Omawialiśmy sobie tutaj kilkakrotnie niezbędne podstawy do tego, by zostać Sithem. Dyskutowaliśmy nad strojem, motywacją, okrętami czy planetami, przyszedł czas na naszych przybocznych, których każdemu Sithowi zabraknąć nie powinno. Tylko że wcale nie tak łatwo ich zdobyć… Jaki zatem ma być ten nasz pomocnik?
Ambitny?
W sumie każdy przydupas z ambicjami na bycie kimś więcej to proszenie się o nieszczęście, o czym przekonał się już choćby Ulic Qel-Droma, kiedy Aleema ni z tego ni z owego zostawiła go na pastwę wojsk republikańskich na Coruscant. Oczywiście, w grę może również wchodzić kwestia urażonej godności, jako że Ulic więcej czasu spędzał z kolegami z wojska bądź robiąc eksperymenta chemiczne z niejakim Kunem, ale znając Aleemę, możemy być pewni – ona miała Plan! Koniecznie przez duże P. Ambicjonalne podejście do sprawy ewidentnie doceniał również Darth Bane, twórząc swą (nie)sławną Zasadę Dwóch: jeden Sith był wcieloną potęgą, drugi miał jej pożądać. Tylko dla twardzieli.
Dobry kumpel?
No dobra, to skoro nie ktoś ambitny, to może ewentualnie kumpel, taki od serca. Oczywiście, przy okazji może mieć te swoje cele, najlepiej w dodatku, by były zbieżne z naszymi. Odkrywanie nowych światów, poznawanie nowych ścieżek Mocy, snucie odkrywczych planów, które logiką wręcz powalają, wbijanie miecza świetlnego w plecy… No cóż, jestem pewna, że Revan niekoniecznie przewidział to ostatnie, kiedy nagle się okazało, że Malak ma zupełnie inną wizję wszechświata i sithowania niż on sam.
Ktoś, komu możemy sprzedać parę użytecznych tipów?
Co zatem zrobić? Mamy pod ręką kogoś utalentowanego, kogo można wziąć na smycz, zależy nam jednak na tym, by nagle nie wywinął niespodziewanego numeru, bo mu się na przykład, odwidziało i właściwie to ta popsuta cera i wysuszone od błyskawic końcówki palców to nie jest to, na co się pisał. Prosta sprawa. Należy mu zamącić w głowie tak, by uznał, że nasza wiedza jest mu absolutnie niezbędna i zadźganie nas we śnie nie jest najlepszym pomysłem na ukojenie tych wszystkich wątpliwości, które nim targają. A cele można postawić doprawdyż dowolne, acz im bardziej mało realne, tym lepiej. Na przykład jak oszukać śmierć i przedłużać życie… Na naiwniaka zadziała świetnie.
Od oseska?
Niegłupio również zacząć szkolenie naszego potencjalnego pomocnika, ucznia tudzież prawej ręki od maleńkości. Takiemu w sumie całkiem sporo można wdrukować, a i innych wzorów życiowych raczej brak. Cokolwiek powiemy, będzie przyjęte. Należy tylko uważać na to, by za bardzo go nie okłamywać tudzież nie odseparowywać od świata, bo potem zobaczy pierwszą lepszą panienkę albo dowie się, że faktycznie to my zabililiśmy mu kogoś tam, a nie wskazany przez nas cel i będzie problem. Nie wszyscy wszak jesteśmy Vaderami, by robić porządek ze Starkillerami. Można chować takiego od pokoleń i od razu lepiej. A jeśli jeszcze prezentuje się niczym Darth Talon…
Lojalny, bo pokonany w walce?
Jak już nam się wydaje, że nikomu nie wolno ufać, należy koniecznie skoczyć do biblioteki (pamiętacie, co robiła Hermiona Granger w przypadku wątpliwości? i co? i przeżyła? no właśnie!) i przejrzeć sobie wszystkie dostępne tomy poświęcone ciekawym tradycjom przejmowania władzy w organizacjach wojskowych. Nigdy, powtarzam, nigdy nie należy odrzucać możliwości zdobycia porządnej wyszkolonej armii, zwłaszcza za darmo. Zazwyczaj jedyny kruczek to położenie naszego życia na szali, ale co tam. YOLO. W efekcie, jeśli przy okazji taki pokonany jest honorowy, możemy zyskać sojusznika do dni ostatnich. Mandalore Nieustraszony najlepszym przykładem. Ktoś już kiedyś mówił, że historia nauczycielką życia.
Zapatrzony w nas jak w nieświęty obrazek?
Podejście kumpelskie może się w sumie, jak widzimy, średnio sprawdzić, więc należy wybrać sobie kogoś, komu imponujemy swoim niezaprzeczalnym urokiem osobistym i niezrównanym talentem, a potem trzymać go przy sobie, zwodząc obietnicami, czego to się przy nas nie nauczy… Od czasu do czasu faktycznie warto byłoby go czegoś nauczyć, bo jak człowiek leveluje, to i wyższe staty są, a i my zyskujemy wtedy trochę do lansu. Taki pomocnik w ogień za nas pójdzie, a i misja samobójcza nie będzie mu straszna.