Czy zło z naszych dziecięcych czasów różni się od tego, co otrzymujemy obecnie w rozmaitych produkcjach? Co nas tak naprawdę pociąga w antagonistach? Cathia próbuje odpowiedzieć na to pytanie.
Likwidacja LucasArts oraz przejęcie pieczy nad kolejnymi grami ze świata Star Wars przez Disney Interactive Studios oraz Electronic Arts spotkało się ze skrajnymi reakcjami.
Głos w sprawie wszelkich kontrowersji dotyczących śmierci żony Anakina, która po dramatycznych zdarzeniach w Epizodzie III umiera z powodu „utraty woli życia”.
Co by było, gdyby studio BioWare wróciło do klimatów „Gwiezdnych wojen” i ponownie zaoferowało nam grę RPG, single player? Może coś w stylu „Mass Effect”?
Wiemy już całkiem sporo o „Rogue One” i trochę o filmie z Hanem Solo. Czego można się spodziewać po tych produkcjach? A może w ogóle nie są nam one potrzebne?
Co dobrego do „Gwiezdnych wojen” mógłby wnieść serial „Battlestar Galactica”? JediPrzemo ma kilka pomysłów w tekście rozpoczynającym nowy cykl artykułów.
Seriale z uniwersum „Gwiezdnych wojen” nie mają łatwego życia. Jak na razie doczekaliśmy się tylko kreskówek – od „Droids” i „Ewoks” począwszy, na „Rebels” skończywszy.
Niedawno gruchnęła szokująca zdaje się wieść – zanim poznał Leię, Han Solo miał żonę! U fanów wywołało to oburzenie, ale czy słuszne? Raczej nie i Yako udowadnia, dlaczego.
„Razem jesteśmy jednością / Osobno jesteśmy jednością / Podzielimy się wszystkim / Wychowamy wojowników” – czy za tymi słowami kryje się coś więcej, niż tylko przysięga małżeńska?