Dzisiaj kontynuujemy temat podjęty w tym miejscu, przy okazji polemizując z komentarzami.
1. Trybuna Ludu
Przede wszystkim, tekst był nastawiony propagandowo i trochę, ale tylko trochę, podkoloryzowany. I wbrew pewnej opinii, wcale nie zajmowałem się indoktrynacją, agitacją, czy praniem mózgów w poprzednim ustroju. Mogę złożyć stosowne oświadczenie lustracyjne. Choć oczywiste, że to i tak o kant czterech liter roztrzaskać, bo jakżeby nie, wiadomo powszechnie, że Bolek donosił. I co z tego, że było inaczej?
Mam jednak nadzieję, że uchwyciliście sens mojej wypowiedzi. Mianowicie wszelkie wielkie konflikty stawiają zazwyczaj ludzi na dwóch pozycjach: agresorów i obrońców. Zasadnicza różnica jest taka, że ci pierwsi atakują innych dla własnych zysków, natomiast drudzy się tylko bronią. Pytanie brzmi: jak się bronić, by pozostać obrońcą, a nie agresorem?
Kto czytał Cienie Mindora, zapamiętał pewnie scenę, kiedy Luke Skywalker zleca przeprowadzenie śledztwa w sprawie zbrodni, której dokonał właśnie na Mindorze… i w sumie nie tylko tam, jakby tak spojrzeć na jego poczynania. Ruszyło go sumienie, domyślił się, że w całej tej wojnie obronnej coś jednak jest nie tak.
Gdyby Rebelia nie powstała i nie zdecydowała się „postawić ksenofobicznemu systemowi totalitarnemu”, wtedy cóż… przypuszczam, że mieszkańcy galaktyki mieliby niemałe poodoo. Podobnie sprawa wygląda z drugą wojną światową. Problem niestety jest taki: czy w świecie Gwiezdnych wojen i tym naszym nie posunęliśmy się za daleko? Gdzie powinna przebiegać granica?
2. Kyp do Kypa, a będzie Kyky… bum.
Znacie zapewne Kypa Durrona? Kyp został dotkliwie skrzywdzony przez Imperium. Jego rodzice byli przeciwnikami politycznymi Palpatine’a, za co zesłano ich na Kessel. Ostatecznie Kyp uciekł i trafił do Akademii na Yavinie. Lecz kiedy ktoś szkolący się na Jedi tłumi w sobie coś takiego, a w dodatku jest nieco zarozumiały, robi się niebezpiecznie. Kyp został obiektem uwagi starożytnego Lorda Sithów, Exara Kuna i summa summarum wykradł „Pogromcę Słońc”, statek o większym potencjale destrukcyjnym niż Gwiazda Śmierci. Chcąc się zemścić za śmierć swojego brata, zniszczył planetę o nazwie Carida. Znajdowała się na niej imperialna baza szkoleniowa (tam też właśnie był szkolony brat Kypa.)
I teraz wielu z Was powiedziałoby: „to dobrze, szturmowcy zostali zabici i mniej ofiar będzie po naszej stronie”, „jak to dobrze, nie mamy się czego bać”.
Ale to nie takie proste. Jak się później okazało, brat Kypa wcale nie zginął, ba, przebywał na planecie w chwili jej zniszczenia. Człowiek pragnący zemsty na tym „złym„ Imperium za śmierć brata, sam stał się jego katem. I nie tylko jego, na planecie nie znajdowała się wyłacznie imperialna placówka, ale i 25 000 000 innych żywych istot, w tym tubylczych Caridan i ludzi a jakby mi ktoś chciał zarzucić kłamstwo to dopowiem, że dwa procenty tej liczby stanowiły roboty.
Powiedziecie zatem, czy było to dobre, czy złe? Czy warto? Cóż, chyba wiemy jakiej odpowiedzi udzieliłby Kyp.
3. I Mando tam byli, pacyfizmem się nie wybili
Jakby to piękny świat był, gdyby wszyscy ludzie postępowali jak Gandhi i byli pacyfistami. Ale to tylko w bajkach. I nie tylko w bajkach – także w świecie Star Warsów Mandalorianie przez pewien okres swej egzystencji, w co trudno uwierzyć, byli pacyfistami. Ale jakoś specjalnie długo tak nie wytrzymali, widać rolnictwo niezbyt się opłacało.
Problem z pacyfizmem jest taki, że jeśli znajdzie się ktoś, kto go uzna za idiotyzm, wtedy reszta ma tzw. „przepaprane„. Można snuć przypuszczenia, co by było gdyby Rebelia przyjęła ideały tej pięknej postawy wobec wrogości albo gdyby alianci podczas ofensywy hitlerowców zrezygnowali z walki. Ale wiadomo powszechnie, że gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem.
Niemniej Gandhiemu się udało. Zdecydowanie potępiał przemoc po jednej i drugiej stronie, bo jego zdaniem przemocy nic nie może usprawiedliwić. Równocześnie mówił, by Hindusi nie krzywdzili brytyjskich obywateli, bo ci nie są winni opresyjnym działaniom rządu. Niestety, rok po uzyskaniu niepodległości przez Indie Gandhi został zabity przez prawicowego ekstremistę.
Czy należało zrezygnować z walki zbrojnej i stawić bierny opór zarówno hitlerowskiej Rzeszy, jak i Imperium Galaktycznemu?
Cóż, doskonale rozumiem pragnienie życia każdego z nas, które jest niekiedy postrzegane jako egoizm. Rozumiem także konieczność walki i zabijania naszych oprawców, agresorów, by samemu nie zostać zabitym. Jestem świadom, że gdyby ludzie w przeszłości nie poświęcili się i nie złożyli swojego życia na ołtarzu jakkolwiek rozumianej, ale jednak Wolności, dzisiaj świat wyglądałby zupełnie inaczej. Ja jednak za broń bym nie chwycił.
Chciałbym, żeby skutkiem tego artykułu było uświadomienie czytelnika, że nieskazitelna do bieli Rebelia/Nowa Republika*, do końca taka czysta nie jest. Ważne jest, żebyśmy zdawali sobie sprawę ze zła, które czynimy i traktowali je co najwyżej jako ostateczną konieczność, nie jak coś wielkiego, powod do dumy z zabijania innych, bo to oni byli źli, a my ci dobrzy.
*Traktuję je łącznie, jako że Nowa Republika jest kontynuatorką myśli politycznej Sojuszu.