Aaaby zostać Sithem – część 4

Z powodów rozmaitych zostaliśmy już Sithami. Wiemy, w co się ubrać, wiemy, gdzie zamieszkać, jednak galaktyka jest długa i szeroka, z jednej planety na drugą raczej nie przeskoczymy (no, chyba że mowa o Onderonie i Dxun). Nie pozostaje nic innego, jak sprawić sobie mały, poręczny stateczek. Albo taki trochę większy. Koniecznie z bajerami.

Duuuuże

Najlepszym środkiem transportu jest taki, który się kulom i wrogom nie kłania. Wręcz przeciwnie, na jego widok wraże siły zaczynają stawać w kolejce do ustronnych miejsc, bo samo pojawienie się naszego „maleństwa” w polu widzenia zaczyna nie najlepiej wpływać na ich system trawienny. Wiedzieli o tym dwaj niegdysiejsi sojusznicy, Darth Revan i Darth Malak, nie najgorzej lekcję pojął również Darth Nihilus – jego postrzelany „Ravager” robił spore wrażenie na kolejnych ofiarach. Minus jest jeden, takim czymś nie sposób niepostrzeżenie wejść do systemu, załatwić misję i się wycofać. Tym lecimy, gdy wszyscy już wiedzą, kim jesteśmy i co możemy zrobić. Oraz – co istotne – w ślad za nami kroczy ogień i armia. Koniecznie nasza.

Bo jego tam nie było!

Jeśli należymy do tych Sithów, którzy chcą swoje knowania snuć po cichu w jakimś ustronnym zakątku galaktyki i raczej nie ujawniać się szerszemu ogółowi przed czasem, potrzebujemy czegoś niepozornego. Zabaweczka Dartha Maula to wzorcowy przykład takiego rozwiązania – nie dość, że był wyposażony w rozmaite systemy uniemożliwiające jego wykrycie, to był jeszcze na tyle pojemny, że spokojnie mieścił środki szybkiego transportu. Nie musimy czekać na autobus ani przykuwać uwagi, kradnąc jakiś pojazd. Dobra nasza! Minus: sporo kosztuje.

Jego tam naprawdę nie było!

Jeśli włada się jedną z sithowych mocy, można zaopatrzyć się w statek doskonały: nie pali zbyt wiele, nie wymaga przeglądu, nie trzeba sprawdzać w nim oleju. Nie, nie, nie jest to statek służbowy – to statek, który nie istnieje. Będąc wystarczająco dobrym iluzjonistą, możemy stworzyć dowolny kształt i dowolny rozmiar. Wprawdzie sam nie strzela, ale za to łatwo go wykorzystać jako zasłonę dla pozostałych okrętów, które zrobią to za niego. Wprawdzie pomysł został już wykorzystany przez Ulica Qel-Dromę, ale było to na tyle dawno, że połowa ludku galaktycznego nawet nie wie, kim on był.

Statek szyty na miarę

Świetnym połączeniem klasycznego okrętu i mocy sithowych są także jednostki, które w jakiś sposób są „dopalane” Mocą. Klasycznym przykładem jest „Corsair” Nagi Sadowa (później używany również przez Exara Kuna), na którego pokładzie znajdowały się kryształy mogące posłużyć do aktywacji potęgi zdolnej do niszczenia całych gwiazd. Jak wiadomo, Sadow skorzystał z tej technologii, by ocalić życie, aczkolwiek nie należy zapominać wtedy o odpowiednio szybko wdrażanych procedurach ewakuacyjnych. Aleema Keto, niestety, nie przeczytała tej części podręcznika. Do Sadowa należała również sfera medytacyjna potęgująca jego zdolności, ale długo się nią nie nacieszył. Przydatne urządzonka, należy jednak pamiętać o tym, że potrafią dosyć nieoczekiwanie dokopać użytkownikowi, tak więc zawsze używajmy ich wtedy, kiedy mamy wystarczającą kontrolę.