejki i inne sprawy organizacyjne nie cichną, to nie da się zaprzeczyć, że w dużej mierze jest to nieodłączny element tego typu imprez. A ogromna liczba odwiedzających ma też swoje plusy, bo im nas więcej, tym bardziej fantastyczna atmosfera. Nie bez powodu w końcu o Pyrkonie mówi się jak o „fantastycznym miejscu spotkań”. Bo choć atrakcji jest na tyle dużo, że trudno je wszystkie ogarnąć, to przecież najważniejsza w tym wszystkim jest właśnie bezpośrednia interakcja z innymi uczestnikami. Wymiana doświadczeń, opinii i dzielenie się swoją pasją. Także tą gwiezdnowojenną, bo fanów Gwiezdnej Sagi na Pyrkonie nie brakuje – czy to członków różnych organizacji, fanklubów, czy prelegentów, czy wreszcie cosplayerów w genialnie wykonanych strojach.

Pomimo tego, że Pyrkon nigdy nie był dla mnie konwentem tylko festiwalem, to co roku jest dla mnie punktem obowiązkowym. Choć to dla każdego niewtajemniczonego może wydawać się dziwne, to nigdzie nie znajdzie się tak przyjaznej i serdecznej atmosfery, jak co roku w Poznaniu. Dziesiątki tysięcy ludzi, z którymi można się spotkać nadaje temu wydarzeniu niewiarygodnego klimatu i nawet jeśli nie znajdziecie zbyt wielu punktów programu dla siebie, to zawsze będzie co tam robić. Hala sprzedawców, wystawy, gigantyczny gamesroom, strefa gastro… W Poznaniu byłem cztery razy i praktycznie nie ruszałem się z terenu MTP. Może niektórzy preferują małe konwenty (w moim sercu Skiercon zawsze będzie na pierwszym miejscu) ale przynajmniej raz w życiu każdy powinien pojechać na Pyrkon.

Tegoroczny Pyrkon był moim trzecim i ulubionym. Nie zaliczyłam zbyt wielu prelekcji, wyjątkowo poświęciłam większość czasu na wystawy, halę z grami elektronicznymi i plac Marka, na którym działo się cały czas, a najwięcej to chyba w nocy. Pamiętam mój pierwszy Pyrkon, gdy w nocy nie było co robić – przez te trzy lata wiele się zmieniło, bo teraz noc na tym festiwalu to moja ulubiona pora. Miałam też wielkie szczęście, bo udało mi się dostać na koncert Percivala, który był po prostu cudowny, nóżka sama chodziła. Genialną atrakcją była możliwość zrobienia sobie zdjęcia na tronie z Gry o Tron – fajnie obserwowało się kolejkę do fotki, bywało że wychodziła poza halę. Ze smutkiem w niedzielę opuszczałam teren Targów, dalej tęsknię za tą atmosferą, ale wiem, że za rok z pewnością wrócę.