Kilka przemyśleń Jedi Nadiru Radeny po przeczytaniu wszystkich, 155 niemłodzieżowych książek „Star Wars”, w roku, gdy książkowe Expanded Universe się skończyło.
Choć jak mawiał mistrz Yoda wojna nie czyni nikogo wielkim, to z całą pewnością niejednych uczyniła wyjątkowo przydatnymi, zwłaszcza w czasach konfliktów militarnych.
Sun Zi zwykł mawiać, że postępujący niekonwencjonalnie są wieczni i potrafią odrodzić się na nowo. Podobne początki miały wszystkie elitarne oddziały w „Gwiezdnych wojnach”.
Wieść o Expanded Universe była zaskakująca, a reakcje na nią dość skrajne. Nie da się ukryć – nasze także. Zobaczcie, co redakcja Star Wars Extreme sądzi o tej całej aferze.
W początkach Imperium Sithów zasada była prosta: istniało kilku Lordów Sithów i jeden, najpotężniejszy, Mroczny Lord. Ale na przestrzeni lat wielokrotnie tę zasadę łamano.
Jako wielki fan Expanded Universe, który zjadł zęby na rozszerzonym uniwersum, powinienem być jego najgorliwszym obrońcą. Ale nie jestem – i powiem Wam dlaczego.